Dzieci (i ich rodzice) ogłupiałe zakończyły rok szkolny, gdy wrzesień świat ozłoci, powrócą równie ogłupione. To żadna katastrofa, to tylko skutek, gdy dobra zmiana zmienia się na lepsze. W trakcie roku szkolnego szkoły, zachowując tych samych uczniów, nauczycieli i dyrektorów, zmieniły się z „nieprzyjaznych” w „przyjazne”, jakby ta materia zależna była od zaklęć głoszonych przez Maga – Ministra.
Przyjazności szkoły nie da się zdefiniować, bo gdyby była nieprzyjazna z natury, ludzie uchylali by się od obowiązku szkolnego, tak jak kombinowali unikania wojska. W dodatku każda szkoła jest inna, ambitny dyrektor szkoły pragnie ten walor inności maksymalnie wykorzystać dla lepszego wychowania i nauczania „swoich” dzieci. Ambitni rodzice także chcą korzystać z tej różności, podpatrując, analizując, wybierając i pchając swoje dzieci, tam gdzie szanse na dobre wychowanie są najlepsze. Różność tworzy się w naturze oświatowej oddolnie, ambicją Ministrów było narzucanie, by wszystko było „po mojemu”. Giertych i Czarnek, faceci jako ministrowie, narzucali zasadę półwojskowego rygoru, stado opiekuńczych pań minister wykorzystywało posadę dla umocnienia się na pozycji „najmądrzejszej w klasie”. Byli jeszcze skrytobójcy-edukatorzy, wtłaczający, związany z ich aspiracjami, nadmiar wiedzy do zakucia do programów szkolnych. A także aktywiści-ormowcy chcący kontrolować nauczycieli, niby w obronie dzieci. Oraz dogmatycy wiedzący lepiej, jak dziecko powinno być uczone i gotowi, za stosowną opłatą, pouczać ciemnotę nauczycielską. Dodajmy do tego związkowców, żyjących z obrony praw pracowniczych mas pracowników szkolnych, wtórują im nauczyciele sfrustrowani, że zamiast pieniędzmi płaci się im gadaniem o etosie.
Jeszcze się taki nie urodził, co by wszystkim dogodził, więc póki co lepsza, od dobrej, zmiana polega na mieszaniu herbaty, bez dodawania cukru. Najpierw zwolniono, hucznie i oficjalnie, uczniów z obowiązku uczenia się „po szkole”. A ponieważ szkoła przyjazna ma być niewymagająca, to i w szkole też przestali się uczyć. Wyśmiano starą listę lektur szkolnych, kpiąc z anachroniczności języka Konopnickiej i Sienkiewicza, tym samym zwolnili uczniów z konieczności czytania (po Tokarczuk bez przymusu fizycznego nie sięgną). Zohydzili lekcje religii strasząc „mafią pedofilską”, a przy okazji wylali ze szkół śladowe resztki nauczania etyki. Jako były pacyfista wku…m się, że mego wnuka będą uczyć zabijania (patriotyczne lekcje strzelania), zamiast rozróżniania dobra od zła. Obiecano odchudzić program, pozostawiając w czasie wakacji rodziców w niepewności, czego w szkołach będą uczyć od września i w jakie podręczniki inwestować.
Namieszawszy do woli, decydenci porzucili na okres wakacji szkolną masę upadłościową, pozostawiając tradycyjnie rodzicom na głowach problem logistyczny zwany wakacjami. Mama pracuje, tata pracuje, szkoła zamknięta, bo uczeń „musi odpocząć”. Odpoczywa sobie na podwórku, bo nikt mu dwumiesięcznych, odpłatnych, zajęć relaksacyjnych nie zafunduje. Dla jednych domowo-podwórkowym relaksem jest przeglądanie ekraników smarfonów, dla drugich konsumpcja zakazanych owoców. Na okres kanikuły dzieci przestają być przedmiotem troski Ministra i aktywistów politycznych. Ze strony władzy interesuje się nimi MOPS lub policja.
A Minister (Ministra) zbiera siły, by od września znowu mieszać, by herbatka była słodsza, a szkoła przyjaźniejsza.
Jarosław Kapsa
1 Komentarz
Dobre… zwłaszcza pierwsze dwa akapity.
Razi tytuł “wakacjowy” podczas gdy zgodnie z konwencją to wakacyjny – wakacyjny luz.
Co do mieszania herbatki…. to już polska specjalność, a suweren chłepce toto za pomocą łyżeczki.