Skontaktuj się z nami!

Reklama

To jest miejsce na Twoją reklamę

Kontakt

Tygodnik Regionalny 7 dni

Al. Wolności 22 lok. 12
42-217 Częstochowa

Redakcja

tel. 34 374 05 02
redakcja@7dni.com.pl
redakcja7dni@interia.pl

Biuro reklamy

tel. 34 374 05 02
kom. 512 044 894
marketing7dni@gmail.com
redakcja7dni@interia.pl

Edit Template

„W Częstochowie dzieci są dla żłobka, a nie żłobek dla dzieci”

Co się dzieje w jedynym w Częstochowie miejskim żłobku? Wiadomo, że nie jest dobrze, o czym świadczą wypowiedzi personelu. W sukurs milczącej dyrekcji przychodzi natomiast sanepid, który nie dostrzega – mimo licznych skarg – nieprawidłowości. W sporze dorosłych pominięto jednak najważniejszy element – dzieci, które są zbyt małe, by poskarżyć się czy powiedzieć, jak jest naprawdę.

Podstawowe informacje o żłobku znaleźć można w internecie
Żłobek Miejski „Reksio” w Częstochowie to placówka opiekuńczo-wychowawcza, która gwarantuje opiekę nad dziećmi w wieku od 20 tygodnia życia do lat trzech. Miejski żłobek występuje pod jedną nazwą, choć ma dwie lokalizacje – przy al. Armii Krajowej oraz filię przy ul. Sportowej. Milusińscy podzieleni są na cztery grupy wiekowe – niemowlaki, maluchy średniaki i starszaki. Żłobek jest otwarty od poniedziałku do piątku w godzinach od 6.00 do 17.00. Placówka wykonuje usługi opiekuńcze i pielęgnacyjne do 10 godzin, nie dłużej niż do czasu pracy żłobka. Realizuje zajęcia dydaktyczne i rozwojowe oraz prowadzi całodzienne wyżywienie. W ciągu roku organizowane są liczne imprezy, wydarzenia, konkursy dla dzieci m.in. bal karnawałowy, Dzień Pluszowego Misia czy spotkanie ze świętym Mikołajem.
W internetowym opisie nie brakuje ozdobników: wyspecjalizowana, profesjonalna placówka, która dzięki wykwalifikowanemu personelowi zapewnia bezpieczny pobyt dzieci w żłobku.
Autoreklamę placówki skonfrontowaliśmy z jej oceną w wykonaniu personel. Niestety opinie nie są zbieżne, wręcz mocno się rozjechały.

– Zacznijmy od tematu najważniejszego, czyli od dzieci. Ile jest ich w żłobku?
– Ponad 100 w budynku przy Armii Krajowej, a na Sportowej podobnie, bo jest to zrobione bliźniaczo. Na grupę przypada około trzydzieścioro dzieci. Zgodnie z ustawą żłobkową, na grupę powinno być minimum: 1 opiekunka na ośmioro dzieci, a w przypadku dzieci do ukończenia pierwszego roku życia 1 opiekunka na pięcioro dzieci. 4 opiekunki są na średniakach i 4 na starszakach. Na niemowlakach też są 4, chociaż tam powinno być 5 opiekunek, bo są tam dzieci poniżej 1 roku życia. Na maluchach (powyżej roku) są natomiast 3 opiekunki – zdecydowanie za mało.
Problemy pojawiają się wtedy, gdy któraś z opiekunek choruje i przebywa na zwolnieniu lekarskim. I nie chodzi tylko o zbyt małą liczbę osób opiekujących się dziećmi, ale o podział na zmiany, który wprowadziła dyrekcja. Do ubiegłego roku tylko 1 opiekunka opiekowała się na grupie dziećmi od godziny 6.00 do 7.00, również jedna była z dziećmi od godziny 16.00 do 17.00, co źle wpływało na bezpieczeństwo dzieci. Większość dzieci schodzi się na śniadanie, na godzinę 8.30 i zdarza się, że ponad dwudziestkę maluchów karmi i pilnuje dwuosobowy personel. Taki system wprowadziła dyrektorka. Był on zły, ponieważ rano opiekunka była sama przez godzinę. I nieważne czy przyszło tylko jedno, czy kilkanaścioro dzieci, bo jakby się coś stało, np. opiekunka zemdlała – co przecież może się zdarzyć – wówczas takie malutkie dzieci pozostają bez opieki. I co wtedy? Zmieniło się to dopiero po interwencji pracowników. Kto tu w takim razie jest odpowiedzialny za zarządzanie?
Tak czy inaczej, dyrekcja żłobka kompletnie nie dba o bezpieczeństwo dzieci, bo nagminnie zostawia jedną, dwie osoby z kolosalną ilością maluchów. Podczas ubiegłorocznych dyżurów wakacyjnych, np. na Armii Krajowej w grupach było po 36 dzieci, a opiekunek tylko 3. Gdy ktoś z kadry zachoruje – a nie daj Boże na dłużej – to zdrowy personel musi sobie radzić sam, bo nie ma zastępstwa. Nikt z dyrekcji nie pyta, czy skład pracowniczy jest wystarczający do opieki nad kilkudziesięcioosobową grupą malutkich dzieci. A przecież przepisy są w tej mierze jasne – na daną ilość dzieci, powinna być odpowiednia ilość opiekunów. Matematyki się nie oszuka. Na 11 godzin pracy żłobka, jedynie przez 5 godzin (od 9.00 do 14.00) jest prawie pełna obsada. Nikogo, także urzędników z magistratu nie obchodzi, że o 16.00 często zostaje tylko jedna opiekunka z grupą kilkunastu bobasów, a zgodnie z przepisami maksymalnie powinno być 8 dzieci. Polskie normy i tak są bardzo wysokie, np. w Niemczech na jednego opiekuna przypada tylko 3-4 dzieci, a w Polsce – 8.
Trzeba też powiedzieć, że wśród tej trzydziestki dzieci, nierzadko trafia się kilkoro dzieci z orzeczeniem, czyli tu powinna wchodzić w grę dodatkowa opieka, bo już przy jednym takim dziecku wymagana jest większa liczba opiekunów. W oświacie takie dzieci są kierowane do specjalnych placówek, np. integracyjnych, a do żłobka – według ustawy – można przyjmować wszystkie dzieci, np. z ciężkim ADHD, autyzmem, niechodzące itp. Te dzieci wymagają szczególnej, specjalistycznej opieki, bo często przejawiają zachowania agresywne i autoagresywne. Pozostałe dzieci tego nie rozumieją, boją się, bo przypomnę, że jesteśmy w żłóbku, w miejscu gdzie przebywają maleńkie dzieci, którym trudno taką sytuację wytłumaczyć. Moim zdaniem dzieci z orzeczeniami powinny trafiać do wyspecjalizowanych placówek, gdzie dostaną odpowiednie wsparcie i terapię. Zdarzają się też dzieci, które nie potrafią zaaklimatyzować się w grupie, boją się wszystkiego, krzyczą i są zagubione w dużej grupie rówieśników. Te dzieci po prostu cierpią i wymagają specjalistycznej opieki. W orzeczeniu pisze, że powinny mieć zapewnione osobne miejsce pobytu. Ale jak to zrobić przy 30 dzieciach na jednej sali? W żłobku nie ma izolatki, wręcz podczas ostatniego remontu dyrektorka z izolatki zrezygnowała, więc nie ma gdzie umieścić „chorego” dziecka.
Niestety nie będzie lepiej. Dyrektorka już zapowiedziała, że przyjmować będzie więcej dzieci, czyli prawie 40 na grupę, przy czym ta sama pani dyrektor zwalania pracowników, i to doświadczonych.

– Częstymi gośćmi, i na Armii Krajowej i na Sportowej są kontrolerzy sanepidu…
– Proszę mnie nie zmuszać do wyrażenia opinii o kompetencjach tych osób. Każdy, nawet laik widzi, że jest źle, prócz pracowników częstochowskiego sanepidu. Okienka do mlecznej kuchni zostały zamurowane, bo się nie podobały pani dyrektor, natomiast one są bardzo potrzebne. Wychodzą czyste posiłki „czystym okienkiem”, a potem zbiera się zabrudzone talerze i odstawia do okienka, ale na inną stronę, tzw. brudną, a nie tą samą, czystą. Teraz takiej możliwości nie ma.
To są żarty, zwłaszcza w wykonaniu sanepidu.
W żłobku na Armii Krajowej grupa maluchów przebywa w pomieszczeniu przerobionym z pralni. Sala jest naprawdę mała i dzieci mają bardzo małą łazienkę. A według przepisów każda grupa powinna mieć swoją łazienkę. Opiekunka stawia nogę na podwyższeniu (dla starszych dzieci), na kolano sadza dziecko, żeby umyć mu ręce. To jest szokujące, że tak funkcjonuje grupa dzieci, które już chodzą i powinny korzystać z umywalek dostosowanych do ich wieku.
Wiem z pierwszej ręki, że osoba z sanepidu spytała o łazienkę, ale prócz pytania nic więcej się nie wydarzyło. I nadal jedna grupa użytkuje łazienkę innej grupy. Poza tym pracownik sanepidu zlekceważył fakt, że w maleńkiej łazience (1,5 m kw.) jest tylko jeden kibelek i jedna umywalka.
To jednak nic – hitem jest nocnikowanie. Wszystkie dzieci nocnikowane są na sali przy dywanie, pranym raz na trzy lata, a przecież zdarza się, że dziecko się zesika, zwymiotuje, nie mówiąc o różnych choróbskach. Zatem maluszki sikały, robiły kupę, bawiły się i jadły w tym samym pomieszczeniu. To jest dramat. Tak było też w placówce przy ulicy Sportowej. Dopiero na wniosek opiekunek dostały niedawno pozwolenie na korzystanie z większej łazienki sąsiedniej grupy.
Dlaczego to opiekunki muszą podejmować takie decyzje? Czyżby tylko im zależało na dobru i bezpieczeństwie dzieci? Dlaczego kosztem zdrowia dzieci i personelu takie oczywiste rzeczy trzeba wyrywać dyrekcji z gardła?
O tym, jak wyglądają kontrole sanepidowskie książkę można by napisać… Pani z sanepidu wchodziła na salę tylko i wyłącznie wtedy, jak wszystkie dzieci spały. „O, jak ładnie wszystkie dzieci śpią” – mówiła i wychodziła z placówki. Nie sprawdzała czy dziecko śpi w swoim łóżeczku. Natomiast, gdy w żłobku są wszystkie dzieci do niego zapisane, a zwłaszcza wiosną i latem, kiedy już tak nie chorują jak zimą, to jest problem z przestrzenią dla dzieci. Jest bardzo ciasno.
Na średniakach sanepid kazał opiekunkom rozstawić leżanki tak, by było między nimi 30 cm przerwy. Jak to zrobić z taką ilością dzieci? I wtedy okazało się, że to opiekunek wina. Mają zrobić tak, by się dało – mogą trzymać leżankę dziecka nad głową, a może wystawić ją na korytarz.
Dodam, że brakuje też krzesełek i nie ma gdzie dziecka posadzić podczas śniadania czy obiadu, gdyż dzieci z grupy obok wzięły krzesełka, bo im również brakuje.
Prawda jest taka, że sanepid nigdy nie zrobił wnikliwej kontroli i nie wyciągnął konsekwencji w stosunku do dyrekcji. Pracownicy dostali kilka mandatów za kurz na przykład. Tylko że pani sprzątająca była na zwolnieniu przez tydzień, a nie ma drugiej osoby sprzątającej, żeby ją zastąpić. Ale chwileczkę, czy to wina pracownika, że jest taki nawał prac sprzątających? To opiekunka ma się zajmować dziećmi, czy sprzątać?
Więc opiekunka grupy dostała mandat. Sanepid nie uwzględnił tego, że to nie należy do jej obowiązków. Za kilka innych drobnych uchybień, np. brak półek na pieluchy, też odpowiadała opiekunka. Pieluchy leżały w żłobku na ulicy Sportowej na parapetach, a na nich muchy, które – tak na marginesie – są bardzo poważnym problemem tej placówki. W żłobkach na polecenie sanepidu (ostatnia kontrola) zakupiono plastikowe pudełka z wieczkami, które nie są funkcjonalne. Powinny być to półki z osobną przegródką na pieluchy każdego dziecka.
Nasuwa się pytanie, dlaczego musiał to zlecać sanepid, a dyrekcja nie pomyślała o tym wcześniej?
Zresztą placówka na Armii Krajowej jest placówką pokazową, natomiast Sportowa nazywa się „kompanią karną”.

– Przyznam, że z trudem można utrzymać nerwy na wodzy…
Czy w miejskim żłobku nadzorowanym przez prezydenta Krzysztofa Matyjaszczyka i jego świtę, łącznie z naczelniczką wydziału zdrowia Grażyną Stramską-Świerczyńską i kontrolowanym przez sanepid pod przewodnictwem dyrektora Dariusza Nowickiego – występuje choćby jeden pozytywny element?
– Tak – dzieci i niestety nic więcej. Musi wszystko się zmienić, gruntownie, bo za chwilę nie będzie miał kto pracować, chyba że przypadkowi ludzie.
Opiekunki, które mają naprawdę ogrom roboty, dostają jeszcze jakieś dodatkowe czynności do zrobienia. Są najbliżej dzieci i ich opiekunów prawnych, i codziennie przyjmują od rodziców informacje o dziecku, które są istotne. I to jest zakres obowiązków opiekunki. Tymczasem żadne obowiązki administracyjne nie są wykonywane przez biuro, bo wszystko zrzuca się na opiekunki: „proszę podać rodzicom to”, „proszę dostarczyć podpisy rodziców na tamto”, „proszę zebrać pieniądze na ubezpieczenie” itp.
Opiekunki muszą robić wszystko, włącznie z tym, że jak nie ma pani sprzątającej – a nie ma bardzo często – to są zobligowane do sprzątania, mycia podłóg, toalet itp. Leje im się – dosłownie – pot po plecach. A to wszystko jest kosztem dzieci, bo w tym czasie powinny dbać o ich bezpieczeństwo, karmić, umyć, po prostu zajmować się nimi. Jedna z opiekunek przez miesiąc „jechała na szmacie”, mając pod opieką 30 dzieci na grupie, bo pani sprzątająca miała zwolnienie.
W żłobku jest nawet dydaktyk, która zajmuje się „planowaniem” zajęć, tylko że ich wykonanie wymaga się od opiekunek. Dziewczyny kupują więc potrzebne rzeczy często za własne pieniądze, np. brystole do kart świątecznych, bo dydaktyk robi plan, ale nie daje narzędzi, by zajęcia wykonać.
Kucharki są po dwie na każdą placówkę. Przypomnę, że to też są ludzie i czasem chorują, a jak chorują to, kto przychodzi do gotowania? Pani sprzątająca. Rzuca ściery i mopa, i idzie do kuchni pomagać. Więc najpierw myje szatnie, a za chwilę miesza w garnkach. A sprzątaczki w ogóle nie powinny wchodzić na kuchnię, żeby się jakieś zarazki nie przedostały do pożywienia.
To jest niedopuszczalne.
Jak jest kucharka i pomoc kuchenna, to według przepisów – w przypadku braku kucharki – pomoc nie ma prawa przygotowywać posiłków, ale przygotowuje, w dodatku razem ze sprzątaczką.
To jest karygodne. Dlaczego tego sanepid nie widział?
Ważny odnotowania jest fakt, że opiekunki nie mają godnego i spokojnego miejsca na spożycie choćby śniadania, bo nie ma pomieszczenia socjalnego. Dyrektorka ostatnio wydzieliła kąt w szatni, gdzie w obecności śmierdzących butów można zjeść kanapki, ale bez dostępu do wody. Na Armii Krajowej jest nawet prysznic pracowniczy (co prawda nieużywany), na Sportowej na szatni (pomieszczenie socjalne) nie ma nawet umywalki, chociaż kodeks pracy to gwarantuje. Na 10 pracowników pokój socjalny powinien mieć 8 m kw., ze zlewem, stołem i krzesłami.
Nie rozumiem, dlaczego sanepid nigdy się tym nie zainteresował?
W żłobku nie liczy się doświadczenie, profesjonalizm i podejście do dzieci, tylko czy jesteś za dyrekcją, czy nie. Około roku temu w żłobku pracowały trzy wspaniałe dziewczyny, dwudziestokilkuletnie, po studiach, wykształcone, ale nie dały rady i zwolniły się. Fatalna atmosfera pracy i ciągłe roszady opiekunek powodują, że ludzie są nerwowi, wrogo nastawieni do siebie nawzajem. Ale to już nawet nie chodzi o dorosłych, ale o dzieci. Jak można co trzy, cztery miesiące zmieniać im opiekunki. Przecież maluchy się przyzwyczajają, potem jest wielki płacz, dzieci są zdezorientowane, nie mogą spać i od nowa muszą poznawać nowe twarze, nowe ciocie.
Nigdy nie będzie dobrze w miejscu, w którym są szkraby do lat trzech, a dorośli / opiekunowie o nich nie rozmawiają. W Częstochowie dzieci są dla żłobka, a nie żłobek dla dzieci.

***
Mimo dwukrotnych prób rozmowy redakcji 7 dni z dyrekcją żłobka, odmówiono nam jakiegokolwiek komentarza. Odesłano nas do magistratu – tylko czy jest sens…
Na stronie internetowej miejskiej placówki nie brakuje imprez plenerowych, a wśród roześmianych twarzy uczestników widać Krzysztofa Matyjaszczyka. Żłobek chwali się, że „Festyn odwiedził prezydent Częstochowy, a także przedstawiciele rady miasta, parlamentarzyści i miejscy urzędnicy. Imprezę zorganizowali wspólnie z radnym Dariuszem Kapinosem.”

Renata R. Kluczna

Udostępnij:

4 komentarzy

  • mario

    To nie miejski żłobek, a żłób dla niekompetencji i nieodpowiedzialności… a nawet głąbiarstwa…

  • Kasia

    Głosujecie dalej na Pana Matyjaszczyka. Głąb goni głąba

  • Ppp

    Dwa żłobki na 200 tysięczne miasto? Przecież to absurd. Lewica rządzi w mieście, kintesencja ich programu to polityka m.in. żłobkowa. Żal, smutek i rozpacz.

    • Chopa

      Pani dyrektor żłobka poziom niekompetencji -100. Dno i sto metrów mułu. Tak samo kadra, którą dobiera. Nie polecam się przekonać na własnych doświadczeniach i dzieci.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Dołącz do nas!

Zapisz się do Newsletera

Udało się zasubskrybować! Ups! Coś poszło nie tak...
Archiwum gazety
Edit Template

Kontakt

Tygodnik Regionalny 7 dni

Al. Wolności 22 lok. 12
42-200 Częstochowa

Biuro reklamy

tel. 34 374 05 02
kom. 512 044 894
e-mail: marketing7dni@gmail.com
e-mail: redakcja7dni@interia.pl

 
Redakcja

tel. 34 374 05 02
e-mail: redakcja@7dni.com.pl
e-mail: redakcja7dni@interia.pl

Wydawca 7 dni

NEWS PRESS RENATA KLUCZNA
Al. Wolności 22 lok. 12
42-200 Częstochowa
NIP: 949-163-85-14
tel. 34/374-05-02
mail: redakcja@7dni.com.pl

Media społecznościowe

© 2023 Tygodnik Regionalny 7 dni
Skip to content