W ferworze słusznego gniewu przeciw Putinowskiej Rosji, rzucono hasło, by wyburzyć pomnik wdzięczności Armii Czerwonej ustawiony za czasów Stalina na cmentarzu Kule. Pomysł błysnął, zgasł i dobrze, bo lepiej emocje ukierunkować pozytywnie pomagając żywym, zamiast mścić się na zmarłych.
Tak wobec teraźniejszości, jak i wobec przeszłości, stosować trzeba z całą delikatnością zasadę „nie czyń bliźniemu, co tobie niemiłe”. Daleki jestem z utożsamianiem narodu z jego przywódcą, z twierdzeniem, że cała Rosja to Putin. Gdybym tak myślał, musiałby przez analogię uznać, że cała Polska to Jarosław Kaczyński, Węgry – to Orban, Czechy – to Zeman itd. Odpowiedzialność za zło jest zawsze indywidualna, ale w wypadkach ekstremalnych należy izolować i traktować jako wspólników bandyty, cały naród, finansujący bezpośrednio zrzucanie bomb na ukraińskie dzieci. W imię racji moralnych, czasem trzeba czynić bliźnim, to co niemiłe, ale róbmy to rozważnie, by nie karmić rozpalonych nienawiści.
Mieszanie współczesnych emocji z pamięcią o przeszłości, rzadko przynosi dobre owoce. Pamięć, jak zakupy w supermarkecie, wybiera to, co jest nam teraz przydatne, odrzucając inny produkt.
Było tak, że w 1920 r., po przegranej wojnie z bolszewikami, schronili się w Częstochowie nasi, ukraińscy sojusznicy. Oni wojnę przegrali, my wygraliśmy, my byliśmy gospodarzami, oni uchodźcami. Część z nich umarła, jeszcze pozostało na Kulach kilka grobów. W czasie okupacji hitlerowskiej stacjonowały w Częstochowie „słowiańskie” oddziały pomocnicze hitlerowskich Niemiec. Był to już czas ZSRR, więc narodowości się zacierały tworząc jeden „sowiecki”, a w przypadkach nadzwyczajnych „antysowiecki”. Było więc wśród tych „antysowieckich” Słowian trochę Ukraińców, więc na Kulach wystawiono skromny obelisk z tryzubem, pamięci poległych za wolną Ukrainę w latach 1918-1944. Po wygnaniu z Częstochowy Niemców hitlerowskich, pomnik z tryzubem zniszczono. Powstał cmentarz żołnierzy sowieckich, a na nim pomnik wdzięczności z czerwoną gwiazdą. Ukraińcy częstochowianom kojarzyli się nie tylko z kolaboracją z Niemcami, ale także z masowymi mordami na Wołyniu, więc raczej za tryzubem nie tęskniono.
Zbrodnie na Wołyniu obciążały tylko Ukraińców „galicyjskich” (z zachodniej części), większość ludzi uważających się za naród ukraiński, z Hitlerem nie kolaborowała, ale walczyła po stronie Stalina. Wśród „wyzwalających” Częstochowę, pod znakiem „czerwonej gwiazdy” też byli Ukraińcy, też spoczywają na naszym cmentarzu, też dla nich stoi pomnik wdzięczności. W Charkowie, Kijowie i Odessie mieszkają ludzie, którzy z dumą wspominają udział swoich dziadków w „Wojnie Ojczyźnianej”, którzy 9 maja wznoszą toast: „spasiba, diedu, za pobiedu”. I ci ludzie z niezwykłą odwagą, godną ich dziadków, walczą z rosyjską agresją wywołaną rozkazem Putina.
W przeszłości nic nie jest proste i oczywiste. Powoływanie się na jakieś „prawa historyczne” zazwyczaj było metodą bałwanienia ludzi. Każdy człowiek, każda grupa ludzi ma prawo wyboru własnej drogi w poszukiwaniu szczęścia, ma prawo uważać się za naród i tworzyć własne państwo. Nie może bandyta, w imię „praw historycznych” ich tego pozbawiać. Lecz nie ma sensu karać bandyty naruszając spokój cmentarza, mścić się na zmarłych za niecne czyny żywych.