Poeta ma obowiązki wobec własnej Ojczyzny – powiedziała pewna pani Poseł z okazji pożegnania Wisławy Szymborskiej. Fakt niepodważalny. Poeta ma pewne obowiązki wobec Ojczyzny, jeśli ma takową możliwość wypełnia je od 8.00 do 16.00 z przerwą sobotnio-niedzielną. Po pracy wypełnia także inne obowiązki: wynosi śmieci, zmywa naczynia, zmienia dziecku pieluchę…, ale to akurat nie mieści się w kanonach patriotycznej narracji.
Czasem poeta pisze wiersz, po to by czytany był przez innego poetę. Ludzie, którzy nie są poetami wybierają raczej lekturę poradników typu „Jak być pięknym i młodym, a przy okazji także bogatym”. Język poetów staje się slangiem środowiskowym, a ich środowisko swoistą masonerią wyizolowaną z rzeczywistego krajobrazu społecznego. Przedstawić się publicznie jako poeta, to tak jakby określić się: jestem nieszkodliwym idiotą, niebezpiecznym tylko w czasie pełni księżyca. Poetom współczesnym wiele rzeczy się nie chce: nie chcą być wieszczami, piewcami wierzb, czcicielami dębów, przynosicielami chwil wzniosłych wzruszeń; nie chcą także umierać za młodu z przepicia i przedawkowania, by nosić wieniec wyklętych.
Wiele więc wskazuje na to, że wartość poety i poezji bliska jest wartości ogórka przy obiedzie. Może, jak kto lubi, dodaje to smaku: ale żadnych kalorii czy innych wartości odżywczych.
Tak właściwie się ogólnie przyjmuje, ale możliwe i pożądane jest odwrócenie logiki postrzegania.
Z czego, bowiem, tak i owak i z powrotem, bierze się bogactwo świata. Z zasobów surowcowych: to przecież ś.p. ZSRR były najbogatszym, a w Nigerii i Kongu żyło byłoby się lepiej niż u nas. Z liczby ludności – też wątpliwe… Z ilości posiadanych pieniędzy; to by wystarczyło posiadanie wydajnej mennicy. Jest, tak naprawdę, jeden zasób decydujący o rozwoju i niedorozwoju; to źródło bogactwa nosimy w swoich głowach. Nie wystarczy, przy tym, owe głowy napakować wiedzą, nie wystarczy zdobyć różne doświadczenia. Trzeba mieć jeszcze to coś niewytłumaczalnego, co się nazywa kreatywnością (umysłem twórczym).
Dawno w gruzy obróciła się teoria skończoności postępu cywilizacyjnego. Kiedyś, mniej więcej co pokolenie, ludzie sadzili, że już wszystko zostało odkryte i wynalezione. Dalsze odkrycia są już do niczego nie potrzebne, bo nie ma na nie popytu. I ledwie taka opinia się upowszechniała, ktoś odkrywał coś, co stawało się marzeniem konsumentów. Ba, staje się to zjawiskiem wielowarstwowym; ktoś potrafi odkryć nieznane pragnienia ludzi, ktoś inne owe marzenia umiejętnie kreuje, jeszcze inna osoba – zaspakaja. Człowiek jest istotą nienasyconą, źródło popytu nigdy nie wygaśnie. Postęp w postaci tworzenia nowych form zaspokojenia ludzkich pragnień jest równie nieskończony jak nieskończone są pragnienia.
Świat gospodarki zawsze dąży do kształtu piramidy. Zawsze będzie wąska grupa kreatorów i coraz szersza rzesza odtwórców. A skoro bogactwo świata tworzy kreatywność, to zyski największe przypadają tej wąskiej grupie. Możemy się oburzać, że to niesprawiedliwe, że nie ma nic wspólnego z rzeczywistym nakładem pracy, z moralnością, z solidarnością itd, itp.; ale tak po prostu jest.
Nie lekceważmy poetów, bo ich umysł wyćwiczony jest w kreatywności. Nie lekceważmy poezji, bo poznanie jej wyzwala ukryte moce naszego umysłu. Nie narzucajmy kreatorom wymyślonych przez nas obowiązków społecznych. Dajmy im tylko wolność. Reszta przyjdzie sama.