Czerwiec to już niemal lato. Mieszkańcy naszego regionu i odwiedzający nas goście wychodzą na szlaki Jury. Zaczyna się sezon wędrówek i biwaków. Dla każdego harcerza, czy trapera, podstawowym wycieczkowym narzędziem jest nóż. Minęły już jednak czasy finek ze składnicy harcerskiej. Wymagania użytkowników są coraz bardziej wyśrubowane, a postęp technologiczny pozwolił na wytwarzanie narzędzi, o jakich pod koniec XX wieku jeszcze się nikomu nie śniło. W Częstochowie i okolicach robi się właśnie takie cudeńka. Miłośnicy ostrych narzędzi mieli je okazję podziwiać w Gliwicach podczas trzeciej międzynarodowej wystawy noży „Knifeshow.pl 2015”.
Na imprezie prezentowały się zarówno firmy importujące i dystrybuujące noże na terenie Polski, jak i indywidualni rzemieślnicy. Przez cały dzień tłumy zwiedzających i kupujących tłoczyły się wokół kilkudziesięciu stoisk. Można było podziwiać nie tylko noże do ciężkiej pracy, ale i wykonane z jubilerską precyzją egzemplarze kolekcjonerskie, wykonane z najwyższej jakości materiałów. Te nigdy nie pojadą na wycieczkę, bo szkoda byłoby je zabrać w piach i błoto i tam zakatować terenową robotą.
Nóż do wszystkiego
Rośnie popularność ekstremalnych sportów plenerowych i wciąż przybywa entuzjastów „zabawy w Indian” w nowoczesnym wydaniu. Obecnie częściej przypomina ona „zabawę w Rambo”, ale wciąż chodzi o to samo. Adepci szkól przetrwania uczą się pozyskiwania wody, szukania jadalnych roślin i łowienia ryb, chcą się nauczyć strzelania z łuku, czy rzucania tomahawkiem. Muszą za pomocą lin pokonać przepaść, czy urwisko, a potem jeszcze zbudować szałas i wysuszyć ubranie przy ognisku. Do większości wędrówkowych i obozowych prac niezbędny jest więc nóż. Nowoczesny nóż musi być wytrzymały, bo czasami trzeba nim coś podważyć, czy wydłubać, a nawet uderzyć go w grzbiet pobijakiem z ciężkiej gałęzi. Nie może się pogiąć, czy wykruszyć. Musi długo trzymać ostrość, by nie wymagał codziennego ostrzenia. Musi też być ergonomiczny, by kilka kwadransów mozolnej pracy nie powodowało otarć i pęcherzy na dłoniach. Takie „terenowe” noże są lubiane także jako narzędzia do codziennej pracy. Doceniają je rzesze stolarzy, tapicerów, ogrodników, budowlańców i wszystkich tych, którym znudziło się bieganie co kilka tygodni do Obi, czy Castoramy, bo przez nieuwagę lub nadużycie połamali, czy wyszczerbili kolejny nóż „z marketu”.
Człowiek, który słucha noży
Wojciech Zawada wytwarza właśnie takie noże które starczają na wiele lat. Robi to w Krzepicach. Nazwał swoja firmę „Acoustic Blades”. Wyjaśnia, że ma to związek z jego podstawową pracą, bo na co dzień ma do czynienia z dźwiękiem.
– Każdemu aspektowi użycia noża towarzyszą dźwięki. Czy będzie to dźwięk rozcinanego materiału, dźwięk ostrza przesuwanego po osełce czy charakterystyczne kliknięcie pochwy, zawsze użyciu noża towarzyszy dźwięk. Cokolwiek robimy nożem, jest akustyczne – tłumaczy Zawada.
Wytwórca opowiada, że noże towarzyszyły mu w zasadzie od zawsze. Najpierw jako najbardziej podstawowe podręczne narzędzie, później również jako obiekt kolekcjonerski. Stara się łączyć te wszystkie doświadczenia w swoich wyrobach. Przy wykonywaniu noży największy nacisk kładzie na projekt. Musi harmonijnie łączyć funkcję, formę oraz zastosowane materiały. Jego noże są wykonywane w dwóch standardach wykończenia. Jedne wykańczane są maszynowo i mają rękojeści z superwytrzymałych tworzyw. Są to przede wszystkim narzędzia do pracy. Drugi rodzaj wyrobów pana Wojciecha to noże wykańczane ręcznie z precyzją i pieczołowitością, której nie spotkamy na co dzień. Rękojeści wykonywane są z najwyższej jakości materiałów, ale mimo bycia arcydziełem sztuki, taki nóż nadal pozostaje w pełni funkcjonalnym narzędziem.
Naszą regionalną ciekawostką jest, że tworzone w Krzepicach noże są pokrywane specjalną przemysłową powłoką antykorozyjną. Do Wojciecha Zawady zgłaszają się ludzie z całej Polski, by na swoje noże (nierzadko wykonane ze stali węglowej, czyli łatwiej rdzewiejące) nałożyć właśnie taką, przedłużającą żywotność noża i poprawiającą jego wygląd, powłokę. Zawada wykonuje noże własnego projektu i raczej nie przyjmuje zamówień indywidualnych, ale zdarzają się od tej reguły wyjątki, więc przedyskutować z nim nowatorskie pomysły na pewno warto.
Noże, które słuchają człowieka
Inaczej podchodzi do produkcji noży Radosław Łęgowik z Sobuczyc. Zręczny kowal i szlifierz eksperymentował już z różnymi rodzajami stali, przerabiał na noże resory, łożyska i łańcuchy od pił spalinowych, eksperymentował metodą prób i błędów z hartowaniem w wodzie i oleju, a teraz potrafi spełniać życzenia najbardziej wybrednych i wymagających klientów.
W Sobuczycach, w firmie pana Radosława „LKW Knives”, powstają noże dla indywidualistów, takie, których nie ma nikt inny. Myśliwy często chce mieć rękojeść z poroża, a wędkarzowi może się podobać skóra jesiotra. Możliwe jest oprawienie noża w egzotyczne gatunki drewna, albo połączenie materiałów naturalnych z np. mosiądzem. Podróżnicy nierzadko chcą mieć noże wzorowane na typowych kształtach stosowanych np. w Nepalu, czy na Filipinach. Tamtejsze wyroby podobają im się ze względu na ergonomię, ale marzą o takim nożu z materiałów wykonanych w technologii ery kosmicznej. Takie nietypowe marzenia spełnia Łęgowik, chociaż mówi, że wzorem starszego kolegi po fachu z Krzepic, dąży do przestawienia produkcji na projekty własne. Do Radosława Łegowika wciąż jednak zgłaszają się ci użytkownicy noży, którzy dokładnie wiedzą czego chcą. Noża z Sobuczyc używa na przykład Jerzy Romańczuk, słynny polski podróżnik i traper, były żołnierz jednostek specjalnych, miłośnik bytowania na łonie natury i ekspert od polowań z łukiem.
Czarodziej od stali
Najwięcej okrzyków zdumienia i westchnień zachwytu wzbudziło na Gliwickiej wystawie stoisko, na którym leżały nie noże, a małe wielofunkcyjne narzędzia przypominające wyglądem miniaturki płaskich kluczy rowerowych wielkości szwajcarskiego scyzoryka. Produkuje je Paweł Chrzęstek z Częstochowy w swojej firmie „MelonTools”. Częstochowianin zaczynał od handlu stalą na potrzeby producentów noży, a trzy lata temu jego doświadczenie z wieloma gatunkami stali i obszerna wiedza o jej obróbce termicznej pozwoliła na rozpoczęcie produkcji narzędzi, których jakość i wytrzymałość są niewiarygodne. Fakt, że niepozornej blaszki nie da się wygiąć w palcach może jeszcze nie zaskakuje, ale to, że nie da się jej zniszczyć dwiema parami kombinerek budzi już kręcenie głową i niedowierzanie świadków takich testów.
– Zaczynałem produkcję od ocynkowanej stali 40HM, co jest według mnie najlepszym połączeniem wytrzymałości i trwałości – opowiada pan Paweł. – Później firma „GrafKnives” zasugerowała tworzenie narzędzi ze stali nierdzewnej. „Przecież one muszą lepiej wyglądać!”. To zrobiłem je ze stali nierdzewnej 420HC. Są cały czas produkowane, mam w ofercie kilkadziesiąt wzorów – Chrzęstek dokonał rzeczy niemal niemożliwej, a opowiada o niej jak o czymś najzwyklejszym
– Właściciel firmy „GrafKnives” lubi rzucać nożami. Poprosił o noże przeznaczone stricte do rzucania. „Klient nasz Pan”. Dostał rzutki. Jest tak zadowolony z moich produktów, że poprosił jeszcze o topory do rzucania oraz topory taktyczne. Oczywiście dostał, co można zobaczyć w ofercie „GrafKnives” – kontynuuje skromnie nasz rozmówca.
Wyrobów pana Pawła używa też wielu harcerzy i traperów z naszego regionu, chociaż niekoniecznie wiedzą, że to nasza regionalna myśl technologiczna.
– Częstochowska Firma „Survivaltech”, poprosiła o turystyczne kuchenki. Miały być składane, lekkie, małe, uniwersalne i na paliwo stałe, czyli drewno, szyszki, cokolwiek się znajdzie w lesie – Chrzęstek wylicza postawione przed nim wymagania. – Oczywiście hasło „Klient nasz Pan” obowiązuje cały czas, dzięki czemu moje kuchenki są w ofercie „Survivaltechu” nieprzerwanie od dwóch lat. Oni też zażyczyli sobie topór, ale z możliwością wykorzystania do ratownictwa, czyli cięcia blachy samochodowej, by otworzyć auto jak konserwę. Dostali. Poprosili tez o małe, lekkie nożyki do noszenia na szyi. Dostali – kwituje nasz rozmówca tonem „nie ma rzeczy niemożliwych”.
„MelonTools” prowadzi też badania nad preparatem chroniącym detale stalowe przed odwęgleniem podczas hartowania. Preparat podstawowy, działający do temperatury 900 st. Celsjusza jest testowany z powodzeniem już od pół roku i niedługo wejdzie do produkcji, a preparat chroniący przed odwęgleniem do temp. 1100 st. też jest już w fazie badań.
– Jest też technologia umacniania powierzchni węglikiem wolframu. Podstawowe urządzenie, oferowane majsterkowiczom, nie działało tak skutecznie, jak maszyny przemysłowe. Z pomocą kolegów elektryków i elektroników stworzyliśmy więc urządzenie działające na innej zasadzie niż pierwowzór, ale za to z lepszym skutkiem – chwali się częstochowski czarodziej od stali mając nadzieję na wprowadzenie i tego urządzenia do sprzedaży. Co ciekawe, nasz cudotwórca nie strzeże zazdrośnie swoich tajemnic, bo firma „MelonTools” organizuje też szkolenia z podstaw obróbki cieplnej dla wytwórców noży i kowali. Prowadzi je osobiście właściciel, któremu także nie wystarczały finki z marketów.
1 Komentarz
Noże od Wojtasa rzeczywiście sa najwyższej klasy, a Wołodia ribi z roku na rok coraz lepsze:0 Gratulacje. Zapomnieliście napisać o wykonywanych gdzie indziej, ale zaprojektowanych w Częstochowie nożach. Takie noże jak Mod01, czy Piiegrzym już są legendą, chociaż małe serie były.
Noże od Wojtasa rzeczywiście sa najwyższej klasy, a Wołodia ribi z roku na rok coraz lepsze:0 Gratulacje. Zapomnieliście napisać o wykonywanych gdzie indziej, ale zaprojektowanych w Częstochowie nożach. Takie noże jak Mod01, czy Piiegrzym już są legendą, chociaż małe serie były.