Do Sejmu RP trafił obywatelski projekt ustawy o izbach przemysłowo-handlowych. To idea powołania w Polsce tzw. Samorządu Gospodarczego, czyli jak czytamy w projekcie, przejścia z obecnie działającego systemu dobrowolnych stowarzyszeń pracodawców na rzecz obowiązkowego członkostwa wszystkich przedsiębiorców w izbach gospodarczych, które według pomysłodawców mają być „podmiotem zdecentralizowanej administracji publicznej”. Pomysł ochoczo poparła obecna władza. Branżowi ministrowie prowadzą szerokie konsultacje, ale wydaje się, że kierunkowe decyzje zapadły: powstanie nowy twór administracyjny.
Oto argumenty, które przedstawiają pomysłodawcy za takim rozwiązaniem?
1. Tak jest w Niemczech i kilku krajach UE, a jak coś jest w Niemczech to dobre.
2. Władza musi mieć do rozmów jednego partnera po stronie pracodawców.
3. Tylko „obligatoryjne członkostwo połączone z władztwem administracyjnym” pozwoli przedsiębiorcom na „wykonywanie zadań publicznych w różnych obszarach życia gospodarczego”.
W efekcie zaproponowano ustawę, a w niej 33 biura okręgowe (w nich dyrektorzy, prezesi, personel, komisje itp.), radę krajową (struktura jeszcze szersza), dotacje z ministerstw na lokale z wyposażeniem. Ustawa nakłada na izbę prowadzenie ewidencji działalności gospodarczej, wyznacza ministra do nadzoru itd. Izba ma opiniować ustawy, wspierać innowacyjność, udzielać pomocy, prowadzić sądownictwo polubowne i arbitraż, ale też: tworzyć i prowadzić szkoły zawodowe, utrzymywać instytuty badawcze, prowadzić listę rzeczoznawców, opiniować kandydatów do rad nadzorczych, plany prywatyzacji i restrukturyzacji, a nawet umacniać ład rynkowy, podnosić kulturę członków, no i oczywiście izby mogą prowadzić działalność gospodarcza (!)… Brakuje chyba tylko ustalania listy napojów i gatunków kawy, jakie mamy spożywać na śniadanie.
Skąd na to pieniądze?
Oczywiście z naszej kieszeni. Konkretnie: z odpisów od wpływów uzyskanych z tytułu opodatkowania towarów i usług na obszarze działania izby, czy ze środków wprost przekazanych przez administrację rządową i samorząd. Żeby było łatwiej wymyślono, że wysokość tego podatku zamiast Sejmu ustali… minister.
Właściwie po przedstawieniu założeń ustawy można powiedzieć jedno. Mam wrażenie, że czas cofnął się o 30 lat. Zresztą od tych 30 lat w kolejnych Sejmach zwolennicy starej sprawdzonej gospodarki planowanej próbowali podobne rozwiązania forsować wielokrotnie, na szczęście bez powodzenia. Jak widać wizja łatwego, ustawowego dostępu do wielomilionowych budżetów na nowe etaty jest na tyle silna, że żadne przeszkody nie zniechęcają. Po co walczyć o klienta na wolnych rynku (jak powinien to robić każdy normalny przedsiębiorca), jak można być etatowym prezesem, mieć zapewnione stałe dochody, biura, sekretarki i prestiż z mocy ustawy? I do tego móc dodatkowo prowadzić jako Izba działalność gospodarczą?
Cóż, też uważam, że warto by mieć realny wpływ na ustawy, władze, sposób wydawania naszych pieniędzy. Ale nie uzyskamy tego wchodząc w buty urzędnicze. Realny wpływ na ustawy osiągniemy wtedy, jak w Sejmie zasiądzie masa krytyczna posłów i senatorów, którzy choć miesiąc przepracowali na swoim. To samo dotyczy samorządów. Ale żeby to uzyskać, to trzeba na takich ludzi głosować, czyli wpierw wyłaniać, popierać, współfinansować ich kampanie…, ale to zupełnie inna bajka.
Naszą gospodarkę dusi ogromny i rosnący garb sektora budżetowego. Radosna ustawowa twórczość władzy (każdej) rok w rok zwiększa udział sektora budżetowego w wydatkach budżetu i PKB. Rok 2016 zapowiada rekordowy deficyt budżetowy, projekt na rok 2017 jest równie pesymistyczny. Urzędnicza ufność, że jeśli z czymś sobie nie dajemy rady to trzeba powołać nowe komisje, urzędy (czytaj stworzyć nowe etaty dla swoich) czy izby to gospodarcze szkodnictwo.
Małe i średnie firmy potrzebują silnej reprezentacji, ale siłę nie tworzy się przywilejami, ustawami i pieniędzmi z budżetu.
Zorganizujmy się sami, stwórzmy silne pozytywne lobby gospodarcze. Konsekwentnie propagujmy zlikwidowanie 90 % zbędnych regulacji w gospodarce, wprowadzenie do Konstytucji (wzorem wzorowych Niemiec czy Wielkiej Brytanii) zakazu uchwalania deficytów budżetowych, ograniczenie kodeksu pracy do niezbędnego minimum i 100 innych dla gospodarki rozwiązań o jakich mówimy jako ZPP od lat!
A ustawę o tworzeniu struktur nowej biurokracji wśród przedsiębiorców wrzućmy do kosza. Jeśli musimy jakąś ustawę poprzeć, to możemy przesłać władzy zaktualizowaną Ustawę Wilczka.