To takie typowe dla Polaków…, wszyscy znają się na wszystkim. O tym, czy wolno będzie w miejscach publicznych puszczać elektronicznego dymka z tak zwanego e-papierosa decydują ludzie pozbawieni wiedzy w tym temacie. Co więcej. O różnicy pomiędzy paleniem a wapowaniem nie wypowiadają się lekarze, chemicy, toksykolodzy, naukowcy, czy nawet sami palacze, lecz urzędnicy, którzy decyzjami administracyjnymi wprowadzają zakazy utrudniające rzucenie palenia osobom uzależnionym od nikotyny.
Naukowcy zajmujący się szkodliwością palenia papierosów tradycyjnych zaledwie kilka lat temu twierdzili, że jakoby problem ten przestanie istnieć w krajach rozwiniętych, gdzieś w okolicach roku 2030. Niestety przewidywania się nie sprawdziły. Tempo zmniejszania się liczby palaczy papierosów jest zbyt powolne, więc ostatnio podano do publicznej wiadomości, iż może będzie to rok 2055.
Przykładem niech będzie Polska. Choć w ciągu ostatnich 10 lat odsetek osób palących papierosy zmniejszył się, to jest to jednak spadek bardzo nieznaczny. Wciąż pozostajemy na poziomie około 30 proc. ogółu dorosłej populacji. Dane statystyczne skłaniają do kolejnej refleksji. Walka z nałogiem – i to dotyczy nie tylko naszego kraju, ale wszystkich krajów rozwiniętych – jest nieskuteczna.
Swego rodzaju światełkiem w tunelu dla osób uzależnionych od palenia papierosów konwencjonalnych było pojawienie się elektronicznego urządzenia dozującego nikotynę, potocznie – choć błędnie – nazywanego e-papierosem. Osoby niezorientowane myślą, że chodzi o jakiś inny rodzaj papierosa czy też kolejny typ wyrobu tytoniowego. Tymczasem urządzenie powinno nosić raczej, zgodnie z prawdą, nazwę inhalatora nikotyny. Bo podobieństwo pomiędzy papierosem tradycyjnym, a elektronicznym polega wyłącznie na sposobie jego używania – tu i tu czymś się zaciągamy (podobnie jak chorzy na astmę czy dychawicę, wdychający leki wziewne przez inhalator).
To, co motywuje „starego” palacza do rzucenia papierosów (a każdy przypadek jest inny), pozostanie jego prywatną tajemnicą i przenigdy osoba niepaląca nie będzie w stanie tego zrozumieć. Tym bardziej dziwi fakt beztroski polityków, którzy lekką ręką wprowadzają utrudnienia dla palaczy, chcących z nałogu zrezygnować. Wejście w życie nowej ustawy zrównującej palaczy tradycyjnych z osobami stosującymi urządzenia dozujące nikotynę jest nie tylko niewłaściwe z punktu widzenia medycznego, ale odbiera szanse wyjścia z nałogu wielu tysiącom Polaków. W roku 2014 liczba użytkowników tak zwanych e-papierosów w Polsce wynosiła aż 1,5 mln osób. Po wprowadzeniu ustawy wielu z nich wróci do tradycyjnego palenia, bo fakt możliwości wapowania wszędzie, a palenia nie – był jednym z elementów zachęcających do rezygnacji z papierosa konwencjonalnego na rzecz inhalatora nikotyny.
Ten, kto szczerze chce rzucić palenie, wcześniej czy później – po prostu to zrobi. Pozostałych palaczy, którzy mawiają, że „lubią palić”, do rzucenia papierosów nie zmusi nawet stan ich własnego zdrowia czy brak pieniędzy, a tym bardziej zakazy władzy. Na tym polega siła nałogu. To właśnie zadaniem urzędników i polityków ustanawiających w Polsce prawo jest nakłonienie zatwardziałych palaczy do refleksji nad własnym zdrowiem, budżetem oraz komfortem życia ich i otoczenia. Każda zastępcza forma, eliminująca papierosy konwencjonalne, w postaci urządzeń, gum do żucia, plastrów, tabletek etc – choć być może niedoskonała – i tak jest znacznie lepszym rozwiązaniem, a przede wszystkim mniej szkodliwym niż dym tytoniowy.
Bo co tak naprawdę powoduje u palaczy choroby? Co zawiera papieros i co jest jest w nim szkodliwe? Odpowiedz jest prosta: wszystko!
Dym papierosowy to trująca mieszanka ponad 4.000 substancji chemicznych, z których zdecydowana większość jest toksyczna, uzależniająca i rakotwórcza.
Zacznijmy od nikotyny. To alkaloid o silnych właściwościach uzależniających, który dostarczamy organizmowi podczas każdego zaciągnięcia się dymem papierosowym. Nikotyna działa na wszystkie narządy, w tym na ośrodkowy układ nerwowy, powodując uzależnienie biologiczne; na układ krążenia, sprzyjając nadciśnieniu; na układ pokarmowy, spowalniając opróżnianie żołądka.
Nikotyna to jednak najmniejszy problem dla organizmu palacza. Znacznie bardziej szkodliwy jest dym tytoniowy, który zawiera substancje rakotwórcze, nazywane smołowatymi. Dochodzi do nich podczas procesu spalania papierosa przez ogień. Wśród owych substancji na szczególną uwagę zasługują metale ciężkie, pierwiastki promieniotwórcze (np. kadm, polon), węglowodory aromatyczne (np. benzopiren), nitrozaminy, estry kwasów tłuszczowych, chlorek winylu. Poza tym papieros zawiera: aceton (trujący rozpuszczalnik), arsen (trutka na szczury), metanol (składnik benzyny, trujący alkohol powodujący ślepotę), DDT (trucizna insektobójcza), cyjanowodór, formaldehyd czy butan. I to jest tylko początek listy toksycznych substancji, jakie znajdują się w dymie tytoniowym. Oczywiście nie należy zapominać o tlenku węgla, który może stanowić od 1 do 5 proc. wdychanego gazu. To śmiertelnie trujący gaz, który powoduje zaczadzenie. Posądzany jest o powodowanie niedotlenienia i miażdżycy u palaczy.
O szkodliwych substancjach zawartych w papierosach można by napisać kilka tomów. Tak czy inaczej każdy papieros to bomba toksyn, które gromadzą się w organizmie, wywołując śmiertelne choroby.
Tyle w skrócie na temat papierosów konwencjonalnych. A co możemy powiedzieć o szkodliwości elektronicznego urządzenia dozującego nikotynę? Jak sama nazwa mówi – dostarcza nikotynę. Pod tym względem w niewielkim stopniu różni się od papierosa tradycyjnego. Nikotyna nie podlega tu jednak procesowi spalania, jak w papierosie tradycyjnym, tylko dzięki wysokiej temperaturze odparowuje z płynu, wlewanego do urządzenia.
Żeby zapalić tradycyjnie, potrzeba dwóch elementów: papierosa i ognia. Każdy palacz zna ból – bez mała fizyczny – tak zwanego „palenia na sucho”.
Od dawna wiadomo, że to proces spalania (gdy ogień trawi zawartość skręconego w bibułkę „siana”) jest szkodliwy dla ludzkiego organizmu. Ten proces nie zachodzi w przypadku urządzenia dozującego nikotynę. Oczywiście, kłamstwem byłoby twierdzenie, że wapowanie jest kompletnie nieszkodliwe. Płyn wlewany do inhalatora zawiera przecież nikotynę, która nie tylko silnie uzależnia, ale też nie jest obojętna dla ludzkiego organizmu. W płynach zwanych liquidami znajdują się jeszcze dodatki smakowo-zapachowe, gliceryna i glikol propylenowy (tę ostatnią substancję można też znaleźć w kosmetykach, paście do zębów, syropach i olejkach zapachowych). Udowodniono naukowo, że w dymie tytoniowym jest około 1.500 razy więcej szkodliwych składników niż wdychamy wówczas, gdy korzystamy z inhalatora nikotyny.
Nikt przy zdrowych zmysłach, bądź posiadający szczyptę wiedzy naukowej nie odważy się porównywać szkodliwości papierosa tradycyjnego z urządzeniem dozującym nikotynę. Nikt też nie twierdzi – znając najnowsze badania naukowe, że stosowanie inhalatora nikotyny nie ma wpływu na nasze zdrowie, wręcz przeciwnie. Zdaniem wybitnego naukowca prof. dr hab. n. med. Andrzeja Sobczaka „elektroniczny papieros jest po prostu zdecydowanie bezpieczniejszą alternatywą dostarczania nikotyny do organizmu aniżeli tradycyjny papieros. Należy zwrócić uwagę na całkowity brak w aerozolu generowanym z e-papierosów będących głównym składnikiem substancji smolistych emitowanych z papierosa konwencjonalnego oraz metali ciężkich, ołowiu, a przede wszystkim rakotwórczego kadmu, który w dymie tytoniowym występuje w największych ilościach spośród metali ciężkich. W moim przekonaniu najbardziej wiarygodnym źródłem porównującym szkodliwość e-papierosów w stosunku do papierosów konwencjonalnych jest raport rządowej organizacji Zdrowia Publicznego w Wielkiej Brytanii Public Health of England opracowany przez niekwestionowane autorytety naukowe. Autorzy szacują, że szkodliwość używania e-papierosa jest dwudziestokrotnie mniejsza niż palenie papierosów konwencjonalnych. Należy stwierdzić, że e-papierosy nie są całkowicie bezpieczne, ale bez wątpienia są mniej szkodliwe od papierosów konwencjonalnych.”
1 Komentarz
pierwszy
pierwszy