Wybaczcie, od kiedy nic nie robię to jestem tak zapracowany, że tracę z oczu najważniejsze dla naszego miasta wydarzenia. Zatem przeoczyłem pobyty w Częstochowie członkini Rządu, pani Ministry, o pięknej aparycji i równie pięknym nazwisku Agnieszka Dziemianowicz-Bąk. By ustrzec się zarzutu o filofeminizm dodam, że równie piękną aparycję ma Minister Radosław Sikorski, a nazwisko Wicepremier Władysław Kosiniak-Kamysz. Tylko, że oni nie są w Częstochowie zauważalni.
Wizyta Ministry jest wydarzeniem, bo zazwyczaj bywali Ministrowie. Dla mnie, eksbiurokraty starej daty, nazwa wynika z przepisów ustawowych. Nawet częstochowiankę z rządu, tytułuję Ministrem, kiedyś zaś Sekretarzem Stanu, a nie ministrą ani sekretarką (sekretarią). W dodatku ranga Pań Minister uległa, w obecnym Rządzie, inflacyjnej degradacji. Gdy w 1918 r. powstawał pierwszy Rząd Rzeczpospolitej resortów i ministrów było 5, choć wokół wojna, wszystko się paliło, waliło lub wymagało pilnej odbudowy. Teraz, choć też trochę niespokojnie, tych tytułowanych ministrami jest blisko setki. Co gorsze, za wyłączeniem częstochowianki, którą rzucono na straceńczą misję, większość Pań Minister dostała urzędy pięknie brzmiące, ale zbędne. Jest podobno nawet Ministra ds. Polskiej Prezydencji w Unii Europejskiej, tak samo przydatna jak Ministra ds. Równości, Ministra ds. Rodziny, Ministra ds. Polityki Senioralnej… Aż chce się powtórzyć bon-mot Reagana: najstraszniejsze słowa – “jestem z rządu przyszłam wam pomóc”.
Stonoga ma ciężkie życie, bo chodząc potyka się o własne nogi. Rząd z nadmiarem ministrów ma chyba równie ciężko, skoro nie sposób ustalić, co do kogo kompetencyjnie należy. Pani Ministra ds. Rodziny w czasie wiosennego przypływu mówiła o organizacjach pozarządowych i żłobkach. Podczas lipcowego przyboru pochwaliła się dodatkiem 1000+ dla pracowników socjalnych, wizją tworzenia nowych żłobków oraz (co wyłapały usłużne media TV) budową mieszkań na wynajem. Nie trudno było pani Ministrze rozpychać się kompetencjami, bo całe społeczeństwo zbudowane jest z rodzin, więc każda forma usługi publicznej do rodzin jest kierowana. Nawet wicepremier Kosiniak-Kamysz musi współpracować z Ministrą, chroniąc bezpieczeństwo rodzin.
Rozpychanie kompetencyjne ma swoje negatywy nie tylko w Warszawie. Pani Dziemanowicz-Bąk przyjechała do Częstochowy na zaproszenie Prezydenta Miasta, w teorii udzielając mu swego politycznego poparcia. Snując przy Prezydencie swoje wizje, wyraźnie nie zauważyła, że gospodarz reprezentuje samorząd miejski. Być może nie zrozumiała, że słowo samorząd, oznacza, że sami się rządzimy, w ramach określonych prawem kompetencji. Skoro kompetencją jest prowadzenie usług socjalnych i zatrudnianie wykonujących je pracowników, to Prezydent Miasta, a nie Ministra, decyduje o podwyżce płac dla nich. Naruszenie tej kompetencji grozi uruchomieniem lawiny żalów: czemu podwyżkę dostała urzędniczka z MOPS, a nie z wydziału PS Urzędu Miasta, czemu nie dostrzega się innych grup lokalnej budżetówki, w tym, szczególnie materialnie upokarzanych, pracowników instytucji kulturalnych… Czy Pani Ministra od Rodziny wraz z Ministrą od Równości dbają tylko o wybrane grupy i ich rodziny?
Zakres wolności i równość w korzystaniu z tego nie powinna zależeć od łaskawości Pań i Panów na rządowych stołkach. Mamy niezbywalne prawo sami decydować o sobie i swoich lokalnych sprawach. A rząd jedynie grzecznie (na razie) prosimy: nie przeszkadzajcie i nie zabierajcie naszych pieniędzy. Gdy przestaniecie nam szkodzić, damy sobie radę bez waszego wsparcia.
Jarosław Kapsa
1 Komentarz
NA MINISTRY
Przemierzają kolesiostwa włości i gabinety,
Doglądają paśników bez przesadnej etykiety,
Utrwalają zyskowne stosunki i folwarczne układy,
Wiedzą, że na panujące k…o nie ma rady.
[komentarz zmoderowany przez redakcję – niecenzuralne słownictwo]