Z kandydatem na radnego do Sejmiku Województwa Śląskiego z okręgu wyborczego numer 6 (miasto Częstochowa oraz powiaty: częstochowski, kłobucki, myszkowski) z Koalicyjnego Komitetu Wyborczego LEWICA na pozycji numer 3 – Mariuszem Ogończykiem rozmawia Renata Kluczna.
– Gdzie Pan był, mam na myśli Pana początki zaangażowania politycznego, a w jakim punkcie jest Pan dziś?
– Zaczynałem mając 21 lat w moich rodzinnych Kłomnicach od współpracy z kandydatem na wójta Adamem Zającem. To wtedy zaczęła się moja przygoda z polityką, a pierwszy kontakt z samorządem to pierwszy start na radnego gminy. Później przystąpiłem do struktur partyjnych, najpierw było to SLD, a potem po zmianach do kolejnych partii, ale cały czas były to partie lewicowe. Moje serce bije po lewej stronie i nie zamierzam zmieniać poglądów.
Dzisiaj realizuję swoje cele. Obecnie jestem radnym wojewódzkim i jest to spełnienie jednego z moich marzeń politycznych i samorządowych. Zawsze miałem aspiracje, by pracować dla szerszej społeczności i na tym polu się realizować. Ponadto chciałem zdobywać stopniowo, krok po kroku, poszczególne poziomy polityki samorządowej.
– Samorząd jest wystarczający, czy ma Pan szersze ambicje?
– Ambicje oczywiście są, ale żeby osiągnąć coś dużego w partii, to trzeba przejść wszystkie szczeble po drodze. Nie da się tego przeskoczyć. Dobrze to wyjaśnił niedawno minister Wojciech Konieczny twierdząc, że młodzi ludzi przychodzą do polityki i uważają, iż w ciągu roku czy dwóch zostaną radnymi, posłami czy ministrami. Tak się nie da. W polityce samorządowej trzeba czasu i cierpliwości. Minister pokazał na swoim przykładzie, ile trwało jego dotarcie do miejsca, w którym jest teraz. Myślę, że ja mam dużo cierpliwości i pokory, bo od momentu, w którym zaczynałem przygodę z polityką minęło już 25 lat. Ja dotarłem do Sejmiku Województwa Śląskiego i zostałem radnym wojewódzkim, którym chciałbym być nadal. Czy start w nadchodzących wyborach 7 kwietnia będzie moim ostatnim? Nie wiem, pewnie nie. Ale nawet jeśli się nie uda, to taka porażka będzie dla mnie napędem do dalszej ciężkiej pracy, do zrobienia czegoś więcej i udowodnienia sobie, że mogę jeszcze wiele zdziałać.
– Dlaczego chce Pan być radnym wojewódzkim, a nie radnym w gminie, czy może wójtem bądź prezydentem miasta?
– Rzeczywiście, był taki pomysł, by startować na wójta gminy Kłomnice, z której to pochodzę. Na prezydenta Częstochowy to myślę, że jeszcze nie czas, tym bardziej, że mamy dobrego kandydata Krzysztofa Matyjaszczyka i go oczywiście mocno wspieram i życzę mu zwycięstwa w wyborach. Czemu zostaję przy szczeblu wojewódzkim? Uważam, że są tam naprawdę ogromne perspektywy. Zwłaszcza nasz subregion północny województwa śląskiego powinien mieć tam swoich mocnych reprezentantów, bez względu na to, czy będę to ja czy może ktoś inny, bo mamy 5 mandatów do wzięcia z naszego subregionu (Częstochowy i okolic). I dobrze by było, by ten nasz głos w sejmiku województwa był mocny i słyszalny, byśmy wywalczyli jak najwięcej środków dla naszego terenu. Nie ukrywajmy, jest on pomijany przez Katowice, traktowany po macoszemu i dlatego tak bardzo potrzebna jest silna reprezentacja walcząca o to, byśmy mogli się rozwijać, budować infrastrukturę, inwestować w kulturę, sport, rozwój całego regionu.
– Zakładając, że zostanie Pan ponownie radnym wojewódzkim, jakie będą główne cele Pana działania na najbliższe 5 lat?
– Na pewno dużą bolączką są drogi, które wymagają pilnej przebudowy. Przykładem jest droga łącząca Częstochowę z Koniecpolem, biegnąca przez Mstów, a która na chwilę obecną nie jest uwzględniona w planach inwestycyjnych. Tymczasem mieszkańcy słusznie domagają się jej remontu. Brakuje tam chodników, przejść dla pieszych, nie ma bezpiecznych zejść z przystanków autobusowych itd. Tego typu potrzeb w naszym regionie jest sporo. Ponadto ważne są inwestycje w kulturę, czego przykładem może być wywalczenie niedawno wsparcia finansowego od Urzędu Marszałkowskiego w Katowicach na najbliższe 3 lata dla częstochowskiej Filharmonii. To pokazuje, że warto mieć silną reprezentację w sejmiku województwa, która walczy o pozyskiwanie środków finansowych dla regionu częstochowskiego, po to by dbać o jego rozwój we wszystkich obszarach.
– Jakie inne poważne problemy dostrzega Pan dziś, a które na razie są nie do zrealizowania? Pytam w odniesieniu do budowy stadionu dla Rakowa.
– Z tymi potrzebami mieszkańców to nie jest prosta sprawa. Ja na początku swojej pracy w sejmiku miałem taki pomysł, by objechać wszystkie gminy i porozmawiać o ich potrzebach ze wszystkimi wójtami czy burmistrzami, z terenu trzech powiatów, które w sejmiku reprezentuję. Niestety nie całkiem się udało… Ale takie spotkania są bardzo ważne, bo właśnie podczas nich można usłyszeć, czego konkretnie dana gmina i jej mieszkańcy potrzebują. Bo wiadomo, że ja jako mieszkaniec Częstochowy niekoniecznie wiem, jakie problemy ma ta czy inna gmina. Dla jednej będzie to brak chodnika, dla innej budowa hali sportowej, czy świetlicy. I dzięki takim bezpośrednim spotkaniom, ja jako radny sejmiku wiem, o co muszę zawalczyć.
Podam przykłady. Zwrócili się do mnie mieszkańcy jednego z sołectw w gminie Kłomnice. Mieli problem z drogą, która była w fatalnym stanie i sami nie byli w stanie tego tematu rozwiązać. Odbijali się od jednych drzwi urzędniczych do drugich. Napisałem kilka pism do właściwych instytucji i wspólnie z mieszkańcami zaczęliśmy się tą kwestią zajmować, aż udało się wywalczyć naprawę tej drogi. Kiedy pochwaliliśmy się tym w mediach społecznościowych, zaczęły pojawiać się kolejne telefony i maile z prośbami o pomoc i interwencje.
Nie tak dawno zwrócił się do mnie radny Blachowni z prośbą o przebudowę jednej z dróg wojewódzkich. Ja mając tę wiedzę, wiem, jak i o co konkretnie muszę zabiegać w Katowicach, na szczeblu wojewódzkim.
Zdecydowanie preferuję taki sposób selekcjonowania potrzeb regionu, niż wymyślanie samemu jakichś inicjatyw. Te projekty rodzą się na bieżąco wśród mieszkańców naszego regionu, wystarczy ich posłuchać i reagować działaniem.
– Dlaczego wyborca powinien zagłosować na Mariusza Ogończyka?
– Myślę, że wypracowałem sobie markę moją pracą. Moje nazwisko jest pozytywnie postrzegane właśnie przez moje działania w samorządzie, ale też działania zawodowe, bo prowadzę od lat biuro podróży Ogończyk Travel. Obsługujemy klientów nie tylko z subregionu częstochowskiego, ale też jesteśmy znani w całym województwie. Wśród naszych klientów jest sporo seniorów, w tym uniwersytety trzeciego wieku, różne kluby i stowarzyszenia. Jakość naszych usług i bezpośredni kontakt z klientem pokazuje mi, że jestem odbierany pozytywnie jako osoba. Na poparcie tej tezy powiem, że Uniwersytet Trzeciego Wieku z Radomska powołał mnie do rady programowej, a to oznacza, że jestem człowiekiem godnym zaufania, co z pewnością jest moim atutem na tle innych kandydatów. Myślę, że właściwie nie mam negatywnego elektoratu.
To, że prowadzę własny biznes pozwala mi na neutralność polityczną. Nie mam lęków, że z powodu mojej działalności społeczno-politycznej stracę pracę, bo tak się nie stanie. Jestem więc – mimo lewicowego światopoglądu – niezależny politycznie. Zwrócę uwagę, że większość polityków regionu częstochowskiego nie ma osiągnięć biznesowych i praktycznych.
W końcu uznałem, że jestem na takim poziomie, że mogę wystartować w wyborach z poczuciem misji. Jako osoba świadoma własnych możliwości i zalet, czego źródeł upatruję w prowadzonym przez siebie biznesie, będę dążył do zrealizowania zadania, powierzonego mi przez mieszkańców, pokonując trudności, a nie uginając się pod nimi. Tak. Chcę zmienić naszą lokalną rzeczywistość, ale nie po to, by pokazać światu, jaki jestem wspaniały, tylko dlatego, że dostrzegam cele użyteczne dla wielu ludzi, grup i społeczności. Władza jest dla mnie środkiem, nie celem. Do polityki przyciąga mnie chęć zrobienia czegoś ważnego razem z innymi, chęć współdziałania i potrzeba afiliacji, a nie dominacja. Chcę tworzyć i współdziałać, a nie tylko wygrywać. We wszystko co robię angażuję się z całych sił, nie boję się trudnych spraw. Zawsze mocno wspieram nasz region i jestem w tych działaniach skuteczny.
– Czego człowiek biznesu szuka w polityce?
– Trudne pytanie. Na pewno nie spokoju. Polityka wymaga czasu i maksymalnego zaangażowania sił i to niestety kosztem rodziny, która nie zawsze jest zadowolona, że tak dużo czasu poświęcam na działalność polityczną. Myślę, że to po prostu chęć udowodnienia sobie własnej wartości, jakby rywalizacja sportowa z samym sobą. To oczywiście też próba zrealizowania własnych marzeń. Nie do przecenienia jest satysfakcjonująca myśl, że można realnie pomóc drugiemu człowiekowi. Jest sporo osób, które nie radzą sobie z wieloma sprawami i jeśli zwracają się do kogoś takiego jak ja, bo wiedzą, że znajdą u mnie wsparcie – to dla mnie jest to bardzo budujące. Zatem ilość problemów, z jakimi się mieszkańcy do mnie zgłaszają jest dowodem na to, że moja praca ma sens i dodatkowo daje mi ogromną satysfakcję.
– Dziękuję za rozmowę.
Materiał wyborczy.