Pan Zandberg i towarzyszący mu apostołowie Nowej Lewicy zapozowali przy stacji „Orlenu”, by poinformować elektorat o konsumpcji wegańskich hot-dogów. Wierzę, że takowe są na „Orlenie”. Coraz więcej parówek mięso ma tylko na etykietce, a i to w formie MOM (mięso mechanicznie oddzielone, czyli zmielone tkanki, kostki).
Pokazanie na tej samej stacji „Orlenu” wypasionego suwa zżerającego więcej paliwa niż smok na kacu, byłoby antyklimatyczne, parówki równoważą efekt. W dodatku apostołowie zdobyli się na delikatny ukłon proplebejski: wredna PO karmiła się ośmiorniczkami i policzkami, my dzielimy gust konsumpcyjny z ludem pracującym, gotowi jesteśmy nawet sięgnąć po wegańską kaszankę. Tak się jedzie, na złość biedzie…
Mnie jednak nie „lewica” frapuje, ale weganie. Nie żebym miał przeciw, ostatnie co akceptuję, to bezczelne zaglądanie do garów i pouczanie ludzi, co mają jeść. Lubi ktoś marchewkę, to mu się to chwali, nie chce do niej udka z kurczaczka, jego problem. W szkole podstawowej dość mnie siłą nakarmiali mlekiem i szpinakiem, bym dziś miał nie czuć empatii wobec zmuszanych do jedzenia tego, co nie lubią. Problem z weganami rodzi się, gdy przestają być smakoszami, a zaczynają stawać się sekciarzami.
Rozwój każdego sekciarstwa jest banalnie przewidywalny. Początkiem odkrycie, że stoimy na skraju katastrofy. Katastrofy nie jakiejś tam drobnej, typu wojna czy śmierć miliona ludzi z głodu, katastrofa musi być taka BOOOM, powszechna, ujawniająca się nie tylko wymieraniem ludzi, ale całych gatunków, i to w piekielnych mękach. Piekło jest dobrym przywołaniem, przypomina, że winnym katastrofy jest człowiek i jego grzechy. I tak jak w tradycyjnych religiach, by uniknąć piekła trzeba się z grzechów wyspowiadać, odbyć pokutę, wyrzec się zła. Weganie zatem, przyjmując w ślad za religią powszechną zagrożenie katastrofą klimatyczną, odkryli jej istotną przyczynę (grzech jedzenia mięsa) i ocalenie świata dostrzegają w pokucie i nawróceniu na niemięsożerczość. Wcześniej kampanie antymięsożercze prowadzono pod hasłem empatii z biednymi, zżeranymi istotami, dziś to nie wystarczy, trzeba podnieść emocjonalną motywację. Wizja katastrofy klimatycznej pozwoliła nadać nowy kierunek rewolucji. Annuszka już rozlała olej (o przepraszam, to Bułhakow), Lenin wdrapał się na mównicę, dni są policzone.
W kwestii sekt też nie mam nic przeciw. Skoro dorośli ludzie decydują się dobrowolnie, by w coś wierzyć, to jest to ich wybór. Każda idea, nowa czy stara, na swój sposób jest ożywcza, pozwala nam ponownie przemyśleć zakorzenione przyzwyczajenia umysłowe, dokonać ich rewizji. Sekciarz jednak nie chce, by z ideą dyskutować. Za tego rodzaju gdybania to mnie posłałby na stos i dalej do piekła, bo niepoważnie traktuję rzecz arcy-Poważną, bagatelizuję Katastrofę, nic nie robię dla ratowania Świata, a w ogóle lekceważę najnowsze odkrycia Nauki, jestem więc płaskoziemcem, płaskostopcem, czyli dziadersem. Z tak ostrym osądem nie mam zwyczaju nawet toczyć dyskusji, jam nie z tych, co za frajer chcą po ryju dostawać. Potakuję oportunistycznie, dodając: ale mnie przynajmniej dajcie święty spokój.
Świat polityki bynajmniej nie dzieli się na lewicę i prawicę: to wszystko ideologiczno-promocyjne maski. Świat się dzieli na tych, którzy chcą, by wszyscy postępowali według ich zasad, i na tych leniwych ceniących sobie powiedzenie: żyj i pozwól żyć innym. Co mi chciał przekazać wegański parówkożerca Zandber na stacji „Orlenu”? Nie wiem. I mało mnie to obchodzi.
1 Komentarz
Wszystko psieje. Nawet czosnek już nie taki jak kiedyś.
Wszystko psieje. Nawet czosnek już nie taki jak kiedyś.