Przy okazji zamętu spowodowanego przez panią minister awansowaną za zasługi na stopień Marszałka, przypomina się Śląską Kasę Chorych jako dowód, że można było wprowadzić elektroniczny system ubezpieczonych. Tak i owszem, prawie każdy z nas, częstochowian, ma taką kartę srebrzystą. Ale media dyskretnie nie rozwijają tego tematu.
Andrzej Sośnierz, bo to on wprowadził wspomnianą kartę, należał do projektantów reformy ubezpieczeń społecznych. Walorem jej miała być konkurencja i autonomia regionalnych Kas Chorych, dbających o możliwie najlepsze usługi dla swoich ubezpieczonych. Po wejściu w życie reformy Sośnierz został szefem Ślaskiej Kasy Chorych, a w 2001 r wprowadził regionalny, elektroniczny rejestr usług (tę srebrną kartę). Wspomnieć tu wypada, że w tym czasie nie skończono jeszcze informatyzacji urzędów skarbowych wprowadzaną od 1991 r przez firmę francuską; trwał także i trwać będzie 7 lat proces informatyzacji ZUS przez znaną ze sponsorowania polityków i tenisa firmę z Pomorza. Na tym tle wprowadzenie w ciągu roku informatyzacji w Śląskiej Kasie Chorych wyglądało jak słoń w Puszczy Białowieskiej.
Śląska Kasy była niewątpliwie najlepsza z Kas Chorych i to spowodowało, że nowy rząd pana Leszka Millera zaatakował Sośnierza z całą furią i mocą państwa. Podobno po to minister Mariusz Łapiński zlikwidował system kas i wprowadził NFZ, by odwołać Sośnierza. Do akcji wysłano prokuratorów i służby specjalne. Oskarżano Sośnierza o korupcję, bo założoną przez niego fundacje odnawiającą krzyże pokutne i zamek gotycki w Chudowie wsparły firmy z branży farmaceutycznej. Zarzucono niegospodarność, bo podobno mógł sprzedać powierzchnię reklamową na emitowanych kartach. Uniewinnienie z tych absurdalnych zarzutów nastąpiło dopiero w 2006 r. Przez pięć lat Sośnierz żył z piętnem podejrzanego, walcząc w sądach z państwowym terroryzmem.
W naszym kraju wydano już miliardy złotych na różne, rządowe i ministerialne projekty informatyczne. Prawie wszystkie realizowano kilka lat dłużej niż planowano, prawie w każdym wypadku ostateczny efekt budził szereg zastrzeżeń. To co zrobił w ciągu roku Sośnierz w woj. śląskim, planuje się od 2002 r. do wprowadzenia w całym kraju. Wspomina się już o „ostatecznym terminie” – 2014 r. Sprawa Sośnierza przypomina zazdrość eunuchów wobec ojca zdrowych dzieci. Widać było w tej nagonce na prezesa Śląskiej Kasy Chorych wszelkie patologie: mętne związki polityków z biznesem, ukryte wpływy różnych lobby, wykorzystanie aparatu siły państwa do niszczenia politycznych przeciwników. Wszystko, co można określić cytując słowa Sergiusza Piaseckiego: „najgorsze kurwy łkały z rozpaczy widząc takie pohańbienie swojego zawodu”…
W nieodpowiedzialność związaną z wydatkami na tzw. informatyzację kraju upaprane są wszystkie rządy ostatnich dziesięciu lat. Wyjaśnieniem okoliczności związanej z „aferą” Sośnierza nie są więc zainteresowane: SLD, PiS, PO, PSL. Sam Andrzej Sośnierz też nie jest dla polityków wdzięcznym bohaterem: człowiek zasad, liberał, który odszedł z PO, wierząc w możliwość budowy PO-PiS, pisowiec, który wystąpił z partii, gdy ta stawała się nacjonalno-socjalistyczna.
Gdy więc media dziś pokazują naszą srebrną kartę ubezpieczeniową jako dowód, że coś jest możliwe – kłamią, lub nie do końca mówią prawdę. Możliwe to jest tylko u nas – roztrwonić miliardy na byle co. Zrobić coś sensownego: trzeba mieć odwagę i pieniądze na adwokata. Bo trzeba stawić czoło politykom „nieustraszonym pogromcom sensu i logiki”.
1 Komentarz
Bardzo dobry felieton.