X Festiwal Piosenki Retro im. Mieczysława Fogga rozpoczął się tu, w Częstochowie, plenerowym koncertem Makabundy. Zjechali się goście honorowi i nawet ogłosili, że za popularyzację tej muzyki zespół jest nominowany do Złotego Liścia Retro. Częstochowianom jednak przyjść się nie chciało. Garstka ludzi zgromadzona pod sceną w odrętwieniu słuchała coverów piosenek Mieczysława Fogga i w efekcie występ skończył się szybko, bez bisu i przy nieśmiałych owacjach. Zawiódł zespół czy publika?
O Makabundzie rozpisywały się media na długo przedtem, jak zespół zaprezentował swój materiał muzyczny. Uwagę przykuwał zarówno pomysł (współczesne aranżacje tang i foxtrotów z okresu międzywojennego i zasilone dźwiękami reggae), jak i skład nowo powstałego projektu, który tworzą muzycy na co dzień grający w Habakuku, Bethel, Kalokagathos, Daab, T.Etno, Canau, Mumio, Deliver_Us. Wokalista Wojciech „Broda” Turbiarz (lider Habakuka) przybrał w ramach inicjatywy nowy pseudonim artystyczny – Brotiar Stanisławski. To częstochowianie jako pierwsi doświadczyli na żywo muzyki Makabundy pod koniec listopada ubiegłego roku. Koncert niewątpliwie należał do udanych – dopisała wielopokoleniowa publiczność, spośród której raz po raz jakaś para próbowała wygospodarować chociaż kawałek parkietu do tańca. Bez bisów zespołu nie wypuszczono. Z klimatem piosenki przedwojennej Makabunda wyruszył na wiosnę w trasę koncertową (Rzeszów, Kraków, Wrocław, Katowice, Warszawa), nie zapominając jednak o rodzinnych stronach.
W ramach projektu „Aleje – tu się dzieje” realizowanego przez Urząd Miasta Częstochowa ze środków publicznych Makabunda wystąpił na Placu Biegańskiego. Zespół chciał w ten sposób uczcić urodziny Mieczysława Fogga i to jemu dedykował występ. Jednocześnie koncert zainaugurował X edycję Festiwalu Piosenki Retro, dlatego wśród publiczności znalazł się również dyrektor tego przedsięwzięcia – Wojciech Dąbrowski. Gościem honorowym był także prawnuk Fogga. – Na przyszły raz zapraszamy Makabundę do Warszawy, bo my już tutaj na pewno nie przyjedziemy – zakomunikował Michał Fogg, niechcący oceniając częstochowską atmosferę. Klimatu dancingu nie udało się stworzyć pod ratuszem i trudno obwinić za to tylko zespół. Energia widowni ma dużą siłę oddziaływania – może muzyków rozkręcić albo stłamsić. Częstochowska publiczność okazała się bardzo odporna na dźwięki akordeonu, skrzypiec czy banjo, na utwory skoczne, jak i melancholijne. Nie roztańczył jej nawet energetyczny utwór „Katiusza”. Zespół zakończył muzykować szybko i nawet słowo o bisie nie padło. Plenerowy występ, którego repertuar ma siłę łączenia pokoleń, wyglądał jak podwórkowy koncert, na którym z ćwierćmilionowego miasta zjawiła się jedynie garstka znajomych. Może muzyka Makabundy lepiej sprawdza się w kameralnych wnętrzach kawiarń niż w otwartej przestrzeni, ale w tamten wieczór zdecydowanie nie została doceniona.
W tym roku Wydział Kultury, Promocji i Sportu Urzędu Miasta Częstochowy wyszarpał na kulturę z miejskiego budżetu większą sumę niż zwykle (o ponad 700 tys. zł). Projekt „Aleje – tu się dzieje” ma promować lokalnych artystów poprzez dofinansowanie oraz organizację wydarzeń kulturalnych wzdłuż Alej. To był pomysł urzędników na ożywienie centrum miasta. Częstochowianie jednak po raz kolejny pokazali, że na przejawy twórczości artystycznej są niezwykle odporni.
16 komentarzy
Jak widać “urzędnicze” pomysły na “ożywienie” Alei za publiczne pieniążki są mało skuteczne – nie osiągają celu. A tyle gadania, zaklinania rzeczywistości, akcja goni akcję, nawet cały wydział kultury przeniesiono do “odwachu” żeby urzędnicy mieli bliżej i wygodniej do “pustynnego placu”.
Nie ma mocnych, nie ma podglebia dla kultury w ulicznym wydaniu. Ktoś nie zauważył, że zmieniły się znacznie style życia, upodobania i gusty publiki, że żadne urzędnicze pomysły z koncertami na Bieganie z “tanimi” czy niszowymi gwiazdami nie staną się początkiem nieustającego ulicznego dancingu. Klimatu miasta atrakcyjnego – żywego, rozedrganego, fermentującego intelektualnie, pełnego miejsc spotkań ludzi twórczych i spontanicznej zabawy − nie można zadekretować ani stworzyć jałowym chciejstwem czy „kupić” za publiczną kasę. Pozostaje jak widać częstochowski skansen z enklawami klubowego życia. Ale czy kiedyś było lepiej? Tylko inaczej.
I tylko grupa urzędników pracująca w propagandzie na rzecz wizerunku Matyjaszczyka „budzika” ma radochę w wydawaniu publicznej kasy na chybione projekty. Ale i ten balon, jak każda bańka spekulacyjna, kiedyś pęknie. Ludzie nie są głupie.
Jak widać “urzędnicze” pomysły na “ożywienie” Alei za publiczne pieniążki są mało skuteczne – nie osiągają celu. A tyle gadania, zaklinania rzeczywistości, akcja goni akcję, nawet cały wydział kultury przeniesiono do “odwachu” żeby urzędnicy mieli bliżej i wygodniej do “pustynnego placu”.
Nie ma mocnych, nie ma podglebia dla kultury w ulicznym wydaniu. Ktoś nie zauważył, że zmieniły się znacznie style życia, upodobania i gusty publiki, że żadne urzędnicze pomysły z koncertami na Bieganie z “tanimi” czy niszowymi gwiazdami nie staną się początkiem nieustającego ulicznego dancingu. Klimatu miasta atrakcyjnego – żywego, rozedrganego, fermentującego intelektualnie, pełnego miejsc spotkań ludzi twórczych i spontanicznej zabawy − nie można zadekretować ani stworzyć jałowym chciejstwem czy „kupić” za publiczną kasę. Pozostaje jak widać częstochowski skansen z enklawami klubowego życia. Ale czy kiedyś było lepiej? Tylko inaczej.
I tylko grupa urzędników pracująca w propagandzie na rzecz wizerunku Matyjaszczyka „budzika” ma radochę w wydawaniu publicznej kasy na chybione projekty. Ale i ten balon, jak każda bańka spekulacyjna, kiedyś pęknie. Ludzie nie są głupie.
Szanowny Autorze/Autorko powyższego artykułu. Od razu na wstępie przedstawię się, z imienia i nazwiska, a nie tylko za pomocą inicjałów – Tomasz Drozdek, m.in. perkusista zespołu Makabunda.
Pozwolę sobie zauważyć, że popełnia Pan/Pani kilka nadużyć w swoim artykule.
“Zawiódł zespół czy publika?” – choć pytanie, brzmi jak wyrok… Moim zdaniem nikt nie zawiódł. W artykule jest mowa o garstce publiczności – to prawda, nie można było mówić o tłumach pod sceną. Jednak fakt jest taki, że publiki cały czas przybywało, a duża część przedstawicieli starszego pokolenia zdecydowała się spędzić czas koncertu siedząc na ławkach obok sceny. I nadal trudno tu mówić o zawrotnej liczbie odbiorców, natomiast nietrudno było oszacować, że liczba zebranych wynosiła ok 100 osób. I tu należy dodać, że był to ZIMNY DZIEŃ (wieczór), do godzin popołudniowych cały czas padało i koncert tak naprawdę ze względu na aurę miał być odwołany. Jednak zdecydowaliśmy, że chcemy mimo wszystko zagrać. Wielu moich znajomych, którzy już byli na koncercie Makabundy właśnie ze względu na pogodę tego dnia zdecydowało się zostać w domu. Ja akurat nie mieszkam w Częstochowie, ale miałem okazję widzieć kilka innych koncertów/imprez odbywających się w ramach tej samej akcji i muszę przyznać, że za każdym razem widziałem grupkę od 20 do 50 osób…
Co do samej publiczności – pisze Pan/Pani “Garstka ludzi zgromadzona pod sceną w odrętwieniu słuchała coverów piosenek Mieczysława Fogga..” – proszę wybaczyć, ale obraża Pan/Pani w tym momencie tych, którzy tego dnia mimo zimna zdecydowali się spędzić ten czas z nami. Nie wiem, gdzie Pan/Pani stał/a, ale ja ze sceny widziałem osoby tańczące, w różnym wieku, solo, i kilka par, w tym w jednym momencie nawet dość młodego mężczyznę, który do tańca porwał starszą panią. A brawa myślę, że były dość przyzwoite, jak na publikę tej wielkości. Co kilka utworów z lewej strony sceny (z mojej perspektywy) jakiś mężczyzna krzyczał “Dziękujemy wam!”. Po samym koncercie tylko do mnie podeszło kilka osób w różnym wieku wyrażających pochlebne opinie, a najbardziej w pamięć zapadła mi starsza Pani, która z wielkim wzruszeniem dziękowała, za to, że “młodym” chce się grać takie utwory. Dodam jeszcze tylko, że graliśmy nie tylko utwory Mieczysława Fogga – to też, moim zdaniem, warto by było sprawdzić, pisząc artykuł o koncercie.
“Zespół zakończył muzykować szybko i nawet słowo o bisie nie padło.” – przepraszam za mocne słowo, ale jest to po prostu NIEPRAWDA. Tego dnia zagraliśmy 18 utworów, a sam koncert trwał ponad 1,5h. Jak członek Makabundy pozwolę sobie nieskromnie zauważyć, że tak rozbudowany repertuar, to jak na tzw. “młody zespół”, rzecz raczej rzadka, co wielokrotnie zauważano podczas naszych koncertów w innych miastach Polski. Dodam, że na BIS zagraliśmy właśnie wspomnianą przez Pana/Panią Katiusze, do której większość osób podrygiwała, a cześć niezmiennie tańczyła.
Pisze Pan/Pani: ” – Na przyszły raz zapraszamy Makabundę do Warszawy, bo my już tutaj na pewno nie przyjedziemy – zakomunikował Michał Fogg, niechcący oceniając częstochowską atmosferę.” – pomijając moje wszystkie osobiste odczucia co do tej interpretacji słów Pana Michała stwierdzę tylko, że taki sposób cytowania innej osoby, opatrzony subiektywną sugestią, nadającą im wyimaginowane znaczenie jest zwyczajnie w świecie sprzeczny z etyką dziennikarską. Wspomnę też, że słowa ubrane tu w cytat niestety nie są dokładną kopią tego, co powiedział Prawnuk Fogga – jeśli już używa Pan/Pani cytatu, to profesjonalizm dziennikarski wymaga jednak uczciwości w tej kwestii. Dziennikarze z innych mediów zadali sobie ten trud i po koncercie odbyli rozmowę zarówno z panem Wojciechem Dąbrowskim, jak i Panem Michałem Foggiem. Pozwolę sobie zacytować: “- Można tu dostrzec trzy, a nawet cztery pokolenia, które znakomicie się bawią – mówił “Gazecie” Michał Fogg, prawnuk fetowanej gwiazdy, który przyjechał specjalnie z Warszawy.” I dalej w tym samym artykule czytamy: Tańca i to w wykonaniu wyższej-średniej i starszej części publiczności i na pl. Biegańskiego nie zabrakło. Można się więc było rozgrzać w wieczornym chłodzie. Szkoda, że pomyśleli o tym tak nieliczni, bo przecież tej widowni powinno być znacznie więcej. Kto nie był, niech żałuje, bo retro muzyka Makabundy stworzyła w ten wieczór wyjątkowy klimat – trochę przedwojennego podwórka, trochę dancingu z “Pożegnań” Hasa.
CAŁY ARTYKUŁ TU: http://czestochowa.gazeta.pl/czestochowa/1,35271,14006165,Aleje___tu_sie_dzieje___Dancing_z_Makabunda__Szlagiery.html
PODSUMOWUJĄC: mój komentarz napisałem nie po to, aby bronić zespół – nasza muzyka w konfrontacji z publiką broni się sama. Przede wszystkim chciałbym bronić publiczność, która mimo zimna przyszła na koncert i sprawowała się naprawdę dobrze.
Pisząc, chcę również zamanifestować mój sprzeciw wobec manipulacji, jakich Pan/Pani dopuszcza się moim zdaniem w tym artykule, podając informacje w sposób nieprawdziwy i narzucający czytelnikowi Pani/Pana własną opinię, nie pozostawiając czytelnikom przestrzeni na własną ocenę.
Szanowny Autorze/Autorko powyższego artykułu. Od razu na wstępie przedstawię się, z imienia i nazwiska, a nie tylko za pomocą inicjałów – Tomasz Drozdek, m.in. perkusista zespołu Makabunda.
Pozwolę sobie zauważyć, że popełnia Pan/Pani kilka nadużyć w swoim artykule.
“Zawiódł zespół czy publika?” – choć pytanie, brzmi jak wyrok… Moim zdaniem nikt nie zawiódł. W artykule jest mowa o garstce publiczności – to prawda, nie można było mówić o tłumach pod sceną. Jednak fakt jest taki, że publiki cały czas przybywało, a duża część przedstawicieli starszego pokolenia zdecydowała się spędzić czas koncertu siedząc na ławkach obok sceny. I nadal trudno tu mówić o zawrotnej liczbie odbiorców, natomiast nietrudno było oszacować, że liczba zebranych wynosiła ok 100 osób. I tu należy dodać, że był to ZIMNY DZIEŃ (wieczór), do godzin popołudniowych cały czas padało i koncert tak naprawdę ze względu na aurę miał być odwołany. Jednak zdecydowaliśmy, że chcemy mimo wszystko zagrać. Wielu moich znajomych, którzy już byli na koncercie Makabundy właśnie ze względu na pogodę tego dnia zdecydowało się zostać w domu. Ja akurat nie mieszkam w Częstochowie, ale miałem okazję widzieć kilka innych koncertów/imprez odbywających się w ramach tej samej akcji i muszę przyznać, że za każdym razem widziałem grupkę od 20 do 50 osób…
Co do samej publiczności – pisze Pan/Pani “Garstka ludzi zgromadzona pod sceną w odrętwieniu słuchała coverów piosenek Mieczysława Fogga..” – proszę wybaczyć, ale obraża Pan/Pani w tym momencie tych, którzy tego dnia mimo zimna zdecydowali się spędzić ten czas z nami. Nie wiem, gdzie Pan/Pani stał/a, ale ja ze sceny widziałem osoby tańczące, w różnym wieku, solo, i kilka par, w tym w jednym momencie nawet dość młodego mężczyznę, który do tańca porwał starszą panią. A brawa myślę, że były dość przyzwoite, jak na publikę tej wielkości. Co kilka utworów z lewej strony sceny (z mojej perspektywy) jakiś mężczyzna krzyczał “Dziękujemy wam!”. Po samym koncercie tylko do mnie podeszło kilka osób w różnym wieku wyrażających pochlebne opinie, a najbardziej w pamięć zapadła mi starsza Pani, która z wielkim wzruszeniem dziękowała, za to, że “młodym” chce się grać takie utwory. Dodam jeszcze tylko, że graliśmy nie tylko utwory Mieczysława Fogga – to też, moim zdaniem, warto by było sprawdzić, pisząc artykuł o koncercie.
“Zespół zakończył muzykować szybko i nawet słowo o bisie nie padło.” – przepraszam za mocne słowo, ale jest to po prostu NIEPRAWDA. Tego dnia zagraliśmy 18 utworów, a sam koncert trwał ponad 1,5h. Jak członek Makabundy pozwolę sobie nieskromnie zauważyć, że tak rozbudowany repertuar, to jak na tzw. “młody zespół”, rzecz raczej rzadka, co wielokrotnie zauważano podczas naszych koncertów w innych miastach Polski. Dodam, że na BIS zagraliśmy właśnie wspomnianą przez Pana/Panią Katiusze, do której większość osób podrygiwała, a cześć niezmiennie tańczyła.
Pisze Pan/Pani: ” – Na przyszły raz zapraszamy Makabundę do Warszawy, bo my już tutaj na pewno nie przyjedziemy – zakomunikował Michał Fogg, niechcący oceniając częstochowską atmosferę.” – pomijając moje wszystkie osobiste odczucia co do tej interpretacji słów Pana Michała stwierdzę tylko, że taki sposób cytowania innej osoby, opatrzony subiektywną sugestią, nadającą im wyimaginowane znaczenie jest zwyczajnie w świecie sprzeczny z etyką dziennikarską. Wspomnę też, że słowa ubrane tu w cytat niestety nie są dokładną kopią tego, co powiedział Prawnuk Fogga – jeśli już używa Pan/Pani cytatu, to profesjonalizm dziennikarski wymaga jednak uczciwości w tej kwestii. Dziennikarze z innych mediów zadali sobie ten trud i po koncercie odbyli rozmowę zarówno z panem Wojciechem Dąbrowskim, jak i Panem Michałem Foggiem. Pozwolę sobie zacytować: “- Można tu dostrzec trzy, a nawet cztery pokolenia, które znakomicie się bawią – mówił “Gazecie” Michał Fogg, prawnuk fetowanej gwiazdy, który przyjechał specjalnie z Warszawy.” I dalej w tym samym artykule czytamy: Tańca i to w wykonaniu wyższej-średniej i starszej części publiczności i na pl. Biegańskiego nie zabrakło. Można się więc było rozgrzać w wieczornym chłodzie. Szkoda, że pomyśleli o tym tak nieliczni, bo przecież tej widowni powinno być znacznie więcej. Kto nie był, niech żałuje, bo retro muzyka Makabundy stworzyła w ten wieczór wyjątkowy klimat – trochę przedwojennego podwórka, trochę dancingu z “Pożegnań” Hasa.
CAŁY ARTYKUŁ TU: http://czestochowa.gazeta.pl/czestochowa/1,35271,14006165,Aleje___tu_sie_dzieje___Dancing_z_Makabunda__Szlagiery.html
PODSUMOWUJĄC: mój komentarz napisałem nie po to, aby bronić zespół – nasza muzyka w konfrontacji z publiką broni się sama. Przede wszystkim chciałbym bronić publiczność, która mimo zimna przyszła na koncert i sprawowała się naprawdę dobrze.
Pisząc, chcę również zamanifestować mój sprzeciw wobec manipulacji, jakich Pan/Pani dopuszcza się moim zdaniem w tym artykule, podając informacje w sposób nieprawdziwy i narzucający czytelnikowi Pani/Pana własną opinię, nie pozostawiając czytelnikom przestrzeni na własną ocenę.
Zainteresowanych odsyłam do sprytnie zmontowanego nagrania z koncertu, w którym tylko jedno ujęcie przedstawia publikę – na minucie 10:12:
http://www.youtube.com/watch?v=ssSKNF_H-rQ&feature=youtu.be.
Proszę ocenic samodzielnie te “tłumy” i ich energię.
Panie Tomaszu, “Katiusza” nie była bisem, a przynajmniej nie na życzenie publiczności – była po prostu ostatnim utworem programu. Jak Pan słusznie stwierdził, frekwencja i tak wypadła nieźle w porównaniu z innymi akcjami podejmowanymi w ramach “Aleje-tu się dzieje”, co jest po prostu smutne i trudne do zaakceptowania w jednym z większych miast Polski. Wystarczy iśc na 2-3 wydarzenia kulturalne, żeby przekonac się, że uczestniczy w nich garstka tych samych ludzi. Niestety, zainteresowanie tego typu działaniami jest w Częstochowie (mieście studenckim!) małe, a ostatni koncert Makabundy jest tylko kolejnym tego przykładem. Osobiście życzyłabym sobie więcej tego typu koncertów, ale kiedy widzę, że nie ma na nie popytu, to dochodzę do wniosku, że miasto robi błąd, angażując się w ożywianie Alej przez finansowanie tych “darmowych” imprez. I tłumaczenie niskiej frekwencji deszczową pogodą jest dla mnie mało przekonujące (podczas koncertu Makabundy pogoda dopisała, co również można zobaczyc na nagraniu).
Proszę wybaczyc, że nie zacytowałam wypowiedzi honorowych gości o tym, że widownia bawiła się znakomicie – kurtuazyjne słowa nie odzwierciedlały rzeczywistości i mogłyby wprowadzic Czytelników w błąd, dając wyobrażenie roztańczonej widowni. Zdanie, które zacytowałam, niestety padło ze sceny i prawdopodobnie było gafą językową, ale dziwi mnie, że faktu pominięcia go przez inne media nie uznał Pan za manipulację. Ilona Matuszczak
Zainteresowanych odsyłam do sprytnie zmontowanego nagrania z koncertu, w którym tylko jedno ujęcie przedstawia publikę – na minucie 10:12:
http://www.youtube.com/watch?v=ssSKNF_H-rQ&feature=youtu.be.
Proszę ocenic samodzielnie te “tłumy” i ich energię.
Panie Tomaszu, “Katiusza” nie była bisem, a przynajmniej nie na życzenie publiczności – była po prostu ostatnim utworem programu. Jak Pan słusznie stwierdził, frekwencja i tak wypadła nieźle w porównaniu z innymi akcjami podejmowanymi w ramach “Aleje-tu się dzieje”, co jest po prostu smutne i trudne do zaakceptowania w jednym z większych miast Polski. Wystarczy iśc na 2-3 wydarzenia kulturalne, żeby przekonac się, że uczestniczy w nich garstka tych samych ludzi. Niestety, zainteresowanie tego typu działaniami jest w Częstochowie (mieście studenckim!) małe, a ostatni koncert Makabundy jest tylko kolejnym tego przykładem. Osobiście życzyłabym sobie więcej tego typu koncertów, ale kiedy widzę, że nie ma na nie popytu, to dochodzę do wniosku, że miasto robi błąd, angażując się w ożywianie Alej przez finansowanie tych “darmowych” imprez. I tłumaczenie niskiej frekwencji deszczową pogodą jest dla mnie mało przekonujące (podczas koncertu Makabundy pogoda dopisała, co również można zobaczyc na nagraniu).
Proszę wybaczyc, że nie zacytowałam wypowiedzi honorowych gości o tym, że widownia bawiła się znakomicie – kurtuazyjne słowa nie odzwierciedlały rzeczywistości i mogłyby wprowadzic Czytelników w błąd, dając wyobrażenie roztańczonej widowni. Zdanie, które zacytowałam, niestety padło ze sceny i prawdopodobnie było gafą językową, ale dziwi mnie, że faktu pominięcia go przez inne media nie uznał Pan za manipulację. Ilona Matuszczak
“Osobiście życzyłabym sobie więcej tego typu koncertów, ale kiedy widzę, że nie ma na nie popytu, to dochodzę do wniosku, że miasto robi błąd, angażując się w ożywianie Alej przez finansowanie tych “darmowych” imprez.”
No i tu jest sedno sprawy. Moim zdaniem nie jest to błąd, lecz słuszna decyzja. Kto ma wspierać kulturę w mieście, jak nie do tego stworzone instytucje?
Pozwolę sobie też zadać inne pytanie. Czy 7 Dni – Tygodnik Regionalny, reklamujący się jako „najlepszy w regionie” informował o tym koncercie? Czy na swych łamach informował o innych wydarzeniach z cyklu „Aleje – tu się dzieje”? Czy tylko zajmuje się narzekaniem i krytykanctwem? Pozdrawiam. Brodi.
“Osobiście życzyłabym sobie więcej tego typu koncertów, ale kiedy widzę, że nie ma na nie popytu, to dochodzę do wniosku, że miasto robi błąd, angażując się w ożywianie Alej przez finansowanie tych “darmowych” imprez.”
No i tu jest sedno sprawy. Moim zdaniem nie jest to błąd, lecz słuszna decyzja. Kto ma wspierać kulturę w mieście, jak nie do tego stworzone instytucje?
Pozwolę sobie też zadać inne pytanie. Czy 7 Dni – Tygodnik Regionalny, reklamujący się jako „najlepszy w regionie” informował o tym koncercie? Czy na swych łamach informował o innych wydarzeniach z cyklu „Aleje – tu się dzieje”? Czy tylko zajmuje się narzekaniem i krytykanctwem? Pozdrawiam. Brodi.
@Brodi
Na razie “kreowanie popytu” na uliczną kulturę i “ożywienie” Alei przez “instytucję” urzędników wydziału kultury… urzędu miasta idzie topornie. I o tym, IMHO, jest artykuł i komentarze.Ty nie mnóż idiotycznych pytań w stylu “co zrobiło 7 dni – “siedem dni” opisuje rzeczywistość miejską – raz lepiej, raz gorzej – i nie wydaje na swoją działalność publicystyczno-informacyjną publicznych pieniędzy!
Nie odwracaj kota ogonem i nie pieprz o rzekomym “narzekaniu i krytykanctwie “7 dni” – tak twierdzi każdy dupek przyłapany na nieudolności, nietrafionej koncepcji projektu “ożywienia” centrum miasta, marnotrawstwie kasy publicznej na przedsięwzięcia o małym indeksie korzyści/koszty… Niech każdy robi to co do niego należy – zwłaszcza ten kto wydaje publiczną kasę.
@Brodi
Na razie “kreowanie popytu” na uliczną kulturę i “ożywienie” Alei przez “instytucję” urzędników wydziału kultury… urzędu miasta idzie topornie. I o tym, IMHO, jest artykuł i komentarze.Ty nie mnóż idiotycznych pytań w stylu “co zrobiło 7 dni – “siedem dni” opisuje rzeczywistość miejską – raz lepiej, raz gorzej – i nie wydaje na swoją działalność publicystyczno-informacyjną publicznych pieniędzy!
Nie odwracaj kota ogonem i nie pieprz o rzekomym “narzekaniu i krytykanctwie “7 dni” – tak twierdzi każdy dupek przyłapany na nieudolności, nietrafionej koncepcji projektu “ożywienia” centrum miasta, marnotrawstwie kasy publicznej na przedsięwzięcia o małym indeksie korzyści/koszty… Niech każdy robi to co do niego należy – zwłaszcza ten kto wydaje publiczną kasę.
@denver.
Średnio chcę mi się dyskutować z kimś, kto zarzuca mi „pieprzenie” i określa tych którzy maja inne zdanie od swojego „dupkami”.
Każdy ma prawo mieć inne odczucia i spostrzeżenia. Uważam, że w naszym mieście ze wsparciem kultury (tak, właśnie z publicznych pieniędzy) bywało różnie, po prostu słabo.
Samo określenie z artykułu: „Wydział wyszarpał na kulturę” odzwierciedla sytuację. To jak to? To już pieniądze na kulturę trzeba wyszarpywać? A czymże bylibyśmy bez niej?
Nie czuję się „przyłapany na nieudolności, nietrafionej koncepcji projektu “ożywienia” centrum miasta, marnotrawstwie kasy publicznej na przedsięwzięcia o małym indeksie korzyści/koszty…” ani nie uważam, że projekt „Aleje tu się dzieje” do nietrafionych należy”.
Cóż, jeszcze się taki nie urodził, co by wszystkim dogodził.
Słowo „ożywienie” ukazuje i potwierdza to o czym wspomniałem, źle się działo w mieście i stąd owa konieczność. Myślę, że dobrze się stało, że miasto dało szansę i wsparcie lokalnym twórcom, jak i tej może nielicznej publiczności. Ale czy winą można obarczać tych, którzy chcą uczestniczyć w życiu kulturalnym? Zarzuć że jest ich mało? Czy to ich wina, żę im się chce? I tylko dlatego, że są nieliczni? Pozbawiać miasta (bądź krytykować samą decyzję, pomysł i realizację) możliwości rozwoju na płaszczyźnie kultury i sztuki tylko dlatego, że większość w danym okresie nie miała czasu, lub po prostu ma w głębokim poważaniu życie kulturalne? Nie! Potrzebne jest „ożywienie”.
Być może faktycznie promocja powinna być lepsza, ale ciężko też o taką, skoro „najlepsze tygodniki” nie informują o tych wydarzeniach, lecz tylko „komentują” (i to ich święte prawo), szkoda tylko że nierzetelnie, wręcz naginając prawdę, o czym wspomniał w komentarzu Tomasz.
Pozdrawiam. Brodi
@denver.
Średnio chcę mi się dyskutować z kimś, kto zarzuca mi „pieprzenie” i określa tych którzy maja inne zdanie od swojego „dupkami”.
Każdy ma prawo mieć inne odczucia i spostrzeżenia. Uważam, że w naszym mieście ze wsparciem kultury (tak, właśnie z publicznych pieniędzy) bywało różnie, po prostu słabo.
Samo określenie z artykułu: „Wydział wyszarpał na kulturę” odzwierciedla sytuację. To jak to? To już pieniądze na kulturę trzeba wyszarpywać? A czymże bylibyśmy bez niej?
Nie czuję się „przyłapany na nieudolności, nietrafionej koncepcji projektu “ożywienia” centrum miasta, marnotrawstwie kasy publicznej na przedsięwzięcia o małym indeksie korzyści/koszty…” ani nie uważam, że projekt „Aleje tu się dzieje” do nietrafionych należy”.
Cóż, jeszcze się taki nie urodził, co by wszystkim dogodził.
Słowo „ożywienie” ukazuje i potwierdza to o czym wspomniałem, źle się działo w mieście i stąd owa konieczność. Myślę, że dobrze się stało, że miasto dało szansę i wsparcie lokalnym twórcom, jak i tej może nielicznej publiczności. Ale czy winą można obarczać tych, którzy chcą uczestniczyć w życiu kulturalnym? Zarzuć że jest ich mało? Czy to ich wina, żę im się chce? I tylko dlatego, że są nieliczni? Pozbawiać miasta (bądź krytykować samą decyzję, pomysł i realizację) możliwości rozwoju na płaszczyźnie kultury i sztuki tylko dlatego, że większość w danym okresie nie miała czasu, lub po prostu ma w głębokim poważaniu życie kulturalne? Nie! Potrzebne jest „ożywienie”.
Być może faktycznie promocja powinna być lepsza, ale ciężko też o taką, skoro „najlepsze tygodniki” nie informują o tych wydarzeniach, lecz tylko „komentują” (i to ich święte prawo), szkoda tylko że nierzetelnie, wręcz naginając prawdę, o czym wspomniał w komentarzu Tomasz.
Pozdrawiam. Brodi
@Brodi. Nie bądź obrażalski. To tylko dosadny język na określenie takich mizernych argumentacji jak twoja pozbawionych racjonalnych kontrargumentów wobec polemistów i trzymających się meritum sprawy. Nie lej wody o tym, że “źle się działo w mieście” “na płaszczyźnie rozwoju kultury i sztuki”, a teraz jest bomba. Nie zarzucaj oponentom “nierzetelności i naginania prawdy” – korzystaj z prawa wyrażania swojej opinii, pozwól innym by nazywali to twoje samouwielbienie do własnej nieomylność i obronę podejmowanych działań, tanią propagandą.
@Brodi. Nie bądź obrażalski. To tylko dosadny język na określenie takich mizernych argumentacji jak twoja pozbawionych racjonalnych kontrargumentów wobec polemistów i trzymających się meritum sprawy. Nie lej wody o tym, że “źle się działo w mieście” “na płaszczyźnie rozwoju kultury i sztuki”, a teraz jest bomba. Nie zarzucaj oponentom “nierzetelności i naginania prawdy” – korzystaj z prawa wyrażania swojej opinii, pozwól innym by nazywali to twoje samouwielbienie do własnej nieomylność i obronę podejmowanych działań, tanią propagandą.
Panie Wojciechu vel Brodi, jeśli inne media piszą o tym koncercie relację pod tytułem: „Dancing z Makabundą”, to nie widzi Pan w tym naginania prawdy? Niestety nie uznam jednej-dwóch par tańczących pod sceną za dancing. Przedstawiłam sytuację z perspektywy słuchacza, który zjawił się na koncercie pomimo niepogody i czekał na koncert, który rozpoczął się z 20-minutowym opóźnieniem (nagminne spóźnianie się „gwiazd” też odczytuję jako lekceważenie publiczności przez zespół); oczami słuchacza, który zawiódł się nie tyle występem, ile właśnie publicznością, która nie próbowała zatrzymać zespołu na scenie, tylko się najzwyczajniej rozeszła po tym, gdy usłyszała, że to już koniec; która nie dopingowała go – czy to tańcem, czy oklaskami – żeby dał z siebie jeszcze więcej. Z drugiej strony, jeśli publiczność nie reaguje entuzjastycznie podczas koncertu, nasuwa się wniosek, że to zespół nie podołał. Nie wierzę też, że gdyby zamiast Makabundy wystąpił Habakuk, ludzi zniechęciłby do przyjścia chłód wieczoru. Uważam, że przeszkodą w rozkręceniu życia kulturalnego w mieście jest po prostu mentalność częstochowian, średnio zainteresowanych nowinkami artystycznymi, a także ignorancja – ludzie wychodzą z założenia, że to, co bezpłatne, jest po prostu mało wartościowe, a w dodatku, że jest naprawdę za darmo. Pomysł na projekt „Aleje tu się dzieje” być może był dobry, ale po prostu się nie sprawdza, czego dowodem jest niska frekwencja. Dla mnie jest to uszczęśliwianie ludzi na siłę. Gdyby akcję finansowała prywatna firma, musiałaby z niego zrezygnować, bo widziałaby, że jest to marnotrawstwo pieniędzy – inwestycja nie przynosi efektów. Wcześniej taka firma zainwestowałaby pewnie w reklamę, żeby wypromować przedsięwzięcie. Urząd Miasta ma swoje media, którym za to płaci. Jak mniemam, Pan też nie koncertuje za darmo. Wiadomą sprawą jest, że będzie Pan bronił inwestycji Wydziału Kultury – w końcu m.in. to Pan jest jej beneficjentem. Inną sprawą jest, że życie kulturalne to potrzeba wyższa – ludziom trudno się bawić, skoro są zniechęceni sytuacją ekonomiczną tego miasta. Byłoby cudnie, gdyby ludzi było stać na to, żeby sobie chodzili na takie koncerty, na jakie chcą i po prostu płacili za bilet. Z mojego punktu widzenia, obecna władza stawia teraz na kulturę, bo nie radzi sobie z innymi, poważniejszymi problemami tego miasta.
Panie Wojciechu vel Brodi, jeśli inne media piszą o tym koncercie relację pod tytułem: „Dancing z Makabundą”, to nie widzi Pan w tym naginania prawdy? Niestety nie uznam jednej-dwóch par tańczących pod sceną za dancing. Przedstawiłam sytuację z perspektywy słuchacza, który zjawił się na koncercie pomimo niepogody i czekał na koncert, który rozpoczął się z 20-minutowym opóźnieniem (nagminne spóźnianie się „gwiazd” też odczytuję jako lekceważenie publiczności przez zespół); oczami słuchacza, który zawiódł się nie tyle występem, ile właśnie publicznością, która nie próbowała zatrzymać zespołu na scenie, tylko się najzwyczajniej rozeszła po tym, gdy usłyszała, że to już koniec; która nie dopingowała go – czy to tańcem, czy oklaskami – żeby dał z siebie jeszcze więcej. Z drugiej strony, jeśli publiczność nie reaguje entuzjastycznie podczas koncertu, nasuwa się wniosek, że to zespół nie podołał. Nie wierzę też, że gdyby zamiast Makabundy wystąpił Habakuk, ludzi zniechęciłby do przyjścia chłód wieczoru. Uważam, że przeszkodą w rozkręceniu życia kulturalnego w mieście jest po prostu mentalność częstochowian, średnio zainteresowanych nowinkami artystycznymi, a także ignorancja – ludzie wychodzą z założenia, że to, co bezpłatne, jest po prostu mało wartościowe, a w dodatku, że jest naprawdę za darmo. Pomysł na projekt „Aleje tu się dzieje” być może był dobry, ale po prostu się nie sprawdza, czego dowodem jest niska frekwencja. Dla mnie jest to uszczęśliwianie ludzi na siłę. Gdyby akcję finansowała prywatna firma, musiałaby z niego zrezygnować, bo widziałaby, że jest to marnotrawstwo pieniędzy – inwestycja nie przynosi efektów. Wcześniej taka firma zainwestowałaby pewnie w reklamę, żeby wypromować przedsięwzięcie. Urząd Miasta ma swoje media, którym za to płaci. Jak mniemam, Pan też nie koncertuje za darmo. Wiadomą sprawą jest, że będzie Pan bronił inwestycji Wydziału Kultury – w końcu m.in. to Pan jest jej beneficjentem. Inną sprawą jest, że życie kulturalne to potrzeba wyższa – ludziom trudno się bawić, skoro są zniechęceni sytuacją ekonomiczną tego miasta. Byłoby cudnie, gdyby ludzi było stać na to, żeby sobie chodzili na takie koncerty, na jakie chcą i po prostu płacili za bilet. Z mojego punktu widzenia, obecna władza stawia teraz na kulturę, bo nie radzi sobie z innymi, poważniejszymi problemami tego miasta.