Wywiad z prezesem Zarządu Okręgu PZW w Częstochowie Eugeniuszem Bugajem.
– Rok 2022 jest rokiem wyboru nowych władz Polskiego Związku Wędkarskiego na kolejną czteroletnią kadencję. Jednak zacznę naszą rozmowę od poprzednich – jakie były?
– Miałem dwóch kontrkandydatów. W drugiej turze osiągnąłem znaczącą większość wśród delegatów, dzięki czemu przez ostatnie ponad 4 lata miałem zaszczyt pełnić funkcję prezesa Zarządu Okręgu częstochowskiego. Obecna kadencja została przedłużona ze względu na koronawirusa. Wybory powinny się odbyć w maju ubiegłego roku, ale przez pandemię odbędą się teraz w lutym 2022 roku.
– A jak będzie w tym roku i czy zamierza Pan ponownie kandydować?
– Będę kandydować, więc czeka nas kolejna rywalizacja. Na razie mam jednego konkurenta, który się ujawnił, a o reszcie będziemy wiedzieć podczas zjazdu, bo dopiero wtedy poznamy wszystkich kontrkandydatów, startujących w wyborach na funkcję prezesa Okręgu częstochowskiego PZW.
– Jak ocenia Pan swoje szanse w tegorocznych wyborach?
– Nie chciałbym mówić o szansach, chciałbym mówić o latach pracy, które powinny przemówić za tym, by delegaci ponownie powierzyli mi funkcję prezesa zarządu, mając na względzie to, co zrobiliśmy dla wędkarzy z okręgu częstochowskiego. Oczywiście znajdą się też malkontenci, którzy będą narzekać, że jakoby można było zrobić więcej, inaczej, a tak w ogóle to należało zrobić coś innego… Ale ten właśnie kierunek działań, który obrałem dostał aprobatę podczas ostatniej kadencji. Już na wstępie założyłem realny plan, który został zrealizowany, nawet z naddatkiem.
– To porozmawiajmy o latach Pana pracy, czyli o mijającej kadencji?
– Nasze sukcesy trzeba podzielić na etapy: etap inwestycyjny, który zrealizowaliśmy, począwszy od uporządkowania gospodarki majątkowej poprzez zbiorniki, a nawet parkingi oraz etap dotyczący gospodarki rybackiej, czyli zarybianie naszych wód.
– Która z inwestycji była dla Pana najważniejsza?
– Szczerze mówiąc każda z inwestycji ma znaczenie dla PZW, a przede wszystkim dla wędkarzy, dla których przecież pracujemy, jako zarząd Okręgu częstochowskiego. Sporą uwagę myślę należy zwrócić na uporządkowanie spraw własności na Rybaczówce w Poraju-Masłońskim, gdzie zakupiliśmy dwa nowe domki, pozbyliśmy się starych ruin, wybudowaliśmy m.in. hydrofornię, toalety, prysznice, kanalizację, zakupiliśmy również łódki dla wędkarzy i generalnie uporządkowaliśmy cały teren, uwzględniając interes środowiska naturalnego. To jest taka nasza sztandarowa inwestycja i tak naprawdę mamy się czym pochwalić. Nie była to zbyt kosztowana inwestycja, bo całość pochłonęła około 250 tysięcy złotych. Wszystkie podejmowane decyzje inwestycyjne są przemyślane, w zgodzie z zasadą gospodarności. Na przykład kostkę brukową na parking pozyskaliśmy od szkoły, która pozbywała się kostki ze swojego terenu.
Najdroższą inwestycją był zakup samochodu, ale tu środki pozyskaliśmy z Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach, który dofinansował nam naszą działalność w zakresie gospodarki wędkarskiej. Ponieważ moja polityka była ukierunkowana na zindywidualizowanie, a właściwie usamodzielnienie kół wędkarskich, to jednym z priorytetów inwestycyjnych było przekazanie Kołom PZW sprzętu do profesjonalnego transportu ryb.
Sukcesów inwestycyjnych w mijającej kadencji 2017-2021 było naprawdę sporo: powstawały wiaty, parkingi nad wodami i dodatkowo udało się przywrócić do życia zarośnięte i zdewastowane starorzecza i zbiorniki.
– Wspomniał Pan, że część inwestycji finansujecie z środków zewnętrznych. Skąd je pozyskujecie?
– Przede wszystkim bierzemy udział w różnych projektach, ale najbardziej dla nas naturalna formą pozyskiwania środków finansowych jest zgłaszanie zadań do Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach, z którego pozyskaliśmy najwięcej środków, przede wszystkim na zakup materiału zarybieniowego. Współpracujemy także z gminami i szeroko pojętą społecznością lokalną.
– Strukturę organizacyjną Okręgu częstochowskiego PZW stanowią koła wędkarskie. Czym one się zajmują?
– Okręg częstochowski na ten moment ma 52 koła. Prowadzą one w zasadzie samodzielną działalność, bardziej ukierunkowaną na wędkarzy, aczkolwiek aktywność niektórych wędkarzy ogranicza się do wykupienia zezwolenia na amatorski połów ryb… i czasem tylko krytykę.
Zarybianie większości wód jest w gestii Zarządu Okręgu i finansowane jest ze składki, która jest przeznaczona na ochronę i zagospodarowanie wód – czyli zarybianie i realizacje umów na obwody rybackie, które posiadamy. To domena okręgu częstochowskiego PZW. Większość kół ma swoje środki – niewielkie – na ochronę i zagospodarowanie wód. Są koła, które w ogóle tych środków nie wykorzystują właściwie. Są takie, które uchwalają dodatkowe składki, z konkretnym przeznaczeniem środków, na przykład na łowiska specjalne, które stają się coraz bardziej modne. Sporo kół dodatkowo zbiera pieniądze na ochronę wód i zarybianie, a ryby te wpuszcza także do wód ogólnodostępnych. Szczególnie koła, które się opiekują rzekami, dbają o odnowę gatunków reofilnych, takich jak świnka, jelec, brzana, które są wpuszczane w celu odnowienia stad, kiedyś występujących powszechnie w naszych wodach. I tu w grę wchodzą niemałe pieniądze. Na przykład koło, opiekujące się Wartą, przy swoich 200 członkach wydaje średnio 4 tysiące złotych. Specjalnie dodatkowo się opodatkowuje, by wpuścić cenne ryby, brzanę, czy świnkę. A trzeba wiedzieć, że wyszukanie takich ryb w Polsce nie jest proste, bo nie ma masowej produkcji i nie ma sklepów. W naszym kraju jest tylko dwóch producentów jelca, z czego my kupujemy połowę produkcji, bo chcemy odnowić stado tych pięknych ryb w naszych wodach. Możemy się pochwalić tym, że jako jeden z niewielu okręgów na południu Polski, posiadamy w swoich wodach sieję, która pięknie przyjęła się w częstochowskich gliniankach. Mamy egzemplarze, nawet po sześćdziesiąt parę centymetrów. To jest ryba łowiona tylko na Mazurach, a u nas jest w mieście – tego nam inne okręgi zazdroszczą. Nawet Warszawiacy nie jadą na Mazury po sieję tylko przyjeżdżają do nas, na ulicę Zaciszańską lub na zbiornik wodny Pacyfik.
– Z naszej rozmowy mogłoby wynikać, że koła zajmują się tylko zarybianiem?
– Nie. Koła prowadzą też działalność edukacyjną. Organizują spotkania z młodzieżą, imprezy z okazji Dnia Dziecka, gdzie same dzieci mogą sobie powędkować. Prowadzimy szkółki wędkarskie dla młodzieży, które chcemy jak najbardziej rozpropagować poprzez placówki oświatowe. Chcemy wychodzić naprzeciw młodym ludziom i zachęcać ich do spędzania wolnego czasu z wędką. Zakupiliśmy materiały szkoleniowe dla kół, które są wykorzystywane podczas prelekcji w szkołach. Ponadto koła organizują zawody wędkarskie w formie spotkań. Wiadomo, że różne koła robią różne rzeczy, raz lepiej raz gorzej, w zależności od zaangażowana ich członków.
– Przejdźmy do sprawy chyba najważniejszej dla wszystkich wędkarzy: zarybiania – temat równie wdzięczny, co kontrowersyjny…
– Zanim zacznę się chwalić skalą zarybienia wód naszego Okręgu, wyjaśnijmy jedną bardzo istotną kwestię, ważną dla każdego wędkarza. Zaraz na początku mojej kadencji pojawiły się głosy, że „kupili ryby, ale nikt tych ryb nie widział”. Nie zawsze jest tak, jakby chcieli tego wędkarze i nie ma to nic wspólnego z dobrą czy złą wolą Okręgu i kół. Oczywiście – wędkarze chcieliby, aby PZW wpuszczał do wód na naszym terenie ryb za 1 czy 2 miliony złotych. Nie możemy tego zrobić, choć bardzo byśmy chcieli, bo wiążą nas umowy, operaty i przepisy. Zgodnie z nimi, w tym z wytycznymi ichtiologów możemy wpuścić określoną ilość ryb. Inaczej mówiąc, realizowanie akcji zarybiania wynika wprost z umowy, która określa rodzaj, gatunek i ilość ryb. To nie jest czyjeś lub nasze widzi mi się. Spotykamy się z opiniami wędkarzy, którzy oskarżają nas, że nie zarybiamy, albo nie w tym miejscu, w którym życzyliby sobie wędkarze. Musimy się trzymać umów i przepisów, bo jesteśmy poddawani ścisłym kontrolom, np. z Wód Polskich, czy Urzędu Marszałkowskiego. I muszę dodać, chwaląc się nieco, że po kontroli zbiornika w Poraju, rzeki Warty i reszty obwodów, otrzymaliśmy bardzo dobrą notę za realizację umów, w szczególności za wpuszczanie ryb rodzimych i ochronę rybostanu.
Zresztą warto tu przytoczyć badania ichtiologów, które mówią, że choć będziemy do danej wody wpuszczać i wpuszczać daną rybę, natura i tak sobie sama to wyreguluje. Kontynuując wypowiedź o zarybianiu, chcę uświadomić wszystkich wędkarzy, że nie możemy wpuszczać ryb jakichkolwiek. Ryby muszą mieć odpowiednie pochodzenie, muszą być przebadane, hodowca musi mieć wszystkie niezbędne certyfikaty. Przy tym musimy cały czas pamiętać, że kontroluje nas wiele instytucji: Państwowa Straż Rybacka, urzędy marszałkowskie i Wody Polskie, które zresztą są obecne przy 90 proc. zarybień. Sporządzany jest protokół zarybieniowy, cała dokumentacja, która jest przechowywana zarówno u nas, jak i w urzędzie marszałkowskim. Nie możemy więc uprawiać samowolki i wpuszczać rybę bez opamiętania, bo cała procedura zarybiania nie jest prosta, jak niektórym wędkarzom się wydaje.
– Z pewnością Pana wypowiedź w sprawie procedury dotyczącej zarybiania wpłynie na zmianę opinii wielu wędkarzy. Wróćmy jednak do kwestii wpuszczanych do wód ryb…
– Od 2017 do 2021 roku średnio rocznie wpuszczamy do wód ryb za kwotę około 450 tysięcy złotych. To są pieniądze pochodzące z funduszu okręgu, nie z kół. Średnio rocznie to jest około 20 ton ryb i około 730 tysięcy sztuk, bo niektóre ryby kupuje się na kilogramy, a inne na sztuki. Na przykład rok 2021 był rekordowy, pomimo pandemii, bo wydaliśmy na ryby ponad 610 tysięcy złotych. Oprócz tego braliśmy udział w dwóch projektach, właśnie z Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach. W 2018 roku pozyskaliśmy z Funduszu połowę sumy na projekt wart 306 tysięcy złotych. Projekt dotyczył zarybiania cennymi gatunkami ryb, m.in. węgorzem, pstrągiem potokowym, które są cenne dla naszej przyrody, a nie tylko poszukiwane przez wędkarzy. W drugim projekcie (na 324 tysięcy złotych) z roku 2021 też połowę pokrył WFOŚiGW w Katowicach, i też z przeznaczeniem na zarybianie.
Zresztą liczby dotyczące zarybień mówią same za siebie:
2017 rok – 388.870 złotych (19.566 kg; 687.800 szt.);
2018 rok – 481.784 złotych (20.187 kg; 836.840 szt.);
2019 rok – 379.716 złotych (16.460 kg; 561.700 szt.);
2020 rok – 405.646 złotych (21.123 kg; 697.700 szt.);
2021 rok – 610.017 złotych (21.505 kg; 861.800 szt.).
– W skrócie scharakteryzowaliśmy Okręg częstochowski i wchodzące w jego skład koła, czas na wędkarzy. Kim jest wędkarz subregionu częstochowskiego?
– Musielibyśmy podzielić wędkarzy na rekreacyjnych, którzy zajmują się wędkarstwem jako sposobem spędzania wolnego czasu oraz na mocniej naciskających, aczkolwiek procentowo najmniej aktywnych, czyli takich, którzy lubią sport i chętnie organizują zawody oraz w nich uczestniczą. Tych z kolei trzeba podzielić na wędkarzy łowiących różnymi metodami: na muchę, wędkarzy spinningistów (ja do nich należę) oraz na federowych, spławikowych. Mamy około 6 proc. z około 10 tysięcy wszystkich wędkarzy, którzy chcieliby byśmy na okrągło organizowali różnego rodzaju zawody wędkarskie. Ale należy pamiętać, że ta ryba co prawda jest wpuszczana z powrotem do wody, ale jest kaleczona, mimo używania haków bezzadziorowych, i też w pewnym stopniu poddana stresowi. Ponadto otrzymujemy skargi od wędkarzy, że w soboty i niedziele nie mają gdzie wędkować, bo w wielu atrakcyjnych miejscach odbywają się zawody. Musimy na to reagować – tak to mniej więcej wygląda.
– Jednym z ważniejszych podmiotów, z którymi współpracujecie jest Społeczna Straż Rybacka. Na czym polega to działanie?
– Od wielu lat Społeczna Straż Rybacka, która działa w ramach Okręgu częstochowskiego pilnuje naszych wód i współpracuje z Państwową Strażą Rybacką w Katowicach oraz w Łodzi i, o czym niewielu wędkarzy wie, z Państwową Strażą Rybacką w Kielcach. Choć Kielce mają niewielki odcinek naszej Pilicy, to – w ramach naszej współpracy – komendant z Włoszczowy wraz z policją przyjeżdża np. do Maluszyna i kontroluje wody. Drugim podmiotem wspierającym nas jest Policja i komendanci powiatowi. Robert Amborski, który zajmuje się u nas koordynacją Społecznej Straży Rybackiej, współpracuje z tymi organami i często towarzyszy podczas kontroli. Pamiętać należy, to są społecznicy przypisani do ochrony wód, ale nie utrzymywani przez Okręg pracownicy. Społeczna Straż Rybacka to instytucja, która ma pomagać, kontrolować i nadzorować. Natomiast my jako Okręg i koła wspieramy ich, by chcieli jechać i pracować w terenie. Robią to, bo chcą, a nie dlatego, że muszą – dbają o nasz wspólny majątek.
Warto dodać, że co roku Społeczna Straż Rybacka organizuje szkolenia dla Policji. Przygotowujemy wszystkie dokumenty i zapraszamy przedstawicieli Państwowej Straży Rybackiej, której przedstawiciel prowadzi te szkolenia na posterunkach. Szczególną współpracę mamy z Częstochowskim Samodzielnym Pododdziałem Prewencji Policji, który może działać na terenie całego okręgu. Jest to o tyle cenne, że ich aż 4 plutony mogą jechać z nimi na patrol na teren całego województwa śląskiego. Pomimo pandemii, jeżdżą i kontrolują wędkarzy.
– Czy działania kontrolne przynoszą wymierne rezultaty i w efekcie więcej wędkarzy przestrzega prawa?
– Dla nas miarodajną informacją jest ilość postępowań na nieetyczne działania wędkarzy przed koleżeńskim sądem, który jest przy Okręgu. Ilość tych postępowań diametralnie spadła w stosunku do roku 2017, gdzie było 37 postępowań, w 2018 roku – 34, 2019 – 36, 2020 – 14 podobnie jak w roku 2021. Nasza działalność więc przynosi pozytywny efekt. To, że nie zawsze widać strażnika, czy policjanta, nie znaczy, że nie uczestniczą w kontroli. Wprowadziliśmy teraz pewne novum, tzn. pieczątki dla społecznych strażników, byśmy wiedzieli o ich aktywności. Od teraz będziemy mogli sprawdzić, czy w danym kole konkretny strażnik był na kontroli 5, 8, a może 20 razy. Skończą się sytuacje, gdy w kołach mówi się „bo nikt nie kontroluje i nikt nie pilnuje”. Prawda jest taka, że etyczny wędkarz nie potrzebuje ani kontroli, ani koleżeńskiego sądu, żadnego nadzoru. Ja sam wychodzę z założenia, że wszyscy wędkarze działają etycznie i przestrzegają regulaminu amatorskiego połowu ryb. I takie instytucje jak Społeczna Straż Rybacka nie powinny być nam w ogóle potrzebne.
– Kadencja 2017-2021 dobiega końca. Co uznaje Pan, jako prezes za największe osiągnięcie?
– Trudne pytanie. Myślę, że umiejętność współpracy z wędkarzami, z kołami, podejrzewam, że nie wszystkimi, ale jednak scalenie tego Okręgu. A ostatnio, za sukces uważam odzyskanie dostępu do wód w powiecie oleskim, który był zarzewiem konfliktu z Okręgiem opolskim. Wędkarze Okręgu częstochowskiego odzyskali dostęp do tych wód, a my udostępniamy dwa zbiorniki – Borki i Kucoby wędkarzom z tego powiatu. Największym naszym sukcesem jest porozumienie się z tzw. ścianą wschodnią, czyli okręgami od Sieradza, przez Piotrków, Kielce, po Białystok. Porozumienie polega na tym, że wędkarz będzie miał skromną opłatę 20 złotych i będzie sobie mógł na tych wodach do woli wędkować. Oczywiście mamy też cały czas porumienienia z tzw. ścianą zachodnią, czyli od Wałbrzycha, po Legnicę, Wrocław, Jelenią Górę i Szczecin. Mamy też z Gdańskiem, tam ze względu na inny rodzaj ryb, porozumienia są inne. Są w Polsce okręgi, które nie podpisują żadnych porozumień z nikim, a my jesteśmy domówieni z wieloma okręgami w kraju.
W tej kadencji pozyskaliśmy również dwa nowe zbiorniki, zbiornik GOSiR w Koszęcinie, który nie należał do PZW oraz zbiornik w Kaletach. Ponadto wyremontowaliśmy dwa starorzecza, które udostępniliśmy wędkarzom, czyli Ostoja i Czarna Rzeczka w rejonie Krzepic – piękne, urokliwe i dzikie miejsca.
– Zakładając, że zostanie Pan prezesem na kolejne 4 lata – czego Panu życzę – jakie zadania przed Panem czekają?
– Chciałbym utrzymać dynamikę rozwoju Okręgu częstochowskiego, tak jak było dotychczas. Przede wszystkim ukierunkować się na pozyskanie dodatkowych wód dostępnych dla wędkarzy, zwłaszcza, że szykują nam się zmiany w prawie, w wodach należących do Skarbu Państwa. W planie jest niezrealizowane zadanie w obecnej kadencji, czyli wybudowanie zbiornika w pobliżu rzeki Pilicy. To będą te najbardziej istotne i priorytetowe kierunki działania. Pozostałe inne moje plany pozwolę sobie wygłosić dopiero w moim expose, podczas wyborów 5 lutego.
Na koniec chciałbym podziękować za dotychczasową współpracę kolegom wędkarzom i ich żonom, za cierpliwość i zrozumienie. Obyśmy się mogli dalej spotykać nad wodą i wspólnie wypoczywać.