Stare Miasto wydaje się być dzielnicą zawieszoną w czasie: gdzieś między historią a pytaniem o własną przyszłość. Czy pomimo daleko idącego zaniedbania Starego Miasta, ktoś jeszcze wierzy w możliwość przeobrażenia go w atrakcję turystyczną? Warsztaty, które odbyły się w naszym mieście na początku marca, są dowodem na to, że tacy „szaleńcy” jednak istnieją.
Tę zapomnianą i zaniedbaną część miasta, traktowaną po macoszemu jako przedpole Jasnej Góry, zdobią wątpliwe dekoracje: zrujnowane kamienice, ponure podwórka, wyeksploatowane uliczki. Drzemie w nich jednak bogata historia świecka o średniowiecznym rodowodzie i żydowskim odcieniu; czai się w uśpieniu potencjał gospodarczo-turystyczny, który mógłby stanowić kontrapunkt dla pielgrzymkowej turystyki miasta – nie na zasadzie chorej rywalizacji strony świeckiej z kościelną o turystę, ale dopełnienia: wzbogacenia oferty turystycznej, wydobycia wielokulturowości i bogactwa historycznego naszego miasta, wreszcie – przełamania stereotypu Częstochowianina-medalika. Czy pomimo daleko idącego zaniedbania Starego Miasta, ktoś jeszcze wierzy w możliwość przeobrażenia go w atrakcję turystyczną? Warsztaty, które odbyły się w naszym mieście na początku marca, są dowodem na to, że tacy „szaleńcy” jednak istnieją.
Przeszłość dzielnicy
O tym, jakie tereny obejmowało niegdysiejsze serce Częstochowy, powstały jedynie hipotezy. Granice średniowiecznego miasta, według studiów naukowych, wyznaczały: ulica Warszawska od zachodu, od wschodu Warta, ulica Spadek od północy, a od południa ulica Przesmyk. W XVI wieku teren został otoczony murem z trzema lub czterema bramami, który został zniszczony w następnym wieku. Do XIX wieku na środku rynku stał ratusz (przynajmniej XVI-wieczny), a także jatki i kramy. Nie odbudowano go, ponieważ po połączeniu Starej i Nowej Częstochowy w 1823r. wybudowany nowy ratusz na pl. Biegańskiego. Z wieków średnich zachował się do naszych czasów właściwie tylko urbanistyczny układ ulic oraz nazewnictwo przywołujące niegdysiejsze funkcje ulic: Garncarska, Targowa, Kozia, Mostowa. Budowle zwartej zabudowy pochodzą z XVIII i XIX wieku, ale nie reprezentują jednolitych stylów architektonicznych. Często wznoszone były na starszych, kolebkowych sklepieniach piwnic i niejednokrotnie przebudowywane. Początkowo były parterowymi budowlami barokowo-klasycystycznymi, w XIX i XXw. Dobudowano do nich drugą kondygnację, która zniekształciła styl.
W dzieje Starego Miasta niemały wkład ma żydowska karta historii. To tutaj znajdowało się getto. Podczas jego likwidacji Niemcy spalili zachodnią pierzeję Starego Rynku oraz część domów przy ul. Senatorskiej. Trwałe ślady żydowskiej obecności zostały zatarte nie tylko przez hitlerowców. Dzieła zniszczenia dokończyli lokatorzy, którzy zostali przesiedleni do pożydowskich kamienic i nie dbały o nie. Za Gomułki opuszczone mieszkania zostały zaadaptowane jako lokale rotacyjne. Później szabrowali je złomiarze.
Krzyk historii
Wzmożone zainteresowanie Starym Rynkiem wywołała dziura w ziemi – kiedy w 2006 r. pod ciężarówką zapadła się ziemia, historia najstarszej dzielnicy miasta zaczęła „wypełzać” na powierzchnię. Badania archeologiczne odsłoniły podziemia XVIII-wiecznego ratusza, stare mury kramów, wież, studni czy sklepienia piwnic. Resztki wagi miejskiej osłoniono dachem. Pojawiły się plany turystycznego wykorzystania zabytków. Po kilku ciekawych odkryciach prace wykopaliskowe stanęły jednak w miejscu. Z czasem pryzma zarosła trawą, a zadaszenie zaczęło marnieć. Samorządowe konsultacje z firmą architektoniczną w sprawie zagospodarowania wykopalisk zatrzymało się na etapie pomysłów. Wprawdzie dzielnica została objęta miejskim Programem Rewitalizacji, ale realia ekonomiczno-prawne zmusiły ją do cierpliwego stania w kolejce po bilet do nowego życia, jaki odebrały budowle uznane przez władze miasta za ważniejsze, np. ratusz czy kamienice wokół placu Biegańskiego.
Dlaczego nie?
Program rewitalizacji nie polega jedynie na odbudowie, załataniu dziur czy otynkowaniu fasad kamienic. Starym budynkom należy również nadać znaczenie społeczne, przypisać funkcje adekwatne do współczesnej koniunktury. Przykładem może być Galeria Jerzego Dudy Gracza na ul. Krakowskiej, która powstała w odrestaurowanej kamienicy. Rewitalizacja wymaga zatem utworzenia określonej wizji przestrzenno-gospodarczej i społecznej, a wcielenie jej w życie nie leży jedynie w gestii miasta – jest ono dysponentem tego terenu tylko w niewielkim stopniu. Większość kamienic jest własnością prywatną, a o niektórych właścicielach nawet księgi wieczyste nie dają odpowiedzi. Spadkobiercy są trudni do ustalenia, ale mają prawo wystąpić o swoją własność w dowolnej chwili. Tutejsze domy pożydowskie znajdują się w zarządzie tymczasowym. Prywatnych właścicieli z kolei często nie stać na samodzielny remont.
Co dalej?
Pytania o przyszłość Starego Miasta zdają się wykrzykiwać sterta piachu i zaśmiecone wykopaliska na środku Starego Rynku. Badania ankietowe na temat rewitalizacji dzielnicy przeprowadzono pośród mieszkańców Częstochowy w sierpniu 2008 r. Ankietowani wykazali się troską przede wszystkim o tamtejszy rynek, deklarowali konieczność ukończenia wykopalisk, wyremontowania przylegających do niego ulic oraz rozwiązania problemu budynku zwanego potocznie „Puchatkiem”. Ich krytyce uległy takie kwestie jak brak zielonych obszarów i infrastruktury rekreacyjnej, zniszczone chodniki, nawierzchnie ulic i budynki mieszkalne. Pole do działania jest zatem ogromne, zwłaszcza że na przestrzeni lat pojawiły się także postulaty wprowadzenia na ten teren elementów tradycji i historii żydowskiej. Dotychczasowe wizje pokryła jednak warstwa kurzu, ponieważ priorytety miejskiego programu rewitalizacyjnego zepchnęły Stare Miasto w kąt.
Tematyka zaniedbanej dzielnicy odżyła jednak na początku marca (5-7 marca) z inicjatywy Śląskiego Związku Gmin i Powiatów w ramach specjalnych, trzydniowych warsztatów „Stare Miasto – Nowe Pomysły”. Odbyły się one w Zespole Szkół Mechaniczno-Elektrycznych przy ul. Targowej 29. Uczestniczyli w nich mieszkańcy, miejscowi przedsiębiorcy i przedstawiciele rady dzielnicy, a także przedstawiciele organizacji pozarządowych, architekci i urbaniści, historycy, archeologowie oraz plastycy. Prowadzeniem zajęć zajęła się osoba z zewnątrz – kierownik Katedry Urbanistyki i Planowania Regionalnego Wydziału Architektury Politechniki Gdańskiej, Piotr Lorens. W ten sposób, w partnerskiej dyskusji zainteresowanych stron, powróciło pytanie o to, jak można zagospodarować najstarszą dzielnicę miasta. Przyszłościowa wizja była budowana metodą ankiet, głosowań, prezentacji i dyskusji plenarnych. Powstały grupy robocze, z których jedne zajmowały się planowaniem przestrzennym, drugie – projektami społecznymi, inne – rozwojem gospodarczym. Pojawiła się koncepcja ogrodowej dzielnicy poprzez rozwój terenów rekreacyjnych nad Wartą i w parku Narutowicza (np. poprzez budowę bulwarów spacerowych), bo przecież w tej części miasta zaczynają się i kończą trasy rowerowe i piesze. Zielone tereny dopełniałyby zabytkową przestrzeń Starego Rynku. Ważnym wyzwaniem byłoby również rozbudowanie funkcji mieszkaniowo-usługowej dzielnicy – mogłyby powstać tutaj kawiarnie, sklepy, stanowiska eksponujące archeologiczne zabytki.
Idee zostały sformułowane po raz kolejny, ale wyniki warsztatów w opracowaniu Piotra Lorensa zostaną przedstawione mieszkańcom dopiero na przełomie maja i czerwca. Szczegółowy raport ma być podstawą rewaloryzacji całej dzielnicy, czy jej realizacja jest możliwa? Nie da się ukryć, że tereny te są zdecydowanie zdegradowane i noszą znamiona problemów przestrzennych. Aby wykorzystać potencjał w nich drzemiący niezbędny jest potężny zastrzyk inwestycyjny, którego wysokość – jak szacował Lorenz – może sięgać 300-400 mln zł. W trakcie warsztatów profesor Politechniki Gdańskiej nie dawał złudzeń, że warsztatowe plany można zrealizować szybko. Podkreślał, że inicjatywa leży w rękach mieszkańców i oprócz środków finansowych potrzebna jest „aktywizacja społeczności lokalnej”, bo może już teraz – bez dotacji – można zrealizować część wizji. Wsparcie finansowe w końcu stanie się realne. Pytanie tylko, które pokolenie się ich doczeka.
W większości miast o średniowiecznym rodowodzie rynek stanowi centrum miasta. Częstochowa na ich tle jest tworem kuriozalnym – chciałoby się rzec, że wszystkie drogi prowadzą tutaj na Jasną Górę. Mamy w mieście dwa rynki, ale na żadnym z nich nie stoi ratusz – został on wybudowany na „szlaku pielgrzymkowym”. Centrum naszego miasta przybrało formę alei. A gdzie trafiają mieszkańcy miasteczka studenckiego, ograniczeni prohibicją na swoim terenie? Jasne, że … w aleje. Jeśli nie chcemy, aby Częstochowa była kojarzona wyłącznie z Jasną Górą, musimy stworzyć dla niej jakąś alternatywę – nie tylko z myślą o turystach, ale przede wszystkim o samych mieszkańcach. Stare Miasto ze swoją świecką historią taki potencjał ma.