Gdyby ryby umiały mówić, nie stroniłyby od mocnych wyrażeń. Zwłaszcza karp przed świętami powiedziałby coś na s… w odpowiedzi na zaproszenie na wigilijną wieczerze. Ponieważ jednak karp nie korzysta z przysługującej mu wolności głosu, w jego imieniu wystąpił Najwyższy Prokurator.
Pan Naczelny i Najwyższy Prokurator skierował do podwładnych list przypominający, że karpie chronione są ustawowo, więc przestępstwem jest dręczenie ich torturami przed śmiercią. Ogół prokuratorski ogólnie podzielił racje szefa, zauważając jednak z irytacją: „Panie, ja mam na karku 60 spraw miesięcznie, w tym jedno morderstwo, cztery gwałty, osiem napadów z rabunkiem, kradzieże, przekręty, a Pan mi tu jeszcze karpia dokładasz…”. Irytację tę jako lojalni urzędnicy prokuratorzy wyrazili nieoficjalnie, a formalnie wysłali podobnej treści informacje do policji, by ta pilnie baczyła, czy gdzieś się nie torturuje karpia.
Policjanci na ogół lubią karpie i przyrodę ojczystą. Apel prokuratorski ich wzruszył, w pełni podzielają poglądy o zakazie tortur wobec zwierząt i niektórych ludzi. Ale też w duchu dodali z lekka irytacją: „Panowie prokuratorzy, to za biurkiem prowadzą śledztwo, a my się musimy w terenie męczyć. Mamy 60 spraw miesięcznie, w tym jedno morderstwo, cztery gwałty itd., jeszcze nam każą pijanych z chodników zbierać i pouczać młodzież w szkołach, żeby w piątki nie ćpała, a tu nam dodatkowo jeszcze karpia dokładają…”. Oczywiście zastrzeżenie to wyrazili w sposób na tyle dyskretny, by nie zburzyć swojej opinii lojalnych stróży prawa. Niektórzy komendanci komisariatów znaleźli w tym także dobre strony: wykrywalność przestępstw typu dręczenie karpia, jazda po piwie na rowerze czy nielegalny handel pietruszką na ulicy, jest o wiele wyższa (i prostsza) od łapania mordercy, dealera narkotyków czy innych mafiozów. A statystyka to statystyka, liczby się liczą do awansu. Pragmatyzm ten cechuje jednak tylko przełożonych, bo prawdziwy glina podnieca się zdobywaniem poroża (lub skalpu) grubej zwierzyny.
Tak czy owak pismo Najwyższego Prokuratora wprawiło w ruch pewną materię. Karpiom specjalnie nie pomogło, ale przynajmniej zwróciło uwagę na ich smutny los. Pora nam przejść do wniosków.
Prokurator, od najwyższego do najniższego, tak jak i policjant jest sługą prawa. To nie on ustala reguły gry, on gra tak jak mu ustalono. Skoro dręczenie karpia jest przestępstwem, to musi je ścigać. Jeżeli liczba wydarzeń określonych w prawie jako czyny przestępcze rośnie, a równolegle nie zwiększa się liczba sług prawa, to skuteczność ścigania nie może rosnąć. Nawet Chińczyka nie zmusi się, by za tę samą pensję wyprodukował dwa raz więcej telewizorów. W dodatku ujawnia się zasada prawa Kopernika (gorsza moneta wypiera lepszą), w tym wypadku troska o statystykę nakazuje się skupić na ściganiu przestępstw łatwiej wykrywalnych.
Mądrość dawnych ustawodawców polegała na ograniczeniu – prawo jak miecz działało tylko tam, gdzie było to niezbędne. Ustawodawca przyjmował za pewnik, że tam gdzie nie działa prawo (wsparte przymusem siły państwa), to życie regulują niepisane normy obyczajowe, określające co to znaczy przyzwoitość. Moralny nacisk wspólnoty był wystarczającą siłą, by napiętnować pijaków, ćpunów, damskich bokserów i inną hołotę. Dziś moralność próbuje się zastąpić normami prawa stanowionego. Nic dziwnego, że w takiej rzeczywistości policjant ma stać na straży dóbr osobistych karpia.
Zatem, panie karp, wesołych świąt.