Tydzień temu opublikowaliśmy „Pierwszy odcinek mojej drogi przez mękę w Domach Seniora”. Nasza Czytelniczka wówczas pisała: „Niektóre ośrodki, mam na myśli Domy Seniora, aby przyciągnąć klienta, nadają im przeróżne nazwy, np. Rezydencja. Jestem seniorką, która z powodu niedopatrzenia personelu w sanatorium w Ciechocinku, uległa wypadkowi i została seniorką niepełnosprawną. To było przyczyną moich podróży po różnych ośrodkach. A mam skalę porównawczą, bo łącznie zaliczyłam 5 ośrodków.”Dziś przedstawiamy kolejny odcinek, przygód seniorki.
„Ponieważ warunki w ośrodku pod Lublińcem, dla niepełnosprawnej seniorki były zbyt trudne, postanowiłyśmy [seniorka wraz z kuzynką – przyp. red.] już po trzech dniach opuścić to miejsce. Muszę jednak pochwalić gospodarza, który był bardzo serdeczny i wieczorami dotrzymywał mnie i mojej kuzynce towarzystwa.
Bezpośrednio z ośrodka pod Lublińcem mój wnuk zawiózł nas do Żarek.
Tutaj nic mnie nie rozczarowało. Nowe meble, ładna pościel, a co najważniejsze, pokoje na parterze z wyjściem z każdego pokoju na plac, otoczony w niewielkiej odległości drzewami. Bez barier architektonicznych. Jedyny mankament – pobyt bez wyżywienia. Istnieje co prawda możliwość smacznego cateringu, ale to jednak nie to samo, co wyżywienie na miejscu. Plusem tego ośrodka w Żarkach była bardzo miła i „ciepła” właścicielka, z którą miałyśmy w razie potrzeby łatwy kontakt.
Z Żarek trafiłam do Domu Seniora w Porąbce. Internet bardzo zachwalał ten ośrodek, przede wszystkim jako miejsce z najnowocześniejszą bazą rehabilitacyjną. Za mało widziałam tego typu ośrodków, żeby zająć stanowisko, mogę jednak stwierdzić, że sala do rehabilitacji była bardzo duża, posiadała wiele różnego specjalistycznego sprzętu oraz kilku rehabilitantów, którzy zajmowali się równocześnie kilkoma seniorami. Nad całością cały czas czuwała szefowa. Pokoje przestronne, wyjście na spacer bez barier architektonicznych. Personel bardzo życzliwy, wszyscy pracownicy mieli określony zakres obowiązków. Każdy senior miał swojego opiekuna. Po śniadaniu byliśmy zawożeni, o ile korzystaliśmy z wózków, do sali zajęć różnego typu: np. robótek ręcznych lub delikatnej gimnastyki, niekiedy połączonej z nauką tańca. Tam też spożywaliśmy lunch. Wyżywienie smaczne. Żal było ten ośrodek opuszczać.
cdn.
Czytelniczka”.
