Debaty szczebla najwyższego. Minister N. naskarżył na posła G. donosząc, że ten zachowywał się niegrzecznie i zaszczepił poza kolejką. Poseł G. odparł, że może i niegrzecznie, ale zgodnie z ustanowionym przez ministra N. prawem. Więc minister N. powiedział, że G. zachowuje się jak pięciolatek, bo prawo prawem, ale ministerstwo się stara o sprawiedliwość.
Jaki kraj, taki klimat. Umyka w tym natłoku świadomość, że zadaniem ministerstwa jest zaszczepienie wszystkich w możliwie najkrótszym czasie, bo to – podobno – uratuje nas przed pandemią. Trudno zrozumieć dlaczego, przyjmując taki pewnik, nie wprowadzono obowiązku szczepień anty-COVID, jeszcze trudniej zrozumieć pomysł tworzenia spec-narodowego programu dającego ministrom poczucie dyrygowania morzem. Ambitny zaś minister, zamiast dbać o dostawy szczepionki, wyżywa się w kontrolowaniu, czy fale kołyszą się zgodnie z jego wskazaniami.
Centralizacja ma tą zaletę, że z wysokiej góry nie widzi się ludzi. O kolejności szczepień decyduje się grupowo biorąc pod uwagę wiek lub przynależność zawodową. Grupa to grupa, są lekarze „na okrągło” w kontakcie z chorymi i są lekarze, którzy od lat nie oglądali z bliska pacjentów, są zniszczeni przewlekłymi chorobami 50-latkowie i 70-latkowie uprawiający biegi maratońskie, każdy człowiek to indywiduum, nie da się grupować jego potrzeb. Chcąc sprawiedliwie ustalić priorytety trzeba zejść z góry i z bliska widzieć ludzi. Nie jest to odkrywcze, wystarczy korzystać z istniejącego systemu. Ministerstwo wraz z NFZ powinno podjąć partnerską współpracę z samorządami terytorialnymi, a przez nie z punktami podstawowej opieki społecznej i lekarzami rodzinnymi. Na poziomie samorządów powinno się ustalić lokalizację i ilość punktów szczepień. Istniejąca baza informacji o pacjentach znajdująca się w dyspozycji POZ i lekarzy rodzinnych może posłużyć tworzeniu wyznaczeniu kolejności i terminów szczepień. Wystarczy mieć zaufanie do lekarzy, do administracji służby zdrowia, do administracji samorządowej, by korzystać z systemu, od lat tworzonego przez państwo. Niestety Minister Zdrowia, a jednocześnie były prezes NFZ wprowadzając spec-program, daje do zrozumienia, że ten istniejący system jest fikcją, więc się nie da wykorzystać, a do lekarzy, jako lekarz, nie ma „ani grama” zaufania.
Jak się nie da, to się nie da… Leży w szpitalu 90-latka, której obcięto drugą nogę. W szpitalu jest punkt szczepień, szczepią się lekarze, pielęgniarki, salowe… Można, z rozpędu, zaszczepić wspomnianą 90-latkę, a może także innych chorych. Można, ale nie wolno. Trzeba najpierw wywalić 90-latkę ze szpitala, zarejestrować w „nar-programie” jako seniorkę i po wyznaczeniu terminu, dowieź do punktu, znajdującego się – w zależności od ślepego trafu – kilometr lub 100 kilometrów od jej miejsca zamieszkania. Nic dziwnego, że w tym szpitalu największą popularnością cieszy się reklama z hasłem: „dość nonsensów”.
Rząd być może dostrzega konieczność szczepień chorych. Nie przypuszczam, by hasłem Ministerstwa był apel do chorych: popierajcie partię czynem, umierajcie przed terminem. Może nawet Minister jest zdziwiony, dlaczego to tak działa bez hasła. Więzień w areszcie ma prawo do odwiedzin, chory nie, więzień może zaskarżyć państwo o „nieludzkie traktowanie”, chory może się jedynie cichutko pożalić, gdy nie ma kto mu zmienić pieluchomajtek, pomóc w zjedzeniu „cienkiej zupki”, zmienić bandaże na odleżynach. Minister nie korzysta i nie widzi szpitali powiatowych, nie wie co to jest upokorzenie bezradnych, pozbawionych pomocy najbliższych.
Z góry tego nie widać, centralistyczne małe Jasie nie są w stanie dostrzegać ludzi.