Siatkarze AZS-u Częstochowa odbili się od dna, pokonując we własnej hali MKS Będzin 3:1, ale nie poprawiło to ich pozycji w tabeli Plus Ligi. Zespół prowadzony przez Michała Bąkiewicza wciąż jest na szarym końcu w stawce dwunastu drużyn. „Głowy” trenera coraz głośniej domagają się kibice.
A miało być tak pięknie…
Poważni sponsorzy, nowy skład z kilkoma znanymi, zagranicznymi nazwiskami, efektowna prezentacja drużyny – działacze AZS-u robili co mogli, by wywrzeć dobre wrażenie przed sezonem. Poprzedni był dla częstochowian pasmem porażek – AZS zajął czternaste, ostatnie miejsce w lidze i utrzymał się właściwie tylko dzięki temu, że przed sezonem ustalono, że na wzór amerykańskich rozgrywek, Plus Liga zostanie zamknięta i nie spadnie z niej żadna drużyna.
Działacze, na czele z dyrektorem sportowym Ryszardem Boskiem i lobbystą Jerzym Buzkiem, zaraz po zakończeniu poprzedniego sezonu zapowiedzieli, że zespół czeka rewolucja, która ma doprowadzić do odbudowy potęgi AZS-u. Bosek już w styczniu tego roku na łamach Przeglądu Sportowego przekonywał – Jeśli wszystko pójdzie dobrze, w kolejnym sezonie możemy dysponować budżetem zbliżonym do największych potęg i składem na miarę medalu mistrzostw Polski. Ostatecznie pod Jasną Górę trafili atakujący z Brazylii Felipe Bandero, reprezentant Słowacji Matej Patak i 35-letni francuski rozgrywający Rafael Redwitz. Raczej trudno było oczekiwać, by Ci trzej zagraniczni siatkarze wespół z młodymi polskimi zawodnikami podjęli walkę o medale, ale już miejsca w środku stawki wydawały się jak najbardziej w zasięgu AZS-u.
Tymczasem rzeczywistość okazała się bardzo brutalna dla częstochowskich akademików. Już w pierwszym meczu sezonu poważnej kontuzji doznał Bandero, który miał zapewniać minimum kilkanaście punktów w każdym spotkaniu. Przez długi czas niezdolny do gry był też Patak. Podopieczni Bąkiewicza przegrywali kolejne mecze, po siedmiu kolejkach AZS był jednym z dwóch zespołów bez zwycięstwa, a w tabeli zajmował ostatnie, dwunaste miejsce.
Przełamanie
Pierwszy sukces przyniosła dopiero ósma seria spotkań. Częstochowianie pokonali we własnej hali MKS Będzin 3:1, ale to zwycięstwo nie poprawiło pozycji AZS-u w tabeli. Zespół Bąkiewicza co prawda zrównał się punktami z pokonanym Będzinem i Effectorem Kielce, ale z tej trójki ma najgorszy stosunek setów.
W pojedynku z MKS-em pierwsze skrzypce w ekipie „biało-zielonych” grał Rafa Redwitz. Francuz „nakręcał” swoich kolegów, podrywał do walki cały zespół i został wybrany najbardziej wartościowym graczem meczu. Częstochowianie byli lepsi od rywali niemal w każdym elemencie siatkarskiego rzemiosła. Popełnili zdecydowanie mniej błędów – goście aż dwanaście razy atakowali w aut lub w siatkę, a akademicy popełnili tylko trzy takie błędy. Rywale byli lepsi w przyjęciu (63 proc. pozytywnego przyjęcia, przy 49 proc. AZS-u), ale nie potrafili tego wykorzystać, bo bardzo często nadziewali się na szczelny blok częstochowian. Nasi siatkarze zdobyli w ten sposób 12 punktów, a sześć razy sztuki tej dokonał środkowy Michał Szalacha.
Najlepiej punktującym zawodnikiem po stronie AZS-u był Matej Patak (15 pkt.), który wreszcie zagrał na miarę oczekiwań. W zespole Tomasza Wasilkowskiego brylował natomiast były atakujący AZS-u – Michał Kamiński, który na swoim koncie zapisał aż 29 punktów! W pojedynkę niewiele mógł jednak zdziałać. Akademicy z Częstochowy oddali rywalom tylko drugą – przegraną do 23 – partię, a w pozostałych setach byli wyraźnie lepsi, wygrywając je do 19, 20 i 19.
Bąkiewicz do zwolnienia?
Zwycięstwo z MKS-em Będzin powinno pozytywnie wpłynąć na morale drużyny, choć nie ma też co ukrywać, że było ono obowiązkiem. Najbardziej zagorzali kibice AZS-u nie mają wątpliwości kto jest winien słabych wyników drużyny. Podczas ostatniego meczu rozwiesili w swoim sektorze transparent z hasłem skierowanym pod adresem trenera Bąkiewicza „Wychowanka wyrzucacie, a frajera wciąż trzymacie”. Doszło też do przepychanek między szalikowcami, a ochroną.
Klubowi działacze póki co stoją murem za szkoleniowcem. Co więcej, Bosek jest bardziej skory do przeprowadzenia kolejnej rewolucji w składzie (mówił ostatnio o pożegnaniu Pataka, jeśli ten nie poprawi gry), aniżeli zwolnieniu Bąkiewicza. A ten na stanowisku trenera jest już rok i póki co pod jego wodzą AZS przegrywa praktycznie wszystko. Jako siatkarz Bąkiewicz nigdy nie miał cech przywódcy, godził się na rolę zmiennika i przylgnęła do niego łatka „wiecznego rezerwowego”. Bez charyzmy, trudno być dobrym trenerem. Pytanie, ile jeszcze przegranych meczów potrzeba, by klubowi włodarze zastanowili się nad tym, czy aby przyczyna w słabych wynikach leży nie w zawodnikach, a trenerze?
W środę (9 grudnia) AZS Częstochowa grał w Bydgoszczy z Łuczniczanką (mecz zakończył się po zamknięciu składu gazety).