– Byliśmy już wszędzie po prośbie, ale znikąd pomocy. Wodę mam stoi na podwórkach i do tego straszny fetor unosi się, szczególnie latem. Zupełnie nie da się mieszkać – mówi pani Renata S. z dzielnicy Zawodzie.
Niezależnie od tego czy lewica, czy prawica była u władzy w Częstochowie, włodarze zawsze szczycili się przede wszystkim budową obiektów sportowych, najczęściej sal gimnastycznych przy szkołach oraz ulic w centrum miasta – zapominając o potrzebach peryferyjnych dzielnicach.
“Dzieckiem” prezydent Haliny Rozpondek była dzielnicowa Zawodzie, ze szczególnym naciskiem na tereny zlokalizowane od Rynku na Zawodziu po ulicę Legionów. Priorytetem, za który stracił „głowę” prezydent Tadeusz Wrona były okolice Jasnej Góry. Prezydent Krzysztof Matyjaszczyk jeszcze nie określił własnych preferencji dzielnicowych, co ma odbicie w niedokończonej inwestycji kanalizacyjnej czterech ulic z pogranicza dzielnic Zawodzie i Dąbie.
– Najpierw obiecywano nam, że kanalizacja będzie szybko – był to rok 2006. Potem przeciągano, przerzucając odpowiedzialności z jednej instytucji na drugą. Gdy w końcu rozpoczęto budowę jesienią 2009 roku, zaświeciła dla nas iskierka nadziei, że nareszcie skończy się ten koszmar – mówi Waldemar G. z Częstochowy. A cóż takiego strasznego dzieje się przy ulicach Chłodnej, Budowlanej, Bartniczej i okolicznych? – Od wielu lat żyjemy, jak na jakiejś zapyziałej wsi, chociaż nawet na wsiach pod tym względem mają lepiej. A przecież mieszkamy w mieście i wręcz trudno powiedzieć, że jesteśmy daleko od centrum. Ponieważ zabudowa jest dość ciasna, to i szamba są raczej małe – mówi Aldona T. z ulicy Podwale. I rzeczywiście, latem “zapachy” unoszące się nad budynkami vis a vis stadionu żużlowego nie sprzyjają mieszkańcom i kibicom także. – Gdy dzwoniliśmy do Urzędu Miasta Częstochowy, zapewniano nas, że inwestycja jest już zakończona i lada moment będziemy mogli podpiąć się do głównych rur kanalizacyjnych. Obietnice składano nam od listopada 2010, od chwili gdy podobno wszystkie prace są już zakończone – żali się jedna z mieszkanek. Część osób postawiła nowe budynki mieszkalne, inni rozbudowali już istniejące – wszyscy jednak musieli liczyć się z oszczędnością miejsca. – Mamy bardzo małe szamba, mówić szczerze są wręcz prowizoryczne i nie dlatego, że nie chcemy zainwestować, tylko naprawdę mamy mała podwórka, a poza tym od wielu lat obiecywano nam, że w końcu sprawa kanalizacji będzie definitywnie załatwiona – mówi pan Waldemar. Dlaczego więc od listopada mieszkańcy Dąbia i Zawodzia nie mogą podłączyć się do nowej instalacji sanitarnej? – Były problemy z wykonawcą, a raczej jakością wykonanych przez firmę Sita prac. Myślę jednak, że za kilka dni sprawa się wyjaśni – informuje Grzegorz Cierpiał, naczelnik Wydziału Inwestycji Urzędu Miasta Częstochowy. Budowa nowej kanalizacji kosztowała miasto 1 milion 190 tysięcy złotych. Przez najbliższy rok mieszkańcy będą mogli skorzystać z uproszczonych zasad przyłączy, które obecnie kończą się na granicy pasa drogowego. Po tym terminie każdy zainteresowany kanalizacją zbiorową musiał będzie ubiegać się o stosowne pozwolenia i składać obszerną dokumentację. – Nie chodzi nam o to, że jest problem i nawet nie o to, że inwestycja się przeciąga, ale urzędnicy zwodzą nas w nieskończoność i po prostu nie mówią prawdy – twierdzą mieszkańcy dzielnicy.
Prezydenci – Rozpondek i Wrona, choć krytykowani za inwestycje miejskie, dziś chwalą się nimi, oby największą porażką obecnego samorządu i prezydenta Krzysztofa Mytyjaszczyka nie był brak jakichkolwiek.
