W Polsce utarło się nazywać „dopalaczami” mnóstwo rozmaitych substancji, co powoduje zamieszanie w dyskusjach na ich temat. W gwarze narkomanów jeszcze do niedawna słowem tym określało się wszystkie środki pobudzające, jak kokaina i amfetamina, by je odróżnić od „spowalniaczy”, czyli środków uspokajających jak morfina, valium, czy relanium oraz od środków halucynogennych, jak haszysz lub LSD.
Obecnie młodzież „dopalaczami” nazywa także dostępne w sklepach spożywczych napoje energetyzujące zawierające spopularyzowaną przez markę „Red Bull” taurynę, a także kofeinę, wyciąg z żeńszenia czy guarany. Media zwykły natomiast stawiać znak równości między hasłem „dopalacze”, a pojęciem „legalne narkotyki”.
Na różnorakich stronach internetowych znaleźć można także informacje o tym, jakoby dopalacze miały być tzw. „miękkimi” narkotykami, w przeciwieństwie do narkotyków tzw. „twardych”. Świat naukowy jednak taki podział neguje, jako niezasadny, podobnie jak próby podzielenia narkotyków na uzależniające tylko fizycznie i tylko psychicznie. Należałoby raczej powiedzieć, że mają one za zadanie zastąpić środki pobudzające, środki uspokajające czy środki halucynogenne.
Na zachodzie tego typu neurostymulanty, były początkowo nazywane „smart drugs”, czyli „leki bystrości”, ponieważ pierwsze z nich miały za zadanie zastępować dostępne na receptę farmaceutyki poprawiające pamięć i koncentrację. Początkowo nie podejrzewano, że na dłuższą metę ich zażywanie może być bardzo szkodliwe. Podobnie zresztą było z wieloma innymi lekami, jak np. talidomid czy środkami ochrony roślin, jak np. DDT.
Doświadczeni zwolennicy odurzających używek, obdarzeni dodatkowo chemiczną smykałką potrafią wydobyć substancje psychoaktywne z wielu dostępnych bez recepty leków, czy herbatek dostępnych w sklepach zielarskich w kilka minut za pomocą środków dostępnych w każdej kuchni, takich jak sól, soda, czy ocet. Są one także obecne w wielu środkach czystości dostępnych w każdym sklepie z artykułami gospodarstwa domowego.
Dystrybutorzy niezdelegalizowanych substancji odurzających stosują też proste triki umożliwiające ich sprzedaż pod płaszczykiem pozornie innego zastosowania. Mamy więc, oprócz firm proponujących klientom egzotyczne szamańskie zioła do kolekcjonowania w klaserach, także miejsca w których rozprowadza się je jako kadzidełka aromatyczne, nawozy do roślin doniczkowych i sole do kąpieli . Można więc się domyślać, że gdy te zostaną zdelegalizowane, na ich miejsce pojawią się mieszanki ziołowe do szafy przeciwko molom albo preparaty na porost włosów dla chomików angorskich. Spór więc wydaje się mieć naturę raczej semantyczną, a taka gra w odbijanie piłeczki między dystrybutorami a ustawodawcą może nie mieć końca.
Hazard z życiem na szali
Prawdziwe niebezpieczeństwo związane z dopalaczami tkwi w tym, że w przeciwieństwie do „klasycznych” narkotyków, zażywanie ich wiąże się z wieloma niewiadomymi. Na domiar złego substancje zawarte w dopalaczach coraz rzadziej są pochodzenia naturalnego. Transport egzotycznych ziółek z Afryki czy Ameryki Południowej jest nierzadko droższy, niż tworzenie syntetycznych substancji w laboratoriach w Europie. W przeciwieństwie do przemysłu farmaceutycznego, który nierzadko zwleka z wypuszczeniem na rynek nowego preparatu, by jego nieszkodliwość potwierdzić wieloletnimi badaniami, producenci syntetycznych narkotyków nie prowadzą aż tak drobiazgowych badań. Nowo powstałe syntetyczne chemikalia są szybko kierowane na rynek, a królikiem doświadczalnym jest w tym przypadku konsument. Z punktu widzenia lekarzy pogotowia dopalacze są więc najbardziej niebezpiecznymi ze wszystkich narkotyków, bo ich zażycie może się po prostu okazać grą w kości ze śmiercią.
W przeciwieństwie do młodzieży faszerującej się dopalaczami, narkomani starej daty byli nieźle obeznani w chemii, biologii, psychologii i odurzali się o wiele bardziej świadomie. Dokonywali wyboru preparatów i dawek. Śmierć z przedawkowania była w ich przypadku częściej świadomym samobójstwem, niż przypadkiem. Współczesna zaś młodzież nie ma pojęcia co zażywa i przez to bardziej kłopotliwe jest jej ratowanie.
W sytuacji, w której prawo coraz szybciej goni producentów dopalaczy, stopień ryzyka związanego z brakiem odpowiednich badań przed wprowadzeniem danego produktu na rynek będzie oczywiście rósł.
Stosowanie zakazów zdaje się komplikować sytuację, a nie rozwiązywać ją. Zakazane substancje zaczną być dostępne u gangsterów, tak jak to się stało z BZP i mefedronem, a medialny zamęt wokół dopalaczy zdaje się być świetną, darmową reklamą sklepów z „suplementami diety”. Chemicy robią wynalazki, laboratoria je analizują, a ustawodawca ich zakazuje, chemicy potem nieco zmieniają skład wynalazków, laboratoria znów je rozpracowują, by ustawodawca ich zakazał i tak w nieskończoność.
Jest ryzyko – jest zabawa
Fale gorąca, łomot serca, duszności, drgawki i przerażenie to ostatnie wrażenia osób umierających w naszym kraju po zażyciu dopalaczy. Lekarze są bezradni, konającym ludziom nie da się pomóc, bo możliwe jest tylko leczenie objawowe. Jest tak dlatego, że nikt naprawdę nie wie jakie trucizny spowodowały wstrząs.
Zasadnicza różnica między dopalaczami, a tradycyjnymi narkotykami jest taka, że zgony po zażyciu dopalaczy następują nagle.
Żeby się zaćpać na śmierć normalnymi dragami, trzeba wielu lat przyzwyczajania organizmu do coraz większych dawek, aż w końcu dawka skuteczna robi się równa dawce śmiertelnej. Zazwyczaj jednak przypadki przedawkowania u narkomanów, to celowe samobójstwo, popełniane gdy ktoś miał już dość życia. Bycie na ciągłym głodzie popycha do złodziejstwa czy prostytucji, żeby zdobyć pieniądze. Ci którzy są zbyt słabi, żeby się leczyć wybierają taką metodę. Dawniej konsumenci narkotyków mieli konkretne oczekiwania, wiedzieli czego chcą i szukali środków, które im to pomogą osiągnąć. Narkomani starszej daty mieli ogromną wiedzę i doświadczenie. Interesowali się chemią i farmakologią, psychologią i neurologią. Część z nich miała za sobą pobyty w szpitalach psychiatrycznych i doskonałe rozeznanie w lekach. Każdy narkoman miał też pojęcie o pierwszej pomocy, o ratowaniu kolegów, jedni pilnowali drugich, a starsi uczyli młodszych jak sobie nie zrobić krzywdy, w razie potrzeby każdy wiedział jakie są odtrutki na zażyty narkotyk.
Bez szans na detoks
To właśnie brak wiedzy o substancjach w dopalaczach jest najbardziej niebezpieczny. Nawet, jeśli osoba trafiająca do szpitala jest świadoma, to i tak nie jest w stanie powiedzieć czym się zatruła, stąd zejścia śmiertelne.
Jeśli na ostry dyżur trafia narkoman pod wpływem amfetaminy, grzybów halucynogennych, czy tabletek ekstazy, to lekarz wie jak go odtruć.
Wszystkie zwykłe narkotyki są już dokładnie przebadane. Wiedza na temat skutków ubocznych, schorzeń potęgujących działanie narkotyków, ich interakcji z innymi lekami i alkoholem też jest na tyle duża, że w większości przypadków zwykłego narkomana daje się jakoś odratować. Wiadomo, że pewne preparaty mogą wywołać wstrząs jeśli konsument ma nadciśnienie, a inne skutki uboczne przy cukrzycy.
Zaskoczeniem dla toksykologów było, gdy okazało się, że składnik jednego z dopalaczy, pozornie mało szkodliwy, dopiero w procesie przemiany materii zamieniany jest w ludzkim organizmie w substancję odpowiedzialną za utratę świadomości i pamięci znaną z pigułek gwałtu.
Antidotum na dopalacze wydaje się więc być świadomość. Warto zatem zadbać, by młodzież wiedziała o narkotykach i dopalaczach jak najwięcej, przede wszystkim po to, by nie dawała sobą manipulować. Kampanie promocyjne dopalaczy są bowiem w każdym detalu przemyślane przez sztab specjalistów. Wiedzą oni przecież świetnie, jak zrobić nieświadomym i niedoinformowanym amatorom mocnych wrażeń z mózgu wodę, jeszcze zanim legalnie sprzedawane dopalacze zrobią im z mózgu błoto.