Siedziałem sobie na betonie w rzadkim miejscu zacienionym, pod ratuszem, na rynku w dolnośląskim mieście Ś. Nazwy nie rozwijam, bo takich miast i miasteczek jest tysiące, w każdym z nich jest burmistrz dumny z pozyskania pieniędzy na rewitalizację i zafundowania mieszkańcom betonowej patelni. Takiej klasyki, z rachitycznymi drzewkami wstawionymi w betonowe donice, z betonowymi ławeczkami, na których przechodnie smażą jajecznicę.
W Ś. architekt zrobił krok klimatyczny naprzód: usadził na rynku fontannę. Nie były to proste dysze, jak pod naszym urzędem, tryskające wodą, ale skomplikowana sterta betonowych sześcianów. Otoczono ten wytrysk grubym sznurem z tabliczką: zakaz wchodzenia. Słusznie – dzieci by sobie główki porozbijały. Stały więc dzieci na rozpalonym betonie, jak przed wystawą sklepu z zabawkami, obok nich babciodziadostwo bliskie udaru z powodu zwapnienia żył.
Widok codzienny w epoce zmian klimatycznych, w dniach, gdy fale upałów przeganiają z miast konie, sarny i dziki.
Burmistrz jest burmistrzem, bo dzięki tego rodzaju inwestycjom o efekcie „łoł” wybierają go mieszkańcy. Przez ten efekt temperatura w magistracie wzrosła o 10 stopni, w gabinecie rządcy zamontować musiano klimatyzacje. Efektu łoł nie psuje napływ ludzki, bo nikt tu nie wytrzyma, chyba, że garstka dzieci zwabiona mirażem wodnym. A i ta młódź wytrwa najwyżej kwadrans. Starsza młódź nie przyjdzie tu nawet wieczorem, bo brak na rynku piwiarni, a węch straży miejskiej niebezpieczny jest dla amatorów „trawki”. Z niebezpieczeństwa palenia i picia Naród zdaje sobie sprawę, do słonecznych udarów żeśmy się przyzwyczaili. Za prowadzenie auta „pod wpływem” grozi konfiskata pojazdu, za przetrzymywanie w rozgrzanym wehikule psa lub dziecka – najwyżej mandat. Nagroda czeka architekta, który mieszkańcom Ś. zafundował patelnię, nagroda i uznanie spotyka wszystkie homo sapiensy twórczo pogarszające jakość naszego życia.
Być może zawód architektów dotknięty jest klątwą faraonów. Cheops był prawzorcą inwestycji typu łoł: usypał wielką stertę obrobionego kamienia, nikt nie wie po co, ale każdy się zachwycał. Przy okazji zniszczył system nawadniania pól, zmienił największego w świecie starożytnym eksportera pszenicy w kraj pustynnych piasków. Któż by jednak na takie drobiazgi zwracał uwagę, skoro nawet dziś turyści, mimo piachu i upału, jadą i oglądają, by wydać okrzyk: łoł!
Kto zresztą wie, o czym myśli architekt, w tych rzadkich chwilach, gdy myśli? W szkole być może łyknął wiedzę o szkodliwości „wysp ciepła”. Być może w ramach edukacji prozdrowotnej zwracano mu uwagę, by chodził „na słońcu” w czapeczce. I cóż z tego? Siada przy desce, (o, przepraszam, przy kompie) i kreśli wypłaszczone piramidy: place, na których ustać nie sposób, ulice, którymi nie da się chodzić, domy, w których nie da się mieszkać, biurowce, odbierające chęć do pracy… Wmawia sobie i innym, że postęp i nowa estetyka, wymagają, by człowieka trzymać w szklanym akwarium. Uszczelnianie betonem i asfaltem ziemi dobrze wpływa na stan obuwia i opon. Sztuczna zieleń powoduje mniej alergii od naturalnej. Woda w mieście jest ogólnie niebezpieczna, chyba, że dolana do whisky… Z cienia jedynie półświatek korzysta, uczciwy człowiek nie boi się słonecznego blasku.
Siedzę sobie na betonie w mieście Ś., obserwując niedostępną fontannę. I myślę, czy to przez naukę ci architekci zgłupieli, czy też są głębsze, psychologiczne powody ich nienawiści do ludzkiego gatunku?
Jarosław Kapsa
1 Komentarz
Jeśli mówimy o “kierownikach”, urbanistach i architektach, kontemplując skutki ich decyzji i wytwory warsztatu, to od ok. dwóch dekad – a może i wcześniej – w Polsce rozplenił się kompletnie odhumanizowany żywioł tandety kształtowania i zagospodarowania przestrzeni, taki, że człowiek średnio wrażliwy chciałby zabić sprawców.
Te wszystkie, czy tylko niektóre z nich, zbrodnie opisano w licznych artykułach i literaturze przedmiotu.
Przeciętnemu użytkownikowi tych szkaradnych i dysfunkcjonalnych przestrzeni miejskich i ich mebli … pozostaje ucieczka do światów jeszcze nie tak dotkliwie zrujnowanych a najlepiej nietkniętych ludzką działalnością.
Na szczęscie dla spragnionych miejskich przestrzeni kojacych duszę są jeszcze warszawskie Łazienki i parę innych podobnych miejsc dla ludzi.
Ale te perły nie rozwiązują problemu brzydoty licznych miast.