Należę do tej zdecydowanej, białej, heteroseksualnej większości, która lubi jeść czekoladę, a nie tylko ją kontemplować. Trudno, nikt nie jest idealny; trudno się powstrzymać przed kosztowaniem słodkiego atłasu z pobudzającym kubeczki smakowe posmakiem kakao.
Nowy styl towarzyski, co mnie cieszy, preferować ma wesoły styl świętowania uroczystości oficjalnych. Orzeł z czekolady na Święto Konstytucji, tort dzielony na Dzień Unii Europejskiej… Jestem za, a nawet jeszcze bardziej. Niech się to upowszechni jak kiełbaski na 1 maja czy bombonierki na Dzień Matki. Z dzieciństwa pamiętam radość, jaką przynosiło lizanie cukrowego baranka w Wielkanoc. Fakt, że pochodzę z domu niespecjalnie bogatego, sprawił, iż ten baranek służyć musiał przez kilka Wielkanocy z rzędu. Był więc pod koniec swojego istnienia bezkształtną, wylizana masą, z obgryziona główka (to nie ja, to brat) i nóżkami (to moje dzieło).
Ciekawy wiec jestem losu czekoladowego orła: zeżrą go od razu, czy lizać będą co roku i kto obgryzie mu główkę. Że co, że obraza godła narodowego? Panie i panowie, to i tak pikuś. A jak dzielą tort w kształcie Naszej Ojczyzny Polski, to przecież jak zaborcy: tu odetną Śląsk, tam Podlasie, temu Gdańsk, innemu Cieszyn. Nie lepiej traktują Unię, naszą kochaną, Europejską: jednemu się dostanie kawałek zbankrutowanych Salonik, a drugiemu Glasgow. Można też po sienkiewiczowsku szarpać flagę narodową i unijną, wyrywając dla siebie, największy słodki kąsek.
Na Święto Konstytucji polecałbym posmakować polukrowanych kart naszej ustawy zasadniczej; przez żołądek do serca: Prezydent z Marszałkiem Sejmu pochłonęliby Preambułę, my, motłoch – strony z prawami socjalnymi.
I komu to przeszkadza? Do tej pory twórczo zmienialiśmy tradycję narodową w alkohol. Bohaterów zamykaliśmy w butelki, wypuszczając jak dżina Aladyna na imprezach. Z wyższej salonowej półki był Chopin, bliżej ludu wylądował tryumfator wiedeński Sobieski. Ponieważ trunek poświęcony królowi z Wilanowa nie jest specjalnej jakości, w nowej obrzędowości polskiej zdarza się, że ktoś rzyga jak po Sobieskim. Mam nadzieję, że ta tradycja się utrwali, będziemy wybierać między żubrówką Piłsudski i likworem Dmowski; amatorzy PRL będą mieli Gierka z kłoskiem lub siermiężną Gomułkę z czerwoną kartką. Będzie koktajl Jadwiga i Jagiełło, śliwowica Chrobry, a dla pań ajerkoniak Orzeszkowa. Większość naszych historycznych bohaterów, zwłaszcza koronowanych, pasuje do pojęcia „rozum mu odebrało” ilustrującego skutki picia wódki. A i kac pasuje do narodowej traumy specjalistów od przegranych bohatersko wojen i powstań.
Gorzej, gdy połączymy istniejące wątki alkoholowe z nową obrzędowością słodkiego świętowania. Wypić Sobieskiego i zakąsić łebkiem czekoladowego orła; wymieszać Chopina z gwiazdką unijnego torciku – takich brewerii zwykły żołądek nie zniesie i znieść nie powinien.
Bo Polak nade wszystko, jest rasistą szowinistą, jak pije to wódkę z wódką, a piwo z piwem. Jak je słodkie to czekoladę z czekoladą, tort z tortem i ciasto ze śliwkami. I choćby nam tak czy siak dyktowano z Brukseli, Warszawy czy Nowego Jorku, tego się trzymajmy. Tu stoję i niczego się nie boję, tu nasza reduta Ordona i nasze Westerplatte, nie rzucim ziemi skąd nasz ród i świętych przodków obyczajów… Proszę, jeszcze setkę Poloneza pod śledzika biało-czerwonego (z buraczkami w śmietanie)…