Śnieżek prószy i zatyka mi uszy, co zwalnia mnie z narodowego obowiązku oglądania seriali w TVP i w Netfiksie. Życie samo w sobie jest serialem, równie nudnym i pełnym dłużyzn jak polskie produkcje, po cóż więc miałbym dosypywać cukru do cukru i soli do soli.
Wystarczy, że pokolenie moich rodziców zasłuchiwało się w tasiemcowych, radiowych „Matysiakach” i „W Jezioranach”, a pokolenie moich dzieci śledziło bohaterów „Na Wspólnej” czy „Klanu”.
Niestety łącznikiem międzypokoleniowym stali się „Czterej pancerni i pies” wraz ze „Stawką większą niż życie”. Wytłumaczenie tego nie jest proste, były to propagandowe ramoty o scenariuszu pisanym tępym ołówkiem. Sztuka aktorska była w nich na poziomie poniżej „Na Wspólnej”, sympatyczna Pola Raksa musiała udawać słowiańską Dziewicę Orleańską, a Gajos wycinek z plakatu „Świata Młodych Pionierów”. W „Stawce…” jedynie Emil Karewicz bawił się beztrosko rolą „złego Niemca”, bohaterski Mikulski-Kloss wyglądał i grał jak stojak pod mundur. Udało się jednak zrobić z tą ramotą to samo, co z „Kevinem samym w domu”, szmira powtórzona 100 razy staje się klasyką, kolejne powtórki uzależniają odbiorcę.
Obecne sukcesy polskich szmir filmopodobnych tłumaczyć można bezrybiem (w rosyjskim tłumaczeniu: na bezpticu i żopa sołowoj). Mając jeszcze resztki pamięci upierać się mogę, że w latach 60-tych XX wieku w Polsce produkowano wiele dobrych seriali dla dzieci, ot choćby „Przygody Marka Piegusa” albo „Podróż za jeden uśmiech”, przebijające pod każdym względem drętwotę „Pancernych…”. Gorzej z serialami historycznymi, bo i wtedy i dziś intelekt twórców był uciskany imadłem ideologii. Ponieważ do tv jestem uprzedzony, wolę czytać niż oglądać, nie wiem jak dziś konfrontować mit bezrybia z rzeczywistością.
Kultura popularna w jakiś sposób kształtuje ludzi, popularyzowanie pancernych z Klossem swoje też zrobiło. Gdyby w podobny sposób upowszechniać „Piegusa”, to przynajmniej młody odbiorca zyskałby wiedzę, że lwa najskuteczniej odstraszyć zapachem wody toaletowej „Przemysławka”. „Podróż za jeden uśmiech” uświadomiłaby, że wędrówka po Polsce wygodniejsza jest z plecakiem, a nie z walizką, a „Paragon, gola” przekonałby, że do rywalizacji sportowej niekoniecznie jest niezbędny „orlik” i buty „Nike”. „Pancerni” na spółkę z Klossem wtłoczyli do głowy przekonanie, że wojna jest fajną zabawą, a patriotyzm polega na zabijaniu wrogów Ojczyzny. Ponieważ nie sądzę, że świat się staje lepszy, gdy morderców nazywamy bohaterami, to „pancerną” szkołę wychowawczą bynajmniej za fajną nie uważam.
A poza tym rok 2019 nazwano rokiem Moniuszki w słusznej intencji, by go nie mylono z Kościuszko. Obawiać się można, że telewizja nakręci serial o żywocie twórcy „Halki” (nie tej do noszenia, ale tej do śpiewania). Życie Moniuszki było raczej nudne, opery miały tylko atrakcyjne fragmenty. Strach pomyśleć jaki – z połączenia nudy życia i nudy dzieła – stworzony zostanie tasiemcowy serial. Słynna „Korona Królów” może się przy tym okazać porywającym widowiskiem.
Ale w kraju, który Remigiusza Mroza obwołał królem kryminału, wszystko jest możliwe.