Początek tego roku przyniósł nieoczekiwaną pogodę, bo temperatura plus dziesięć stopni i opady deszczu to raczej jesień a nie zima. Zwolennicy połowów ryb z lodu z utęsknieniem wyczekiwali mrozów by, choć trochę powierzchnie zbiorników pokryły się taflą bezpiecznego lodu.
Pod koniec stycznia w końcu aura przypomniała sobie, jaka to pora roku i chcąc odrobić stracony czas uraczyła nas od razu mrozami -20 stopni Celsjusza. To wystarczyło by akweny skuł lód, na którym błyskawicznie pojawili się wędkarze. Niestety niektórzy zbyt bardzo się pospieszyli i przypłacili to życiem. Co dzień mogliśmy zobaczyć w telewizji jakąś akcję z ratowania amatorów tej metody wędkowania, która dla kilku zakończyła się tragicznie. Na szczęście w naszym okręgu wędkarze mają lepszą wyobraźnię, bo jak do tej pory nikt się nie utopił. Piszę wyobraźnię, bo niema w Polsce prawa, które by zabraniało wchodzenia nawet na najcieńszy lód i żadne służby nie mogą zmusić obywatela do zejścia z takiego lodu. Przepisy dotyczą tylko tych, którzy muszą pracować w takich warunkach i mówią one, że bezpieczna tafla powinna mieć 15 centymetrów jednolitego i czystego lodu. Każdy powinien się zastanowić czy warto narażać swoje życie dla ulubionego hobby i wcześniej upewnić się czy naprawdę jesteśmy bezpieczni. Kilka razy sam widziałem wędkujących na 3 centymetrowym lodzie, który uginał się pod ich ciężarem do tego stopnia, że woda wypływała z przerębli, a oni nic z tego sobie nie robili, bo ryby brały dobrze. Aktualnie na wszystkich naszych zbiornikach grubość lodu jest bezpieczna (ma on około 30 centymetrów jednak najlepiej sprawdzić to samemu wiercąc otwór w pobliżu brzegu), powinniśmy też pamiętać o takich miejscach jak: pobliża tam i śluz na zbiornikach zaporowych, oparzeliskach, podwodnych źródłach, trzcinowiskach i ujściach rzek, bo tam lód może być naprawdę cienki mimo ujemnej temperatury powietrza. Same zbiorniki zaporowe też mogą stanowić zagrożenie szczególnie w miejscach gdzie przechodzi koryto rzeki, tam ruch wody powoduje wymywanie lodu i zmniejszanie jego grubości. Teraz może o przyjemniejszych rzeczach, czyli o tym, które nasze łowiska aktualnie są najatrakcyjniejsze. Na pierwszy plan wysuwa się oczywiście zbiornik Poraj gdzie łowi się przede wszystkim: okonie, płocie i leszcze. Zbiorniki Dzibice i Siamoszyce słyną z pokaźnych okoni, które tą porą są przepięknie ubarwione. Na Lelitach starorzeczu Warty można złowić wcześniej wymienione gatunki, a do tego piękne jazie i klenie, które wpływają tam z rzeki na zimę (trzeba tam szczególnie uważać na oparzeliska i źródła, a w dodatku zmieniający się poziom wody w rzece ma duży wpływ na grubość lodu). Numerem jeden w tym sezonie są zdecydowanie Częstochowskie glinianki: Pacyfik, Zaciszańska i Michalina a miejsce to zawdzięczają nie ponad kilogramowym okoniom, których kilka padło już w tym roku, ale królewskiej rybie, jaką jest sieja. Nie trzeba jechać na Mazury by złowić okaz tego gatunku, bo na Pacyfiku już w tym roku łowiono ponad 60 centymetrowe sztuki (do tego akwenu wprowadzono ją ponad 10 lat temu i zadomowiła się tam na dobre). Na pozostałych gliniankach pierwsze zarybienia siei odbyły się 2,5 roku temu (wpuszczono 10cm egzemplarze), ale przyrosty mają niesamowite i już w tym roku zdarzają się wymiarowe sztuki. Na koniec jeszcze taka moja uwaga, koledzy wędkarze wypuszczajcie do wody jazgarze, jeśli nie zamierzacie ich zabierać do domu, bo usiany lód trupami tych małych rybek źle o was świadczy. Wiem, że spora większość uważa je za chwasty, ale zapomina, że to jest podstawowy pokarm tak cenionego przez was sandacza, poza tym ten gatunek powoli zaczyna ginąć w naszych wodach a przecież też ma prawo do życia.