“Kilka dni temu miałam do załatwienia sprawę na ulicy Piłsudskiego. To co tam zobaczyłam przechodzi ludzkie pojęcie. Normalnie płakać się chce. Wszystkie drzewa na odcinku od ulicy Katedralnej do Piotrkowskiej zostały wycięte w pień. Nie dość, że i tak było ich tam niewiele, to teraz nie ma żadnego. Ja rozumiem, że przy okazji budowy węzła przesiadkowego konieczne są różne wyburzenia, reorganizacja ruchu dla pieszych i kierowców i tego typu rzeczy, ale czy naprawdę nie można tak wszystkiego zaprojektować, żeby nie wycinać zdrowych drzew?
To już chyba taka częstochowska tradycja, że jak się coś buduje to najpierw trzeba wyciąć wszystkie drzewa rosnące w pobliżu. Tak było z Placem Biegańskiego (gdzie teraz mamy betonową pustynię), ulicami Sobieskiego, Kiedrzyńską, Rocha i wieloma innymi.
Czy ci, którzy projektują i ci, którzy zatwierdzają te projekty nie wiedzą, że drzewa to płuca miasta? Że posadzenie mizernych, rachitycznych niskopiennych drzewek z trzema gałęziami na krzyż – w miejsce wyciętych – nie zastąpi wielkich koron, które nie tylko dają cień, ale przede wszystkim oczyszczają powietrze, tłumią hałas i są domem dla wielu gatunków ptaków?
Paradoksem jest to, że tam, gdzie aż się prosi o wycinkę chorych, uschniętych drzew zagrażających bezpieczeństwu – a jest ich sporo w naszym mieście – nic się nie dzieje.
Podczas, gdy na świecie ratuje się drzewa za wszelką cenę, w Częstochowie wycina się je lekką ręką, nie myśląc o tym jakie negatywne skutki może nieść za sobą taka beztroska w traktowaniu przyrody.
A może chodzi o to, by na jesień nie trzeba było sprzątać opadłych liści, bo to generuje koszty? Chociaż z drugiej strony zakup i sadzenie nowych drzewek to także wydatek… Doprawdy ciężko jest zrozumieć, jaką logiką kieruje się prezydent i jego urzędnicy w zarządzaniu miastem i jego zasobami.
Na ulicach mamy coraz więcej samochodów, a tym samym spalin, kurzu, brudu… Jeśli częstochowscy urzędnicy dalej będą z taką lekkością pozwalać na wycinkę drzew, to wkrótce w mieście zostaną same betonowe chodniki i asfaltowe ulice.
Zbulwersowana Czytelniczka”.