Podczas wyborów samorządowych członkowie Platformy Obywatelskiej, a także Prawa i Sprawiedliwości zachowywali się niczym napruci w sztok szachiści. Raz ruch w lewo, raz w prawo… jakby wykonywali jakieś nieskoordynowane ruchy. SLD ugrał wszystko, od stanowisk prezydenta i przewodniczącego rady, po możliwość dokonania dowolnych zmian w mieście dzięki większości w radzie. I nikt z grupy pseudoopozycyjnej nawet nie miauknął, a teraz to twarz w kubeł i do lizania zwycięzców: wystąp!
Taaanio sprzedam, zhandluję Platformę, taaaniutko…
PO rządzi w kraju, a w Częstochowie kompletnie się nie liczy, a to za sprawą starań samych członków Platformy. Dobrze zapowiadająca się grupa działaczy PO, zatraciła się gdzieś po drodze między stołkami prezesów a salonami w Warszawie. Zwany „Synem nieswojej matki” Andrzej Szewiński rokował na walecznego (kiedyś siatkarz) zawodnika politycznego, a od kilku lat leży na łopatkach; Halina Rozpondek (nazywana przez swoich „babką”) zamiast tworzyć wieczorami niezrozumiałe komentarze na facebooku (znikają rano) miała dzielić się doświadczeniem samorządowym z młodymi; Grzegorz Sztolcman – chodzący rozsądek o zręcznym do interesów zmyśle, angażuje się wszędzie byleby nie w Częstochowie; Jarosław Lasecki, o którego sukcesach biznesowych pieśni będą śpiewać latami, przemyśliwuje nad zmianą prawa dla zabytkowych budowli (sam jest właścicielem zamku w Bobolicach); Izabeli Leszczynie – w lokalnym PO o najsilniejszej osobowości, której ideałów nic miało nie złamać, dwukrotnie lewica „przetrąciła kręgosłup” (cztery lata temu i w tegorocznych wyborach), a ona mimo to mówi, że „to deszcz pada”. Do tego zestawu dołączyło kilku „młodych gniewnych”, którzy zamiast wspierać starszych kolegów, by przejąć bogatą schedę, zapętlili się w wewnętrznych konfliktach, a nawet w sądach koleżeńskich i w prokuraturze. Potem już było tylko gorzej, dwa koła tej samej partii zaczęły się nawzajem zwalczać, a ostatecznego dzieła zniszczenia lokalnej Platformy dokonała jej koalicja z SLD.
Wynik częstochowskiej Platformy Obywatelskiej w listopadowych wyborach – pięciu radnych – jest ostatnim tak dobrym (choć obiektywnie fatalnym) rezultatem. Krajowa pozycja Platformy nijak się ma do częstochowskiej. Od samego początku wiadomym było, że lokalna kampania wyborcza zakończy się fiaskiem, bo w przeciwieństwie do PiS-u, członkowie PO nie mieli żadnego pomysłu na miasto. Kandydat na prezydenta Andrzej Szewiński miał niewiele do powiedzenia i skutecznie unikał konfrontacji ze swoim konkurentem z lewicy Matyjaszczykiem (być może już wówczas zakładał, że dojdzie do koalicji). Szukanie elektoratu w żłobku oraz ustawiane spotkania z wyborcami, obśmiewali nawet jego koledzy z partii. Czwarty wynik wyborczy Szewińskiego potwierdza upadek Platformy. Gwoździem do trumny było oficjalne podpisanie koalicji SLD/PO tuż przed drugą turą wyborów, w której zmierzyć się mieli Matyjaszczyk (SLD) z Warzochą (PiS). W imieniu PO wystąpiła posłanka i wiceminister z Ministerstwa Finansów Izabela Leszczyna oraz senator Andrzej Szewiński, Sojusz reprezentował Krzysztof Matyjaszczyk. Oburzenie środowisk prawicowych, sympatyzujących z Platformą nie milknie do dziś. Wyborcy zarzucają Leszczynie, że nie potrafiła oprzeć się pokusie ewentualnych suwenirów wynikających ze współpracy z lewicą. Złośliwcy twierdzą nawet, że najwyraźniej pali się jej grunt pod nogami w ministerstwie i szuka przyczółku, bo przecież PUP przy ul. Szymanowskiego w Częstochowie nie sypnie ofertami bezrobotnej byłej pani minister i byłej posłance. Jeszcze inni sugerują, że Izabela Leszczyna skorzystała z szansy przejęcia inicjatywy w lokalnej Platformie i spacyfikowania skonfliktowanego z nią koła PO numer 1. „Prezenty” od Matyjaszczyka rozdawałaby posłanka Leszczyna i to jej należałaby się wdzięczność i zobowiązanie na przyszłość. Stąd pogłoski o kandydatach na wiceprezydentów, których za poparcie Matyjaszczyka obsadziłaby Platforma. Na początku była mowa o Marcinie Biernacie oraz o Arturze Siwku. Obaj pochodzą z koła numer 2. Ostatnio pojawiła się kolejna kandydatura: Jacka Krawczyka z koła numer 1 – dla równowagi między kołami. Musiałby wówczas zrezygnować z fotela radnego, a to z kolei rodzi komplikacje jego następcy w radzie. Człowiek koła numer 2 mógłby nie przy wszystkich głosowaniach radnych respektować zawarty układ koalicyjny, a strata każdego głosu ma znaczenie.
Izabela Leszczyna, uważana przez wielu za inicjatorkę porozumienia z SLD, dziś tłumaczy się, iż nie jest „samodzielną jednostką” tylko reprezentuje wolę partii politycznej. Innego zdania jest Biuro Krajowe Platformy, twierdzi bowiem, że „szef śląskich struktur PO Tomasz Tomczykiewicz mógł jedynie sugerować lub w najgorszym wypadku nalegać, ale nie mógł nakazać. Ostateczna decyzja zawsze należy do regionów. Po to są regiony, by ponosiły pełną odpowiedzialność także polityczną”. I rzeczywiście Tomczykiewicz byłby słabym negocjatorem, gdyby z pozycji zwycięzcy wyborów, przehandlował dwustutysięczną Częstochowę za dziewięćdziesięciotysięczne Jastrzębie Zdrój.
Lewicowej dziś Platformie częstochowskiej i wszystkim, którzy wydali na kampanię, a teraz czekają na zwrot nakładów, aż ślinka cieknie na myśl o profitach z władzy, tylko że całe Aleje wybrukowane są niespełnionymi obietnicami lewicy. Poza tym SLD pokazało 4 lata temu, że nie szanuje członków lokalnej Platformy, szczególnie boleśnie przekonała się o tym posłanka Leszczyna. Dlaczego teraz, gdy PO zaliczyło druzgocącą porażkę w naszym mieście miałoby być inaczej? Leszczyna, Szewiński i pozostali członkowie lewicowej Platformy pominęli jeszcze jeden istotny element – elektorat.
Jak PiS upora się z przegraną?
Częstochowskie Prawo i Sprawiedliwość od lat ma to samo oblicze przywódcy – Szymona Giżyńskiego. Chodzą pogłoski, że nie lubi otaczać się ludźmi zbyt bystrymi, aktywnymi i ambitnymi, gdyż podobno widzi w nich zagrożenie dla własnej pozycji w partii. I może coś w tym jest, bowiem wokół posła niewielu można się doliczyć działaczy „świadomych”, a wybory samorządowe potwierdziły skromną liczbę zaangażowanych członków. Gdyby poparcie, które posiada PiS w kraju, było lokalnie przynajmniej podobne – dziś rządziliby Częstochową. Zapewne problemy partii Jarosława Kaczyńskiego w naszym mieście mają głębsze podłoże, a jednym z nich jest Jadwiga Wiśniewska. Wyrosła z Koziegłówek niczym Feniks z popiołów i od razu umiejętnie wkradła się w łaski prezesa Kaczyńskiego, który przez lata bezgranicznie ufał koledze – jeszcze z AWS-u – Giżyńskiemu. Wiśniewska skróciła sielankę posła. O wzajemnym wsparciu nie może być mowy.
Szymon Giżyński w tegorocznych wyborach samorządowych po raz kolejny wystawił na prezydenta Częstochowy, nienależącego do PiS-u, Artura Warzochę. Sympatyczny, rzeczowy i być może, gdyby był na miejscu byłby zorientowany w sprawach miasta. Praca poza Częstochową, w Najwyższej Izbie Kontroli, była przez cztery ostatnie lata dla kandydata PiS-u z oczywistych powodów ważniejsza. Nie dane będzie mieszkańcom sprawdzić umiejętności Warzochy w dowodzeniu Częstochową, bo tegoroczna porażka była ostatnią. Ponowne wystawianie wciąż przegrywającego kandydata – o czym PiS już wie – nie ma sensu.
Tegoroczna kampania samorządowa Prawa i Sprawiedliwości przebiegała jakby falami. Pierwszy etap był niemrawy i niektórzy twierdzili, że PiS celowo nie chce wygrać z lewicą. Pojawiły się głosy, że układ, który zawarto w poprzednich wyborach odpowiada lokalnemu PiS-owi, gdyż prezydent Krzysztof Matyjaszczyk (SLD) skąpy nie był i kilka „okruszków” rzucił, na szczęście dla PiS-u bez rozgłosu i odpowiedzialności. Wszyscy wiedzieli, zwłaszcza doświadczeni politycy, że „kampania miłości” nie jest skuteczną metodą na lewicę. Mimo to, kampania wyborcza właśnie tak była prowadzona, aż do drugiej tury wyborów, gdy w szranki stanęli Matyjaszczyk z Warzochą. Wtedy PiS uzmysłowił sobie, że nie musi zawierać żadnych układów, uwierzył, że mógłby rządzić samodzielnie i zgarnąć wszystko. Za późno. Na tydzień przed rozstrzygnięciem prezydentury w Częstochowie prezes Jarosław Kaczyński przywiózł nowinę niesłychaną: „poparcie dla PiS-u oznacza powrót województwa częstochowskiego”. Niezależnie od oceny realności tego pomysłu, ta informacja do wielu mieszkańców nie dotarła. Podczas kampanii nie wykorzystano potencjału Jadwigi Wiśniewskiej, obecnej eurodeputowanej, która w wiosennych wyborach do Parlamentu Europejskiego zdeklasowała przeciwników politycznych, zdobywając ponad 44 tysiące głosów. Podobno ukryty żal członkowie PiS-u mają do Marcina Marandy, który jakoby zabrał im cenne głosy. Maranda rzeczywiście kreował się w czasie wyborów na człowieka Kościoła, bezpartyjnego reformatora Częstochowy. Nie wiadomo jednak, jak zachowałby się elektorat niechętny Matyjaszczykowi, ale równie chłodny wobec PiS – gdyby nie kuszące obietnice Marandy.
Co przyniesie przyszłość dla Prawa i Sprawiedliwości w Częstochowie? Karty trzyma SLD i jak można przypuszczać zostawi PiS-owi kilka „zabawek”, bo w obecnej sytuacji lewica zawsze zdąży powiedzieć „szach-mat”. PiS-owi pozostają dwie opcje: albo podkulić ogon i wejść w układ z nadspodziewanie silnym SLD, albo „pójść na wojnę”, bez szansy korzystania z „prezentów” od rządzącej lewicy przez cztery najbliższe lata. Plotka głosi, że rozmowy „baronów” już się odbyły. Elektorat efekty pozna zapewne za kilka tygodni.
Żadne z poprzednich wyborów samorządowych nie były aż tak oczywiste. Tegoroczne unaoczniły przykry dla mieszkańców proceder: nie o nas w wyborach chodzi. Na palcach jednej ręki można było policzyć tych kandydatów (sposób prawie 400 chętnych, by zostać radnymi bądź prezydentem miasta), którym nie zależałoby na „stołkach” lub innej formie przywilejów. SLD wprowadził do lokalnej polityki (raczej na stałe) nowe standardy: silniejszy prowokuje mniej znaczące ugrupowania w radzie do prowadzenia ze sobą gierek i podjazdów, by i tak finalnie znalazły się w koalicji z Sojuszem. Marandzie, Leszczynie, a także Giżyńskiemu tylko wydaje się, że mają jakikolwiek wpływ na układ sił politycznych w mieście. Jedyni, którzy mogą raz na jakiś czas politykom szyki pokrzyżować – to wyborcy.
5 komentarzy
Ta choroba, która toczy organizm miejski to skurwiwość pospolita – scurvus vulgaris – która szczególnie dobrze rozwija się w środowiskach ćwierćinteligenckich. Szczególnym przyjaznym siedliskiem tej zarazy są środowiska partyjnych hufców ze swoimi tzw. liderami – osobnikami o ograniczonych horyzontach umysłowych, bez poczucia miary, honoru i odpowiedzialności. I mamy to co mamy. Z jednej strony Matyjaszczyk-Marszałek-Balt i jakieś podejrzane zaplecze kadrowe SLD o mizernych kompetencjach merytorycznych i nadzwyczajnym parciu na publiczną kasę i inne korzyści osobiste. Z drugiej strony sprostytuowana partyjniackim gierkami częstochowska PO z Leszczyną, Szewińskim i “babką” Rozpondkową w tle. Żal na toto patrzeć. Ani be, ani me, ani kukuryku. To kompletna porażka. No, ale jako się rzekło ćwierćinteligencja tak ma. No i ten nieszczęsny PiS z dennym Giżyńskim, kompletnie oderwanym od rzeczywistości, który nigdy niczego nie wygrał i już nie wygra. Zaplecze partyjne skromniutkie, poza nowym radnym Sokołowskim, który ma teraz problem jak się znaleźć w tym bajorze ignorancji, zwyczajnej tępoty i tandetnych gierek o wpływy, stanowiska, decyzje. Jest jeszcze niejaki Maranda i MCz, ale wiele wskazuje, że to kolejna pomyłka, a może nawet mistyfikacja i z góry ukartowana gra, dająca paru osobom rajcowskie diety i może nawet jakieś stanowiska pracy-nie-pracy. Nie może być inaczej. Zaczadzona część publiczności, mniejszość, wybrała swoich przedstawicieli, podobnych i gorszych od siebie, ot, choćby tylko, tak dla jaj. A ponieważ chodzi w tym całym interesie o jak najlepsze “ustawienie się” i niewiele poza tym, czekają publikę długie lata występów i popisów marnych “aktorów” układu zamkniętego, radośnie zadłużających miasto na aquaparki, place zabaw i drogi donikąd.
Ta choroba, która toczy organizm miejski to skurwiwość pospolita – scurvus vulgaris – która szczególnie dobrze rozwija się w środowiskach ćwierćinteligenckich. Szczególnym przyjaznym siedliskiem tej zarazy są środowiska partyjnych hufców ze swoimi tzw. liderami – osobnikami o ograniczonych horyzontach umysłowych, bez poczucia miary, honoru i odpowiedzialności. I mamy to co mamy. Z jednej strony Matyjaszczyk-Marszałek-Balt i jakieś podejrzane zaplecze kadrowe SLD o mizernych kompetencjach merytorycznych i nadzwyczajnym parciu na publiczną kasę i inne korzyści osobiste. Z drugiej strony sprostytuowana partyjniackim gierkami częstochowska PO z Leszczyną, Szewińskim i “babką” Rozpondkową w tle. Żal na toto patrzeć. Ani be, ani me, ani kukuryku. To kompletna porażka. No, ale jako się rzekło ćwierćinteligencja tak ma. No i ten nieszczęsny PiS z dennym Giżyńskim, kompletnie oderwanym od rzeczywistości, który nigdy niczego nie wygrał i już nie wygra. Zaplecze partyjne skromniutkie, poza nowym radnym Sokołowskim, który ma teraz problem jak się znaleźć w tym bajorze ignorancji, zwyczajnej tępoty i tandetnych gierek o wpływy, stanowiska, decyzje. Jest jeszcze niejaki Maranda i MCz, ale wiele wskazuje, że to kolejna pomyłka, a może nawet mistyfikacja i z góry ukartowana gra, dająca paru osobom rajcowskie diety i może nawet jakieś stanowiska pracy-nie-pracy. Nie może być inaczej. Zaczadzona część publiczności, mniejszość, wybrała swoich przedstawicieli, podobnych i gorszych od siebie, ot, choćby tylko, tak dla jaj. A ponieważ chodzi w tym całym interesie o jak najlepsze “ustawienie się” i niewiele poza tym, czekają publikę długie lata występów i popisów marnych “aktorów” układu zamkniętego, radośnie zadłużających miasto na aquaparki, place zabaw i drogi donikąd.
Trafna analiza i celny komentarz, ale cóż można zdziałać”ćwierćinteligenckim środowiskiem”jak pisze frantic. Frekfencja wyborcza niższa niż30%,czyli prezydenta miasta wybrało niecałe 15% uprawnionych/ćwierćinteligentów/Tyl ko gdzie byli bardziej rozumni?Cała nadzieja wzorem Wrocławia ,Krakowa w stowarzyszeniach ludzi rozumnych kontrolujących tę cały układ zamknięty.to się naprawdę da zrobić.
Trafna analiza i celny komentarz, ale cóż można zdziałać”ćwierćinteligenckim środowiskiem”jak pisze frantic. Frekfencja wyborcza niższa niż30%,czyli prezydenta miasta wybrało niecałe 15% uprawnionych/ćwierćinteligentów/Tyl ko gdzie byli bardziej rozumni?Cała nadzieja wzorem Wrocławia ,Krakowa w stowarzyszeniach ludzi rozumnych kontrolujących tę cały układ zamknięty.to się naprawdę da zrobić.
Skomentowałem na fb, to może jeszcze tutaj moje spostrzeżenia:
Wszystko fajnie, ale … Nie dziwią mnie głoszone przez wielu mieszkańców Częstochowy stwierdzenia, że Jarosław Kaczyński przywiózł NAGLE wieść o tym, że będziemy mieli województwo częstochowskie jeżeli wygra Artur Warzocha. Duża część mieszkańców Częstochowy jest politycznymi ignorantami, bardziej interesuje ich od tego co dzieje się w lokalnej polityce to co wydarzyło się w “Na wspólnej” lub w “Kiepskich”. Stąd zapewne takie ich wybory. Natomiast dziwi mnie to, że tak wytrawna obserwatorka sceny politycznej w Częstochowie jaką jest Pani Renata Kluczna stawia taką odważną tezę, że “prezes Jarosław Kaczyński przywiózł nowinę niesłychaną” Otóż z moich obserwacji wynika, że w środowisku częstochowskiego PiS od dawna i przy każdej okazji mówi się o konieczności przywrócenia województwa. Z ostatnich wydarzeń: mówił o tym Artur Warzocha na spotkaniu w marcu z Joachimem Brudzińskim w Częstochowie. Joachim Brudziński mówił wtedy, że ten temat jest znany, jednak był ostrożny w stawianiu jasnych deklaracji. Mówił jedynie, że jeżeli w przyszłym roku PiS wygra wybory będzie rozważane powołanie 3, 4 województw, w tym województwa częstochowskiego. Podczas konwencji wyborczej, która odbyła się 24 października z udziałem Jarosława Kaczyńskiego również powrócił temat województwa częstochowskiego i wtedy powiedziano wyraźniej, że jeżeli PiS wygra wybory, to taka możliwość będzie rozważana. I w końcu spotkanie, o którym pisze Pani Renata, gdzie również mówiono o potrzebie utworzenia województwa częstochowskiego. Wtedy również stwierdzono, że będzie to możliwe jeżeli PiS wygra przyszłoroczne wybory. Przypomnę jeszcze, że lider SLD, Leszek Miller podczas wizyty w Częstochowie w dniu 18 stycznia 2014 deklarował, że jeżeli SLD wygra wybory to powrócimy do 49 województw. I to była właśnie taka deklaracja, której wcześniej SLD nie stawiało. W czasie kampanii przed tymi wyborami nikt z przywódców SLD nic już nie wspominał, że “jeżeli SLD wygra wybory, to … “. Może dlatego, że takie deklaracje z ust przywódców zmarginalizowanej w Polsce partii brzmiałyby nawet dla mieszkańców Częstochowy jak science fiction.
Skomentowałem na fb, to może jeszcze tutaj moje spostrzeżenia:
Wszystko fajnie, ale … Nie dziwią mnie głoszone przez wielu mieszkańców Częstochowy stwierdzenia, że Jarosław Kaczyński przywiózł NAGLE wieść o tym, że będziemy mieli województwo częstochowskie jeżeli wygra Artur Warzocha. Duża część mieszkańców Częstochowy jest politycznymi ignorantami, bardziej interesuje ich od tego co dzieje się w lokalnej polityce to co wydarzyło się w “Na wspólnej” lub w “Kiepskich”. Stąd zapewne takie ich wybory. Natomiast dziwi mnie to, że tak wytrawna obserwatorka sceny politycznej w Częstochowie jaką jest Pani Renata Kluczna stawia taką odważną tezę, że “prezes Jarosław Kaczyński przywiózł nowinę niesłychaną” Otóż z moich obserwacji wynika, że w środowisku częstochowskiego PiS od dawna i przy każdej okazji mówi się o konieczności przywrócenia województwa. Z ostatnich wydarzeń: mówił o tym Artur Warzocha na spotkaniu w marcu z Joachimem Brudzińskim w Częstochowie. Joachim Brudziński mówił wtedy, że ten temat jest znany, jednak był ostrożny w stawianiu jasnych deklaracji. Mówił jedynie, że jeżeli w przyszłym roku PiS wygra wybory będzie rozważane powołanie 3, 4 województw, w tym województwa częstochowskiego. Podczas konwencji wyborczej, która odbyła się 24 października z udziałem Jarosława Kaczyńskiego również powrócił temat województwa częstochowskiego i wtedy powiedziano wyraźniej, że jeżeli PiS wygra wybory, to taka możliwość będzie rozważana. I w końcu spotkanie, o którym pisze Pani Renata, gdzie również mówiono o potrzebie utworzenia województwa częstochowskiego. Wtedy również stwierdzono, że będzie to możliwe jeżeli PiS wygra przyszłoroczne wybory. Przypomnę jeszcze, że lider SLD, Leszek Miller podczas wizyty w Częstochowie w dniu 18 stycznia 2014 deklarował, że jeżeli SLD wygra wybory to powrócimy do 49 województw. I to była właśnie taka deklaracja, której wcześniej SLD nie stawiało. W czasie kampanii przed tymi wyborami nikt z przywódców SLD nic już nie wspominał, że “jeżeli SLD wygra wybory, to … “. Może dlatego, że takie deklaracje z ust przywódców zmarginalizowanej w Polsce partii brzmiałyby nawet dla mieszkańców Częstochowy jak science fiction.
@Kaliszewski
… i dlatego m.in. SLD w Częstochowie wygrał, że nie eksponował tak nachalnie, w odróżnieniu od PiSu, nierealistycznego “powrotu” województwa częstochowskiego. Ludziska co nieco wiedzą i takie populistyczne bajdurzenia ich odstręczają. A generalnie, ostentacyjne poparcie Kaczyńskiego dla Warzochy to był “pocałunek śmierci”. IMAO, Warzocha miałby dużo większe szanse jako kandydat “centrowy”, z wyraźnym dystansem do PiS, wskazujący na potrzebę odpartyjnienia samorządu w duchu służby cywilnej. Skutek taki, że dalej mniejszościowy SLD robi to co chce, a naturalna w radzie miasta, wydawać by się mogło, koalicja PiS, PO i MCz, stała się niemożliwa. I dupa blada.
@Kaliszewski
… i dlatego m.in. SLD w Częstochowie wygrał, że nie eksponował tak nachalnie, w odróżnieniu od PiSu, nierealistycznego “powrotu” województwa częstochowskiego. Ludziska co nieco wiedzą i takie populistyczne bajdurzenia ich odstręczają. A generalnie, ostentacyjne poparcie Kaczyńskiego dla Warzochy to był “pocałunek śmierci”. IMAO, Warzocha miałby dużo większe szanse jako kandydat “centrowy”, z wyraźnym dystansem do PiS, wskazujący na potrzebę odpartyjnienia samorządu w duchu służby cywilnej. Skutek taki, że dalej mniejszościowy SLD robi to co chce, a naturalna w radzie miasta, wydawać by się mogło, koalicja PiS, PO i MCz, stała się niemożliwa. I dupa blada.
Zawierzenie Jezusowi miasta za pośrednictwem Matki Boskiej – to jedna z pierwszych decyzji nowego burmistrza Radzynia Podlaskiego, Jerzego Rębeki. Były poseł PiS został burmistrzem miasta po wygranej w drugiej turze wyborów. Jak sam mówi “jest człowiekiem głębokiej wiary”.
Zawierzenie Jezusowi miasta za pośrednictwem Matki Boskiej – to jedna z pierwszych decyzji nowego burmistrza Radzynia Podlaskiego, Jerzego Rębeki. Były poseł PiS został burmistrzem miasta po wygranej w drugiej turze wyborów. Jak sam mówi “jest człowiekiem głębokiej wiary”.