Ulice i chodniki w Częstochowie – podobnie jak w innych miastach polski – są pełne rozbieżności interesów, sprzeczności postaw oraz punktów widzenia i zachowań. A to dlatego, że ego użytkowników jest większe od nich samych, a i zwyczajnej kultury ci u nas jak na lekarstwo. Przypadek pana Roberta w pełni oddaje nasz stosunek do innych… pieszych, rowerzystów, czy kierowców. Wbrew pozorom przygoda naszego bohatera nie jest przypadkiem odosobnionym, chociaż na szczęście dla pana Roberta – bo przecież wypadki rowerzysty po zderzeniu z samochodem nie zawsze kończą się happy endem – udało mu się uniknąć śmierci.
Historia pana Roberta jest nie tylko oburzająca – z ludzkiego punktu widzenia, ale przede wszystkim jest przykładem lekceważenia prawa na drodze i – niestety – bezkarności.
„27 maja około godziny 18.30 przy ulicy Fieldorfa w okolicy numeru 1, w pobliżu pętli tramwajowej na Północy, jechałem ścieżką rowerową. Zaznaczę, że jestem rowerzystą bardzo świadomym i zawsze jeżdżę w kamizelce odblaskowej, tak też było i tego dnia. Ponieważ mam prawo jazdy od kilkunastu lat, staram się zawsze, gdy wsiadam na rower, by uważać, bo wiem, że samochód nie zatrzyma się w miejscu. Zawsze oglądam się w lewo i w prawo. Tego dnia wieczorem przejeżdżałem przez jezdnię, będąc na przejeździe dla rowerzystów. Nie widziałem żadnego auta na ulicy, jedynie na ulicy poprzecznej. Kiedy byłem już w połowie tego przejścia zauważyłem, że z ogromną prędkością zbliża się do mnie samochód marki Volvo. Nie mogłem się ani cofnąć, ani przyspieszyć – wszystko trwało zaledwie kilka sekund. Zacząłem gorączkowo myśleć, co zrobić, żeby ten samochód na mnie nie wjechał, ale miałem zbyt mało czasu. Niestety mnie potrącił. W tamtym momencie słyszałem tylko ryk silnika i ogromny huk. Pamiętam brudny reflektor. Upadłem na jezdnię. Kierownica mojego roweru uderzyła mnie w brzuch.
Byłem w szoku, niby widziałem i słyszałem, ale nie bardzo kontaktowałem. Mój rower wjechał pod zderzak auta. Koła zostały zósemkowane.
Mimo, że wszystko we mnie drgało i trzęsły mi się ręce wstałem, po czym z nerwów wyrwałem rower spod samochodu, oprowadziłem go dokoła auta i sprawdziłem numer rejestracyjny samochodu. To była częstochowska rejestracja. Zacząłem krzyczeć na kierowcę, czy zdaje sobie sprawę, że na przejściu dla pieszych ja powinienem być bezpieczny, a on mało mnie nie zabił. „Jestem w kamizelce odblaskowej, nie jestem pijany, ani naćpany, a pan mnie nie widzi?” Na co on odpowiedział: „I co z tego…”.
Kobieta, która też jechała w tym aucie spytała mnie czy nic mi się nie stało. A kierowca nie był zainteresowany czy jestem ranny czy nie, tylko spytał, ile chcę pieniędzy za uszkodzone koło? Powiedziałem mu, że o mało mi życia nie zniszczył i śmie mnie pytać, ile chcę za koło.
Facet kompletnie zbagatelizował fakt, że mnie potrącił. To ta kobieta kazała mu wysiąść z auta.
Powiedziałem do niego, żeby wezwał pogotowie. On stwierdził, że nie ma potrzeby, bo nie widzi, żeby się krew lała, kości nie są połamane, więc nie ma potrzeby wzywać służb. Powiedziałem mu, że na razie czuję się w miarę dobrze, ale nie wiem co będzie później. Po chwili oblał mnie pot, zrobiło mi się słabo i osunąłem się na ziemię. Za moment ocknąłem się i wtedy dopiero kierowca spytał mnie, jak się czuję, a było mi duszno i słabo. Bałem się, że mam jakieś obrażenia wewnętrzne, których nie widać. Na co on odpowiedział: „Niech pan sobie zdejmie maseczkę (bo miałem na twarzy) to nie będzie panu duszno”. Stwierdziłem, że sam wezwę pogotowie, ale nie byłem w stanie utrzymać telefonu w rękach i wystukać numeru, tak się trząsłem. On powiedział: „Niech pan nie dzwoni, po co ich niepokoić, przecież i tak mają dużo roboty.”
Pyta pani, dlaczego nikt z przechodniów nie wezwał policji – przyznam się, że nie wiem. Gapiów widziałem jak przez mgłę. Pamiętam, że przechodziły dwie kobiety. Poprosiłem jedną czy mogłaby mi pomóc. Kobiety spojrzały i odeszły. Przejeżdżali przecież kierowcy, każdy patrzył, ale nikt się nie zatrzymał, nikt do mnie nie doszedł. Przejeżdżał autobus MPK (pamiętam nr boczny 234) i zatrzymał się koło nas. Jego kierowca spytał, czy wszystko w porządku, czy powiadomić służby? Na co kierowca Volvo, który mnie potrącił odpowiedział: „że wszystko w porządku, dajemy radę”. I to stwierdzenie kierowcę MPK zmyliło, był chyba pewny, że służby już zostały wezwane.
Więc ani policja, ani pogotowie nie zostało wezwane, więc nie przyjechały w ogóle.
Na tej ulicy staliśmy około pół godziny. Kolejny raz poprosiłem kierowcę, by wezwał pogotowie. Odkrzyknął, że nikogo nie będzie wzywał, bo to nie ma sensu. Poszedł do samochodu, wrócił do mnie i rzucił mi 100 zł mówiąc: „masz na reperację roweru i nikomu o tym nie mów.” Generalnie mnie wstrzymywał, żebym nie wzywał policji i pogotowia.
Ten wypadek miał miejsce właściwie naprzeciwko bloku, w którym mieszkam. Wróciłem do domu o własnych siłach, umyłem się, bo przy upadku się pobrudziłem. Spojrzałem w lustro. Byłem blady jak ściana.
Na drugi dzień pojawiły się u mnie duszności. Wezwałem pogotowie, zabrali mnie na SOR, zrobili badania. Na prześwietleniu RTG wyszło stłuczenie klatki piersiowej. Lekarz powiedział, że jestem poważnie poobijany i że mam szczęście, że nie ma w środku żadnych pękniętych kości czy uszkodzonych organów, bo mogłoby się to skończyć śmiercią. Patrząc na wypadki, które pokazują media, to rzeczywiście miałem bardzo dużo szczęścia. Lekarz puścił mnie do domu, ale powiedział, że bóle rosnące będą się pojawiać do 10 dni i kazał zażywać leki przeciwbólowe i smarować żelami przeciwbólowymi. Zgłosiłem się jeszcze potem do lekarza pierwszego kontaktu, bo pomimo, że zażywałem ketonal czułem ból. Dostałem kolejne tabelki przeciwbólowe.
Lekarz powiedział, że powinien przyjechać w dniu zdarzenia. Teraz to wiem, ale wtedy nie zrobiłem tego, bo byłem chyba w szoku, zamroczony, nie myślałem racjonalnie. Byłem też na spotkaniu z psychologiem, ale idę jeszcze do neurologa.
A skąd policja? No cóż, zgłosiłem sprawę w drugiej dobie po zdarzeniu. Napisałem maila do naczelnika Wydziału Ruchu Drogowego. Pan naczelnik do mnie zadzwonił, pytał jak się czuję. Mówił, że gdybym to wszystko zgłosił od razu, to policja byłaby w stanie wyłapać czy sprawca był pod wpływem jakichkolwiek środków odurzających czy alkoholu. Zapewnił mnie, że sprawą zajmie się sekcja ruchu drogowego, dlatego, że jest to ucieczka z miejsca zdarzenia, a moje zdrowie było zagrożone. Powiedział też, że sprawca (kierowca) nie jest uprawniony do tego, żeby oceniać stan zdrowia poszkodowanego. Mam się skontaktować z policją, gdyby jeszcze cokolwiek mi się przypomniało. Zgodnie z miejscem zdarzenia sprawa została przekazana na Komisariat V.
Pyta pani co teraz? Teraz szukam świadków przede wszystkim przez internet, ale jeszcze nikt się nie zgłosił. Zostawiłem swój numer telefonu. Ktoś poradził mi, bym szukał świadków u mieszkańców okolicznych bloków, bo często ludzie mają zamontowane kamery na balkonach i być może któraś coś zarejestrowała. No i w firmach, które są w pobliżu. Bo akurat w tym miejscu nie ma monitoringu miejskiego. Jest wcześniej, przy ul. Pużaka i ul. Wyzwolenia. Jeśli ten kierowca jechał ul. Wyzwolenia lub ul. Pużaka to może tam jakaś kamera go wyłapała.
Kiedyś kolega spytał mnie, po co ja jeżdżę w kamizelce na rowerze, przecież ludzie i tak sobie z tego nic nie robią. Tak, ale na pewno dzięki tej kamizelce jestem dla kierowców bardziej widoczny. Nie rozumiem rowerzystów, którzy jeżdżą ubrani na czarno, bez żadnych świateł, żadnych odblasków. Nie zdają sobie sprawy jakie to niebezpieczne, przecież ich w ogóle nie widać na drodze. A ja mam rower wyposażony w światła tylne, przednie, odblaski, dzwonek, jeżdżę w kamizelce i przytrafiło mi się coś takiego.
Chciałbym, żeby moja historia była ostrzeżeniem dla wszystkich rowerzystów, pieszych i kierowców. I chciałbym jeszcze, żeby ludzie reagowali, jak widzą jakikolwiek wypadek. Lepiej, żeby kilka osób jednocześnie zawiadomiło służby, niż żeby każdy się oglądał, że może ktoś inny to zrobi i w sumie, jak w moim przypadku, nie zadzwonił nikt. Od tego zależy zdrowie i życie człowieka.”
2 komentarzy
Mam nadzieję, ze znajda sie jacys odważni świadkowie, ddzeiki którym policja znajdzie tego kierowce i go odpwoiednio ukaże. To skandal, ze takie rzeczy dzieja się na drogach.A ten przypadek jest wyjątkowy bezszeczelny, co to za czlowiek ktory nie pomaga poszkodowanemu i probuje jeszcze przekupic jakimis groszami. Rowerzysci na polskich drogach sa traktowani jak zawalidrogi, czas z tym skonczyc.Przydaloby sie wiecej empatii i wyobraźni, zaczać trzeba juz od kursow nauki jazdy. Za malo mowi sie na nich o rowerzystach, a tych na polskich drogach jest z roku na ok coraz wiecej. Rozjechane dwie kolarki, czy malzenstwo celowo potracone przez samochod to dowod na to ze caly czas mamy wiele do zrobieia w tej kwestii. Zycze zdrowia poszkodowanemu.I amm nadzieje ze ze tego kretyna w aucie spotka w koncu zasluzona kara.
Mam nadzieję, ze znajda sie jacys odważni świadkowie, ddzeiki którym policja znajdzie tego kierowce i go odpwoiednio ukaże. To skandal, ze takie rzeczy dzieja się na drogach.A ten przypadek jest wyjątkowy bezszeczelny, co to za czlowiek ktory nie pomaga poszkodowanemu i probuje jeszcze przekupic jakimis groszami. Rowerzysci na polskich drogach sa traktowani jak zawalidrogi, czas z tym skonczyc.Przydaloby sie wiecej empatii i wyobraźni, zaczać trzeba juz od kursow nauki jazdy. Za malo mowi sie na nich o rowerzystach, a tych na polskich drogach jest z roku na ok coraz wiecej. Rozjechane dwie kolarki, czy malzenstwo celowo potracone przez samochod to dowod na to ze caly czas mamy wiele do zrobieia w tej kwestii. Zycze zdrowia poszkodowanemu.I amm nadzieje ze ze tego kretyna w aucie spotka w koncu zasluzona kara.
Co za bezczelny typ, zeby nie pomóc potrąconemu człowikowi tylko rzucic stówą. Brak parlamentarnych słów na takie zachowanie.Co dzieje sie z tym narodem? Ten brak empatii, buty i znieczulicy jest przerażający. Mmam nadzieje ze zapłaci za to co zrobił.
Co za bezczelny typ, zeby nie pomóc potrąconemu człowikowi tylko rzucic stówą. Brak parlamentarnych słów na takie zachowanie.Co dzieje sie z tym narodem? Ten brak empatii, buty i znieczulicy jest przerażający. Mmam nadzieje ze zapłaci za to co zrobił.