Kiedy artysta wychodzi na scenę, liczy na napięcie publiki, która z gębą rozdziawioną będzie spijać miód z jego ust. Nic tak nie boli, jak pusta sala i ironia niezajętych krzeseł.
Ego nie lubi samokrytyki, pierwsza myśl w głowie to: „łoł, ktoś mnie ukradł szoł!”. Złośliwie obok był pewnie koncert orkiestry dętej i balet Kolumbijek, promocja w galerii i „wyjazd integracyjny” z kina. I publisia nie dopisała. Ból…
Czy dziś ktoś pamięta, kiedy Polska była Prezydentem Rady Unii Europejskiej? Wiedza o tym jest równie powszechna jak to, że teraz prezydentuje Belgia, a od wakacji pałeczkę przejmie Cypr (a może odwrotnie). Kogo w gruncie rzeczy to obchodzi? Nas obchodziło wtedy, gdy media piały o przełomowym znaczeniu polskiej prezydencji. Teraz z podobną emfazą piejemy (koko, koko, rząd jest spoko) o przełomowym dla rozwoju cywilizacyjnego Polski znaczeniu Euro2012. Z okazji Euro się buduje… Widać prace nad nową nawierzchnią Alei NMP, linią tramwajową na Błesznie, wiaduktami nad trasą… A nawet – gdyby ktoś usilnie poszukał – powstaje most betonowy nad Wartą, łączący wieś Zawodzie z Korwinowem w gminie Poczesna. Tak się pomieszała przyczyna ze skutkiem, że nikogo już nie dziwi i nie śmieszy fraza retoryczna: budujemy drogi na Euro, które nam będą służyły dopiero po Euro. Pomińmy to Euro, a odzyskamy minimalna logikę: budujemy drogi, by nam służyły… A przyspieszenie budowania wynika z harmonogramu konsumowania unijnej pomocy; to nie chodzi o termin mistrzostw, lecz o sztywne zasady zobowiązania wobec instytucji finansujących nasz rozwój.
Nie sądzę, by powrót do logiki ugodził w znaczenie Euro 2012 jako imprezy sportowej. Piłka nożna ma swoich wyznawców, a sądząc po gażach występujących w niej aktorów – nawet fanatyków. Oni mają swoje święto, a inni przy tej okazji mogą zarobić. Jest jak jest, a jest dobrze. Ale nie wmawiajmy sobie, że Polska z tej przyczyny stanie się pępkiem świata, czy choćby Europy. Oprócz rozrywek, świat (czyli ludzie) ma inne, ważne problemy. Dla niego czerwcowa powtórka wyborów w Grecji może być ważniejsza od meczu Polska-Grecja. Od wyniku tych wyborów, a nie od wyniku meczu będzie w przyszłości zależał stan zasobności portfeli naszych, a także fanatyków piłkarskich.
Szoł musi być, bo to dla wielu możliwość oderwania się od smutnej rzeczywistości: malejących szans na dobrą pracę, rosnących rachunków do płacenia przy malejących pensjach, od obaw o zabezpieczenie na wypadek choroby lub starości… Szoł musi być, gorzej gdy oprócz szoł nie ma już nic. Szoł staje się celem i treścią polityki. Nie ma w niej już problemów, są tylko fakty medialne; nie szuka się sposobu rozwiązywania trudnych spraw, lecz konceptów, jak jeden fakt medialny przykryć drugim. A my się temu przyglądamy biernie, jak kibice meczowi Grecja-Rosja. Klaszczemy jednym, gwiżdżemy na drugich, a po meczu wracamy do szarej, smutnej rzeczywistości, by w klatce czterech ścian przeżywać prawdziwe problemy.
Nie płaczmy, że nam szoł ktoś ukradnie. Cieszmy się, że każda potwora ma swojego amatora. Bo taka równość szans jest optymistyczną przesłanką przyszłości.