– Żyć i nie umierać, ja tam jestem zadowolona… Dzieciaki chodzą do świetlic, a tam dostają jeść i mają różne atrakcje: basen, wycieczki po Jurze. Ja z mężem korzystamy z jadłodajni i mamy też pieniądze z MOPS-u, i czego mi więcej trzeba? – mówi Iwona W., mieszkanka ulicy Krakowskiej w Częstochowie.
Ulicę Krakowską i inne z nią sąsiadujące, większość częstochowian omija szerokim łukiem (prócz Galerii Jurajskiej). Co dla niektórych jest strefą patologii, dla innych rajem na ziemi. W obrębie tylko jednej ulicy (Krakowskiej) działa prawie 20 ośrodków pomocowych: od jadłodajni, świetlic po schroniska i noclegownie. Tworzona przez lata „enklawa” wykreowała niemałą grupę „zawodowców”, specjalizujących się w korzystaniu z pomocy społecznej.
Lepiej nic nie robić
Już kilka lat temu Główny Urząd Statystyczny alarmował władze samorządowe – 80 proc. osób korzystających z pomocy społecznej pobiera ją dłużej niż 10 lat. – To dobitnie świadczy o nieskuteczności polskiego systemu walki z ubóstwem. Już dziś wielu Polaków jest uzależnionych od zasiłków – uważa Magdalena Janczewska, ekspert ds. społeczno-gospodarczych Konfederacji Pracodawców Polskich. To zjawisko nie ma jeszcze swojej nazwy (my wymyśliliśmy własną: “nieroboholik”) i choć trudno zaliczyć je do grupy tradycyjnych nałogów, równie mocno uzależnia. Spisując obecnych 30-sto i więcej latków na straty, podtrzymywanie negatywnych wzorców przez dłuższy czas ma wpływ na kolejne pokolenia, które uważają, że życie na cudzy koszt to norma, a praca nie przedstawia żadnej wartości. Dzieci znają jedynie postawę roszczeniową swoich rodziców i tego też oczekują w swoim dorosłym życiu – ma dać Państwo, ma dać miasto/gmina, a jeśli oni zawiodą mają dać organizacje pozarządowe. Mechanizm jest prosty: rejestracja w urzędzie pracy – Państwo opłaca ubezpieczenie zdrowotne, Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej wypłaca szereg świadczeń, Urząd Miasta dopłaca do mieszkania, a organizacje pozarządowe zapewniają wyżywienie, odzież, a nawet rekreację. W obszarze ulicy Krakowskiej działa Polskie Towarzystwo Schronisk Młodzieżowych, Stowarzyszenie Pomocy Dzieciom „Skrawek Nieba”, Fundacja Chrześcijańska „Adullam”, Fundacja św. Barnaby i Caritas Polska. Na jednej tylko ulicy mamy: schronisko, dwie jadłodajnie, hostel, trzy świetlice, noclegownię, dwa przytuliska, punkt wydawania żywności, stację opieki pielęgniarskiej, ośrodek terapii uzależnień, ogrzewalnię oraz łaźnię. – Potrzebowałem kilku osób do koszenia trawy. Przyjechałem pod schronisko dla mężczyzn i siedzącym przed budynkiem panom zaproponowałem możliwość dorobienia. Wyśmiali mnie… – mówi Józef P., emeryt z Częstochowy. Nic dziwnego. “Nieroboholik” ma własną filozofię życiową. Zdaniem dyrektora Biura Polityki Społecznej w Warszawie, Bogdana Jaskołda „stosunek wysokości świadczeń, które można uzyskać, do płac jest dziś szczególnie niekorzystny” i dlatego wielu osobom bardziej opłaca się żyć na zasiłkach niż ciężko pracować. W opinii Konfederacji Pracodawców Polskich problem tkwi w systemie udzielania pomocy społecznej, gdyż w żaden sposób „nie aktywizuje świadczeniobiorcy” – i jak dodają eksperci – powinien być warunkowy i czasowy.
Nadmiar pomocy szkodzi
Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej w Częstochowie w tej części dzielnicy Starego Miasta objął opieką 100 osób z ulicy Krakowskiej, 90 z Ogrodowej, 70 z Małej, 60 z Katedralnej. Otrzymują oni zasiłki stałe, celowe, okresowe, a także pomoc w naturze (środki czystości, artykuły żywnościowe) oraz miesięczną pomoc rzeczową w kwocie 120 zł. Do tego dołączyć należy wszystkie działania pomocowe organizacji pozarządowych. Niestety nie jest prowadzona szczegółowa ewidencja osób korzystających z pomocy w różnych placówkach, bowiem ośrodki nie współpracują ze sobą, nie wymieniają informacji. Jedna osoba może korzystać z kilku typów pomocy naraz.
Oczywiście zjawisko nie dotyczy wszystkich mieszkańców dzielnicy. Poza tym dla masy pracującej taki komfort życia nie byłby zadowalający. Nie należy również zapominać o drugiej stronie medalu – walka z ubóstwem i bezdomnością to zgodnie z ustawą zadanie własne każdej gminy. W naszym mieście zabrakło działania “z głową” – w niewielkim stopniu pomoc otrzymują naprawdę potrzebujący, a znacznie większą “nieroboholicy” z wypracowanym sposobem na życie.
Źle się jednak stało, że przez lata władze miasta „budowały” strefę patologii i w dalszym ciągu ten stan rzeczy akceptują. Wciąż powstają nowe jadłodajnie i świetlice, a organizacje pozarządowe prześcigają się w formach udzielania pomocy. “Nieroboholicy” nie ponoszą, bo i nie muszą, odpowiedzialności za siebie i swoje dzieci, przerzucili ją w dużej mierze na podatników miasta Częstochowy. Wykreowano życiowych nieudaczników, których byt uzależniony jest wyłącznie od pomocy z zewnątrz. – Ludziom należy dawać wędkę, a nie rybę. W przeciwnym wypadku robimy im krzywdę, i nie tylko im, ale także ich dzieciom, dla których wzorem jest bezstresowe, pasożytnicze życie rodziców – mówi Magdalena Janczewska, ekspert ds. społeczno-gospodarczych.
Fot. M. Dziurkowski