Daniel Wojtasz jako młody trener, musiał sprostać ciężkiemu zadaniu. Kiedy obejmował stanowisko na Skrze Wadrox, był po 5 ligowych kolejkach na straconej pozycji. Udało mu się odbudować zespół i przez długi czas zajmować fotel lidera w IV lidze. Został zwolniony po sobotniej porażce ze Szczakowianką Jaworzno 2 do 1.
– Liczył się pan z utratą stanowiska przed i po meczu ze Szczakowianką?
– Liczyłem się z taką możliwością, przychodząc tu do pracy. To, że zwolnią trenera jest pewne. Pozostaje pytanie kiedy. Widocznie miałem postawiony cel i najwyraźniej prezesi postanowili, że nie jestem tego w stanie osiągnąć. Liczyłem się z tym, że taka a nie może inna być decyzja Zarządu. Przyjmuję to z pokorą i wyciągnę z tego odpowiednie wnioski, licząc na to, że w kolejnym klubie wyniki mojej pracy będą bardziej efektywne.
– Nie przewidywał pan jednak, że rozstanie się pan ze Skrą w takiej atmosferze? Wygląd na na to, że Zarząd podjął decyzję bardzo szybko, a kibice żegnają pana niezadowoleni po ostatnich wynikach.
– Trudno by byli zadowoleni, skoro ambicje klubu to awans, są na to przeznaczone duże środki, mam dobrych zawodników – trudno, żebym nie wygrywał. Starałem się pracować na 120 proc. moich możliwości. Może zabrakło doświadczenia, może umiejętności – ciężko mi powiedzieć. Ta praca to moja pasja, więc starałem się zrobić wszystko. Szkoda, że nie wyszło. Prezesi mieli takie prawo, podjęli taką a nie inną decyzje. Mam nadzieję, że to pozytywnie wpłynie na zespół i wygrają wszystkie pozostałe mecze do końca. Na pewno będę trzymał kciuki i śledził tabelę. Może jeszcze uda im się awansować, ja będę z nimi sercem i duszą. Mam nadzieję, że Piotrek Bański (do tej pory drugi trener, tymczasowo jedyny – przyp. red.) zrobi coś, czego mnie się nie udało.
– Kiedy rozmawiał pan z Zarządem, nie było takiej opcji, by został pan jeszcze na te cztery kolejki do końca sezonu?
– Nie rozmawialiśmy na takie tematy. Dostałem informację, musiałem ją po prostu przyjąć do wiadomości. To nic by nie zmieniło. Po porażce z Włodarem (3 tyg. temu – przyp. red.) wydawało się, że coś drgnęło. Graliśmy efektownie i efektywnie. Pokazaliśmy, że byliśmy drużyną z dużym potencjałem, teraz byliśmy lepsi od Szczakowianki. Zabrakło szczęścia – któraś z sytuacji, jakie stworzyliśmy, kończy się bramką. Ten przypadkowy gol dla Szczakowianki nie pada i jesteśmy dziś w zupełnie innych nastrojach. Zajmujemy pierwsze miejsce, a wszyscy mówią, że Wojtasz to wielki trener, a drużyna to pewny kandydat do awansu. Trochę więcej szczęścia, a tak mogę się tylko dziwić, dlaczego decyzja zarządu i kibiców jest inna.
– Jak reakcja zawodników, bo zakładam, że już rozmawiał pan z nimi na ten temat?
– Tak, byłem już w klubie, pożegnałem się z zawodnikami. Nie ukrywam, że zawodnicy pozytywnie wypowiadają się na mój temat i to jest dla mnie największy komplement, największa radość. Mówią tak nawet ci, którzy nie grali w pierwszym składzie. Oni też mnie wspierają, też dają mi satysfakcję. Mam przekonanie, że ta praca była wykonana rzetelnie i dobrze, jednak to wyniki rozliczają trenera. Jeśli ich nie ma, trzeba szukać zawodnikom innego, alternatywnego rozwiązania.
– Jakie ma pan perspektywy na przyszłość? Już pojawiły się jakieś oferty pracy? Wraca Pan do siebie, na Śląsk?
– Nikt teraz nie zatrudni trenera, zostało kilka kolejek do końca. Kto miał zmienić trenera już to zrobił, a ci którzy mieli zostać będą mieli pracę do końca sezonu. Myślę, że teraz nic się nie wydarzy. Trzeba czekać na końce sezonów – może zadzwoni telefon? Ale to nie jest takie łatwe. Nie jest tak, że trener, który ma 29 lat nagle będzie miał mnóstwo ofert. Muszę ciężko pracować i liczyć, że ktoś tak jak prezes Szymczyk, da szansę młodemu, ambitnemu trenerowi i pozwoli mu prowadzić jakiś zespół. Jestem pełen nadziei, to jest moja pasja, moje całe życie. Cieszę się, ze dostałem szansę w Skrze, gorzej, że jej nie wykorzystałem. Życie toczy się dalej, trzeba patrzeć przed siebie, choć może kiedyś los sprawi, że na Skrę zawitam i wyniki zdobyte pod moją wodzą będą lepsze… Chociaż nie mam się czego wstydzić teraz!
– 14 zwycięstw, 3 remisy i 3 porażki w 20 ligowych spotkaniach pod pańską opieką i do tego jeszcze 4 ważne wygrane w Pucharze Polski. Gdyby na początku, ktoś powiedział, że taki bilans będzie miał pan teraz po tych 9 miesiącach, byłby pan wtedy zadowolony?
– Tak, jeżeli te wyniki dałyby awans. Chociaż gdy tu przychodziłem obejmowałem zespół, który miał 7 pkt. straty do lidera, a cel jasny – awans. To nie było łatwe zadanie. W pierwszej rundzie spisaliśmy się bardzo dobrze, jeszcze wyszliśmy na prowadzenie. W rundzie rewanżowej też nieźle, mieliśmy już chyba nawet 7 pkt. przewagi nad Szczakowianką. Gdyby nie ostatnie porażki, dzisiaj mówiłoby się o nas inaczej.