Po kilkunastu latach konfliktu pomiędzy Tadeuszem Wroną (Liga Miejska) a Szymonem Giżyńskim (PiS), teraz nastała zgoda. Panowie są w trakcie rozmów, więc doszli do wniosku, że wspólnie są w stanie wygrać w zbliżających się wyborach samorządowych i tym samym zdetronizować obecnego prezydenta Częstochowy Krzysztofa Matyjaszczyka.
O konflikcie Giżyńskiego z Wroną powszechnie wiadomo od lat. Do spięć przeważnie dochodziło tuż przed kolejnymi wyborami samorządowymi, gdyż panowie nigdy nie ukrywali, iż mimo prawicowych poglądów na arenie politycznej są dla siebie konkurentami. Do apogeum konfrontacji doszło podczas referendum przeciwko ówczesnemu prezydentowi Tadeuszowi Wronie, który udowadniał, iż poseł Giżyński wspierał akcje referendalne. Wieści dotarły do kierownictwa PiS, za co Giżyński został ukazany zawieszeniem w prawach członka partii. O dobrych relacjach Wrony z braćmi Kaczyńskimi (których to zależności nie doceniał Giżyński) świadczy fakt, iż Wrona po przegranym referendum został doradcą ówczesnego prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego.
Dziś sytuacja wygląda zgoła inaczej. Zarówno Giżyński, jak i Wrona dostrzegli szansę wspólnego działania przeciw jednemu wrogowi – Matyjaszczykowi. Jednak pozycja Wrony nie jest już tak znacząca, jak jeszcze kilka lat temu. Dobrowolnie przecież oddał władzę we Wspólnocie Samorządowej, namaszczając radnego Konrada Głębockiego na swego następcę. Odejście Wrony pogrążyło Wspólnotę i zmarginalizowało jej członków, także radnych do roli nieskutecznej opozycji lewicy. Zrezygnował również z mandatu radnego, w jego miejsce do Rady Miasta wszedł Lech Małagowski. Od 2010 roku Tadeusz Wrona, odkąd władzę w mieście przejęło SLD, jest nieobecny w lokalnym życiu politycznym.
Poseł Szymon Giżyński ma od lat niezagrożoną pozycję lokalnego lidera PiS. Przez chwilę, po tym gdy na horyzoncie pojawiła się obecna posłanka Jadwiga Wiśniewska poczuł oddech wewnętrznej konkurencji, ale oboje posłowie podzielili się obszarem ziemi częstochowskiej i zawarli pakt, iż nie będą wchodzić sobie w drogę. Giżyński rządzi miastem, Wiśniewska terenem dawnego województwa częstochowskiego. Tak łatwo nie poszło Giżyńskiemu z jego własnymi strukturami. Nie trzeba być specjalnie bystrym, by zauważyć, że radni PiS oraz członkowie i sympatycy partii, bezwstydnie kolaborują z lewicą, przyjmują intratne posadki, wchodzą w szemrane układy dla własnych korzyści. Oficjalnie Giżyński stoi w sprzeciwie do takiej postawy swoich ludzi, w praktyce jednak udaje, że nie widzi patologii we własnych szeregach, tym samym daje im ciche przyzwolenie.
Co dla przyszłych wyborców i ewentualnych przeciwników politycznych oznacza mariaż Giżyńskiego z Wroną? Obie zainteresowane strony przyznają, że przede wszystkim dążą do zjednoczenia prawicy. Wiadomo już, że kandydat PiS na prezydenta Częstochowy w najbliższych wyborach samorządowych – Artur Warzocha (wielokrotnie wystawiany przez Giżyńskiego w poprzednich wyborach z miernym efektem), może dziś liczyć na głosy członków i sympatyków własnej partii, ale też na zwolenników Unii Laikatu Katolickiego, a za chwilę także Ligi Miejskiej i sprzymierzeńców Tadeusza Wrony, których wciąż nie brakuje. Na tym z pewnością nie koniec. Do obecnej konfiguracji zapewne dołączą jeszcze inne, pomniejsze obozy prawicowego skrzydła, startujące w wyborach. Lokalny PiS skorzysta również z krajowego blasku, czyli poważnego wzrostu notowań partii Jarosława Kaczyńskiego, oczywiście pod warunkiem, że stan ten utrzyma się do przeszłego roku (wybory – jesień 2014). Na współpracę z PO, poseł Giżyński nie ma co liczyć, nie tylko ze względu na animozje na „górze”. Częstochowska Platforma wciąż przekonana jest o własnej potędze, a poza tym układ z SLD jest jej na rękę i nie zamierza go zmieniać.
Pod wielkim znakiem zapytania pozostają losy zwolenników Wspólnoty Samorządowej, z Konradem Głębockim na czele. Ten ostatni nie przyjmuje do wiadomości, że jego szanse na prezydenturę w Częstochowie są znacznie mniejsze niż jego ambicje polityczne. Głębocki odmówił przyłączenia się do koalicji z PiS wbrew namowom dawnego pryncypała Tadeusza Wrony. Zamierza samodzielnie startować wyborach.
Co takiego przymierze Giżyńskiego z Wroną daje obydwu stronom? PiS, rzecz jasna przeciągnie elektorat Ligi Miejskiej i Tadeusza Wrony na swój kurs. Każdy koalicjant Giżyńskiego może liczyć na współudział we władzach miasta. Do rozdania będą intratne stanowiska wiceprezydentów, naczelników i prezesów miejskich spółek. Ptaszki ćwierkają też o profitach Tadeusza Wrony, gdyż z pewnością stołek zastępcy Warzochy nie jest dla niego awansem. Mówi się o ewentualnych szansach Wrony w wyborach parlamentarnych w 2015 roku. Nie jest wykluczone, że jego nazwisko pojawi się wówczas na listach PiS do Senatu.
Jakkolwiek by nie oceniać umowy Giżyńskiego z Wroną, przyznać należy, iż jest to pierwsza, realna próba zjednoczenia lokalnej prawicy. To poważna siła polityczna, z którą będzie musiał liczyć się Matyjaszczyk i SLD.
2 komentarzy
Dać się wypier.dolić bez mydła – jak mówi bez ogródek moja wiecznie zdziwiona a postmodernistycznie usposobiona babcia Klara, pamiętająca jeszcze towarzysza Grygla. Stracić, przez brak słuchu i rozpoznania ukrytych i drzemiących sił, prawie pewne, wieloletnie urzędowanie na samorządowym polu, z możliwością realizacji długofalowych zamierzeń. Wypaść z gry na długie lata, by znowu kombinować w gronie podstarzałych repów, jakby tu dorwać się do „władzy”. Ale przede wszystkim jak odsunąć, tę przynosząca wstyd miastu zakałę – obce ciało Matyjaszczyka z kolesiami − od samorządowego koryta – zdają się myśleć nasi chwaccy „gracze”, którzy parę lat temu sami „nadambitnie” przygotowali „piaskownicę” Matyjaszczykowi.
Cel zbożny – bo ekipa administrująca miastem od trzech lat nadzwyczaj marna, bezprogramowa, nie potrafiąca inwestować bez nadmiernego zadłużania miasta (tak jak np. w Katowicach, Mielcu, Gliwicach…), specjalizująca się w rozreklamowanych bzdurach, ale za to pazerna na publiczną kasę i osobiste profity w rozrosłym ponad wszelką miarę folwarku Matyjaszczyka i spółki. Ale czy ten cel ma realne szanse materializacji – dzisiaj jeszcze trudno zasadnie ocenić. Warzocha – nie robi wrażenia znakomitości z zestawem pożądanych cech kompetentnego lidera – prezydenta miasta − na trudne czasy, choć nie budzi też silnych negatywnych emocji. Ale poza tym czy lelum polelum to to czego oczekujemy od kandydata na prezydenta miasta Częstochowy. Głębocki – to przebrzmiała, choć w istocie nigdy nie wybrzmiała, historia. Zadziwiające jak ten gość z formalnymi papierami i tytułami, zaprzepaścił szansę zaistnienia w publicznym dyskursie, choćby stałą prezentacją solidnej dawki poglądów, krytyczną analizą sytuacji czy konceptami pożądanych działań dających w perspektywie poprawę stanu rzeczy – przekonujących do jego domniemanych kwalifikacji intelektualnych i zjednujących mu zwolenników choć pewnie i przysparzających zawistnych przeciwników. Nic takiego nie nastąpiło, a czas przeciekł przez palce. A może to tylko kolejny dowód, że dzisiejsi, nawet utytułowani spece z „zarządzania” Politechniki Częstochowskiej to prze-wybitna marność nad marnościami.
Ciągle kręcimy wokół zgranych już osobników, a poważnego kandydata z off’u ciągle nie widać, choć przecież są, ale ci najlepsi spośród nas są poza partiami, a właściwie poza ich karykaturami. Są, ale czy jeśli daliby się przekonać do kandydowania, mieliby szanse na wygraną i przeprowadzenie oczekiwanej zmiany w treści i formie zarządzania miastem? Czy znaleźliby odpowiednich i odpowiedzialnych ludzi na kluczowe stanowiska w samorządowym zbiurokratyzowanym molochu ?
Mam propozycję dla zainteresowanych, pro publico bono, do poważnego rozważenia. Miasto zmierza milowymi krokami ku ekonomicznej stagnacji, a nawet ku regresowi. Budżet miasta się kurczy, spłaty rosnącego z roku na rok zadłużenia miasta zaplanowane są już do 2031 roku i ciążą (466 mln zadłużenie plus ok. 312 mln na obsługę długu czyli razem w cenach bieżących ok. 778 mln zł), a impulsów rozwojowych brak. „Amatorka” rządzących zawstydza i utrwala wizerunek miasta prowincjonalnego w najgorszym tego słowa znaczeniu – mentalnej ciasnoty. Zbyt wielu nie rozumie i nie docenia grozy sytuacji. Wbrew prostackiej propagandzie urzędującej władzy wypadamy z gry o lepszą przyszłość. Matyjaszczyk i jego ekipa kolesi tak zaniżyła standardy „rządzenia” – wystarczy popatrzeć na inne miasta Gdynię, Rzeszów, Białystok, Bielsko-Białą, Gliwice, Krosno – że ryzyko zmiany na gorsze jest znikome. Potrzeba prezydenta miasta fachowca-pragmatyka o rozpoznanych kwalifikacjach merytorycznych i doświadczeniu w gospodarce komunalnej i dobrze zorientowanego w ekonomice miasta. Prezydenta wspieranego przez większość partyjnego planktonu – PiS, PO, WS… − innego niż SLD. Żadnej konkurencji, to ma być jedyny, wspólny kontrkandydat dla Matyjaszczyka (jeśli ten zechce kandydować, co prawie pewne, bo przecież wstydu nie ma!). United we stand, divided we fall – zgoda buduje, niezgoda rujnuje. Tylko wtedy taki gość ma szansę na wygraną w 2014. A potem na wprowadzenie dobrze przemyślanej i zaplanowanej „zmiany” − roztropnego gospodarowania publiczną kasą (zgodnie z polityką efektywności value for money) na miarę aspiracji, ale i możliwości − pod baczną kontrolą coraz bardziej świadomego swoich praw i obowiązków obywatelstwa. A potem kolejne wybory w 2018.
Mam dobrego kandydata, choć on nie wie jeszcze o tym, że jest moim kandydatem. Poczekam na rozwój lokalnej „politycznej”sytuacji.
Dać się wypier.dolić bez mydła – jak mówi bez ogródek moja wiecznie zdziwiona a postmodernistycznie usposobiona babcia Klara, pamiętająca jeszcze towarzysza Grygla. Stracić, przez brak słuchu i rozpoznania ukrytych i drzemiących sił, prawie pewne, wieloletnie urzędowanie na samorządowym polu, z możliwością realizacji długofalowych zamierzeń. Wypaść z gry na długie lata, by znowu kombinować w gronie podstarzałych repów, jakby tu dorwać się do „władzy”. Ale przede wszystkim jak odsunąć, tę przynosząca wstyd miastu zakałę – obce ciało Matyjaszczyka z kolesiami − od samorządowego koryta – zdają się myśleć nasi chwaccy „gracze”, którzy parę lat temu sami „nadambitnie” przygotowali „piaskownicę” Matyjaszczykowi.
Cel zbożny – bo ekipa administrująca miastem od trzech lat nadzwyczaj marna, bezprogramowa, nie potrafiąca inwestować bez nadmiernego zadłużania miasta (tak jak np. w Katowicach, Mielcu, Gliwicach…), specjalizująca się w rozreklamowanych bzdurach, ale za to pazerna na publiczną kasę i osobiste profity w rozrosłym ponad wszelką miarę folwarku Matyjaszczyka i spółki. Ale czy ten cel ma realne szanse materializacji – dzisiaj jeszcze trudno zasadnie ocenić. Warzocha – nie robi wrażenia znakomitości z zestawem pożądanych cech kompetentnego lidera – prezydenta miasta − na trudne czasy, choć nie budzi też silnych negatywnych emocji. Ale poza tym czy lelum polelum to to czego oczekujemy od kandydata na prezydenta miasta Częstochowy. Głębocki – to przebrzmiała, choć w istocie nigdy nie wybrzmiała, historia. Zadziwiające jak ten gość z formalnymi papierami i tytułami, zaprzepaścił szansę zaistnienia w publicznym dyskursie, choćby stałą prezentacją solidnej dawki poglądów, krytyczną analizą sytuacji czy konceptami pożądanych działań dających w perspektywie poprawę stanu rzeczy – przekonujących do jego domniemanych kwalifikacji intelektualnych i zjednujących mu zwolenników choć pewnie i przysparzających zawistnych przeciwników. Nic takiego nie nastąpiło, a czas przeciekł przez palce. A może to tylko kolejny dowód, że dzisiejsi, nawet utytułowani spece z „zarządzania” Politechniki Częstochowskiej to prze-wybitna marność nad marnościami.
Ciągle kręcimy wokół zgranych już osobników, a poważnego kandydata z off’u ciągle nie widać, choć przecież są, ale ci najlepsi spośród nas są poza partiami, a właściwie poza ich karykaturami. Są, ale czy jeśli daliby się przekonać do kandydowania, mieliby szanse na wygraną i przeprowadzenie oczekiwanej zmiany w treści i formie zarządzania miastem? Czy znaleźliby odpowiednich i odpowiedzialnych ludzi na kluczowe stanowiska w samorządowym zbiurokratyzowanym molochu ?
Mam propozycję dla zainteresowanych, pro publico bono, do poważnego rozważenia. Miasto zmierza milowymi krokami ku ekonomicznej stagnacji, a nawet ku regresowi. Budżet miasta się kurczy, spłaty rosnącego z roku na rok zadłużenia miasta zaplanowane są już do 2031 roku i ciążą (466 mln zadłużenie plus ok. 312 mln na obsługę długu czyli razem w cenach bieżących ok. 778 mln zł), a impulsów rozwojowych brak. „Amatorka” rządzących zawstydza i utrwala wizerunek miasta prowincjonalnego w najgorszym tego słowa znaczeniu – mentalnej ciasnoty. Zbyt wielu nie rozumie i nie docenia grozy sytuacji. Wbrew prostackiej propagandzie urzędującej władzy wypadamy z gry o lepszą przyszłość. Matyjaszczyk i jego ekipa kolesi tak zaniżyła standardy „rządzenia” – wystarczy popatrzeć na inne miasta Gdynię, Rzeszów, Białystok, Bielsko-Białą, Gliwice, Krosno – że ryzyko zmiany na gorsze jest znikome. Potrzeba prezydenta miasta fachowca-pragmatyka o rozpoznanych kwalifikacjach merytorycznych i doświadczeniu w gospodarce komunalnej i dobrze zorientowanego w ekonomice miasta. Prezydenta wspieranego przez większość partyjnego planktonu – PiS, PO, WS… − innego niż SLD. Żadnej konkurencji, to ma być jedyny, wspólny kontrkandydat dla Matyjaszczyka (jeśli ten zechce kandydować, co prawie pewne, bo przecież wstydu nie ma!). United we stand, divided we fall – zgoda buduje, niezgoda rujnuje. Tylko wtedy taki gość ma szansę na wygraną w 2014. A potem na wprowadzenie dobrze przemyślanej i zaplanowanej „zmiany” − roztropnego gospodarowania publiczną kasą (zgodnie z polityką efektywności value for money) na miarę aspiracji, ale i możliwości − pod baczną kontrolą coraz bardziej świadomego swoich praw i obowiązków obywatelstwa. A potem kolejne wybory w 2018.
Mam dobrego kandydata, choć on nie wie jeszcze o tym, że jest moim kandydatem. Poczekam na rozwój lokalnej „politycznej”sytuacji.
Właśnie,cała nadzieja w postępującej świadomości społeczeństwa/ do czego przyczynia się również ten tygodnik i świetni komentatorzy /. Tygodnik 7 dni jest faktycznie najlepszy. “gazetka wyborcza”stała się prowincjonalnym informatorkiem o nieistotnych głupotkach.Pani Redaktor -tak trzymać.
Właśnie,cała nadzieja w postępującej świadomości społeczeństwa/ do czego przyczynia się również ten tygodnik i świetni komentatorzy /. Tygodnik 7 dni jest faktycznie najlepszy. “gazetka wyborcza”stała się prowincjonalnym informatorkiem o nieistotnych głupotkach.Pani Redaktor -tak trzymać.