Czy Polska zastąpi Wielką Brytanię wśród decydentów Unii czy nie zastąpi to sprawa absolutnie drugorzędna. Istota sprawy polega na tym, że ewentualne wystąpienie Wlk. Brytanii z UE w jakiś sposób mogłoby zmienić sytuację Polaków na Wyspach. I o tym warto napisać. Ale, rzecz jasna, o tym ani słowa – o kryzysie w publicystyce pisze nasz korespondent z Anglii.
O tym, że internet zmienił i zmienia nasze życie właściwie każdego dnia, nie ma nawet co mówić, bo to oczywiste. Jeśli dopadnie nas nagłe zaćmienie umysłowe, wystarczy przecież jedno kliknięcie i do dyspozycji mamy całą wiedzę tego świata, w dodatku w najróżniejszych językach. Do wyboru, do koloru. Nie wiem, być może ten łatwy dostęp do wszystkiego sprawia, że zdecydowana większość polskich dziennikarzy i polityków zachowuje się jak dzieci, które dostały właśnie atrakcyjną zabawkę i dalejże z nią harcować! Czytanie wiadomości w internecie zastępuje powoli, ale skutecznie poranne czytanie gazet. Dawniej, po lekturze prasy mniej więcej wiadomo było, co się dzieje i gdzie, zarówno w warstwie informacyjnej, jak i rozszerzonej, wzbogaconej intelektualnie, publicystycznej. Teraz nie. Już nie. Teraz zamiast wiadomości dostajemy pytania.
Przykłady można mnożyć. Jakaś celebrytka założyła zieloną sukienkę i już mnie pytają: „Czy ładnie jej w zielonym?”. A co mnie do tego, cholera z nią! Zespół muzyki popularnej, wszystko jedno jaki, nagrał nową płytę i już dziennikarze dociekają: „Będzie nowy hit?”. Zwisa mi to.
Są także, niestety, sprawy większego kalibru niż kolor czyjegoś odzienia czy spekulacje na temat przyszłych przebojów. Wydawałoby się, że przynajmniej w tej materii jakiś rozsądniejszy żurnalista potraktuje sprawę z należną powagą. Ale gdzie tam!
„Wielka Brytania wystąpi z Unii?” – krzyczy do mnie pytanie z całego polskiego internetu, ale odpowiedzi brak, bo za informacją, jakościowo – dodajmy – mierną, nie idzie żaden logiczny, publicystyczny tekst, choćby wyłącznie ograniczony do spekulacji, ale rzeczowych. I do jednego pytania dziennikarskiego dochodzi zaraz następne – polityczne, bo wyartykułowane przez jakiegoś tak zwanego polityka i ochoczo podchwycone przez media: „Polska zastąpi Wlk. Brytanię wśród unijnych decydentów?”. Nie przesadzam, tak stało jak wół napisane w jednym z portali internetowych, którego nazwy nie będę wymieniał, ale i tak wszyscy pewnie wiedzą, o co chodzi.
To pytanie jest żenujące. Czy Polska zastąpi Wielką Brytanię wśród decydentów Unii czy nie zastąpi to sprawa absolutnie drugorzędna. Istota sprawy polega na tym, że ewentualne wystąpienie Wlk. Brytanii z UE w jakiś sposób mogłoby zmienić sytuację Polaków na Wyspach. I o tym warto napisać. Ale, rzecz jasna, o tym ani słowa.
Zamiast tego, jakiś dureń, podkręcony z rana wytycznymi partyjnymi, wyrywa się przed szereg i oznajmia światu swoje przemyślenia, jakiś inny dureń skrzętnie notuje wypowiedź pierwszego durnia i po sekundzie błyskotliwy news jest już w internecie. Jakież to piękne i mocarstwowe: Polacy zamiast Wyspiarzy będą decydować o losie Europy. Ej, łza się w oku kręci. Ileż to możliwości się otwiera, ekonomicznych, politycznych i oczywiście historycznych, aż doczekać się nie mogę na kolejne rewelacje na ten temat.