Od kiedy zwierzęta dowiedziały się, że drobna, zielona zwinka jest gadem, a zatem z grupy tych co byli tu wcześniej od ludzi i myszy, zaczęto ją przezywać antenatem, prababcią, a nawet praszczurem. Zwinka wpadła w takie ego, że robiąc selfi chwaliła się: to ja, praszczurka… I tak w Polsce upowszechniła się nazwa „ja-szczurka”.
Że co? Że pod wpływem gorąca bajki opowiadam. Teraz wolno, teraz jest już kampania wyborcza. I tak nie przebiję Pana Premiera. Chociaż… Pan Premier rzucił w Katowicach obietnicę, że do końca roku w Polsce posadzonych zostanie 500 mln drzew. Lud zdębiał, sceptycy coś mówili o przejęzyczeniu, na memach drwiarze wyliczali: 1 drzewo na 20 sekund. Tymczasem ta wyśmiewana liczba bynajmniej do pomyłkowych nie należy. Już rok temu dyrektor Lasów Państwowych chwalił się, że co roku sadzonych jest 0,5 mld sadzonek. Wg danych Ministerstwa Środowiska w ciągu roku w Polsce sadzi się ok 3 mld drzew, wycina ok 1 mld. Gdyby przyjąć, że każde drzewo potrzebuje 1 m², co roku przybywałoby 2 tys km² terenów zadrzewionych; dla porównania: powierzchnia lasów w Polsce to 92 tys km². Dyskusja ilościowa jest jednakże ułomna, bo jak porównać sadzonkę sosny z wyciętym 70-letnim bukiem?
Gospodarka leśna polega na rachunku, by pozysk drzewa nie był wyższy od przyrostu, liczy się masa. Dla nas istotniejsze mogą być inne walory. W miastach ważniejszy się wydaje bilans tlenowy: nowe, posadzone drzewa powinny wyrównywać straty w produkcji tlenu spowodowane wycięciem drzewa dorosłego. W lasach górskich istotniejszy jest czynnik retencyjny: „Gdy góry są zalesione, las magazynuje wodę i nie dopuszcza do gwałtownego jej odpływu. Odwrotnie, gdy zbocza stale lub czasowo pozbawione są lasu, szybkie topnienie śniegu wywołać może katastrofę powodzi.”/ cyt: Kloska Jan „Las a powodzie” Warszawa 1935/. W otoczeniu miejskich aglomeracji las jest istotnym elementem zagospodarowania przestrzennego, od jego ukształtowania zależy napowietrzenie miast i łagodzenie różnic temperatury między obszarami gęsto zabudowanymi, a wolnymi od zabudowy. W tym sęk (nie tylko w drzewie, ale w polityce), że brak jest wspólnej wizji, czemu owe nowo sadzone drzewa mają służyć. Zatem Lasy Państwowe mogą spokojnie rabować drzewa w górach, bo za ochronę przeciwpowodziową odpowiedzialne są Wody Polskie. Samorządy mogą betonować nowe tereny pod potrzeby mieszkaniowe lub komunikacyjne, bo koszt leczenia chorób będących tego efektem spoczywa na NFZ.
Powrócę do jaszczurki. Nie jestem fanem bioróżnorodności, nie uważam za korzystne samo zwiększanie się liczby mieszkających w Polsce roślinnych lub zwierzęcych osobników. Dlaczego miałbym cieszyć się z przybycia komara tygrysiego, barszczu sosnowskiego czy szrotówka kasztaniaczka? Ale każde od dawien, dawna zamieszkałe u nas stworzonko jest swoistym naturalnym bioindykatorem: wskaźnikiem jakości środowiska. Gdybyśmy zatem przestali na skałkach olsztyńskich widywać zielone zwinki, to czas byłby najwyższy, by pakować manatki, wynosić się do Ameryki czy na Marsa. Bo u nas nie dałoby się żyć, czego nie życzę nawet politycznym przeciwnikom.
Troszcząc się więc o siebie, musimy dbać o drzewa, o trawy, o jaszczurki zwinki…