Będąc nad rozlewiskami Odry odkryłem, zauważalny i odczuwalny, brak komarów. Kiedyś się człowiek odpędzić od nich nie mógł, gryzły jak wściekłe, nie pomagało smarowanie parafiną, ani zadymianie „popularnymi”. Dało się jednak żyć, a czy w przyszłości będziemy w stanie przetrwać bez komarów, tego – niestety – nie wiem.
Ludzkość trwa mimo wyraźnego deficytu mamutów, ptaka dodo i diabła tasmańskiego. Przyrodnicy ostrzegają, że zmiany klimatyczne grożą przyspieszeniem zagłady wielu gatunków. Ponieważ człowiek myśli o sobie, to ludzkość, przede wszystkim, zamartwia się o przetrwanie swojego gatunku. Pocieszę sfrustrowanych: komary może i wymierają, ale odradzają się wśród młodych sarmackie obyczaje. Idzie w górę Konfederacja, partia z wyglądu i obyczajów przypominająca tą z 1768 r. Trochę tylko nazwiska ich wodzów podszyte są niemczyzną (Braun, Menzten), ale wiemy z historii, że najlepszymi Polakami byli cudzoziemcy (Czech Matejko, Tatar Sienkiewicz, Litwin Piłsudski itd.).
Pan Braun mógłby się Samuelem Łaszczem nazwać, gdy z odwagą świętej krowy zaszarżował na „antypolskiego” wykładowcę. Ryczał pewnie po sarmacku – „Matkę naszą, Ojczyznę tu na pohańbienie wiodą; nie darujem, hurmem Panowie Bracia, w mordę psubrata”. Wykładowca osiłkiem germańskim nie był, stał zadziwiony, bo mu się wydawało, że w Polsce obowiązuje jakieś prawo i wolność słowa. Pan Mentzen, nie siłą, lecz piwem uwodzi. Przeczytał za młodu haszkowską opowieść o partii łagodnego postępu, z niej wie, że poparcie zależne jest od jakości piwa podawanego w czasie wiecu. Do piwa, jako zakąskę, można dodać hasło, że wszystkie podatki to grabież. Dokładnie tak samo uważała sarmacka większość sejmowa w XVII i XVIII wieku.
Popatruję sobie na rosnącą, wśród młodzieży, popularność Konfederacji, z obojętnością emeryta.
Praktycznie co wybory podobne przypływy uczuć podnosiły w górę różnych polityków. Ostatnim, co na sarmatyzmie narodowym do Sejmu od nas wjechał, był poseł Jaskóła. Po zakończeniu kadencji zamilkł, zanikł… Kto będzie następnym Jaskółą? Kogo z częstochowskiego światka podniesie fala konfederacka?
Większość potencjalnych kandydatów – sarmatów trafiła do PiS: tam znajdziemy Zagłobę i Papkina, tam się kręcą bohaterzy w zbroi Rycerza Kolumba, tam odnajdziemy Emilię Plater i obrończynię Trembowli panią Chrzanowską. Szkoda, że miejsc w Sejmie jest zbyt mało, by w całości ten bukiet pokazać. Ale w której piwnicy szukać nie-PiS-owskich „prawdziwych Polaków”? Nie wiem. Czekam cierpliwie, może ich z Kłobucka dowiozą.
Tak niestety, wygląda nasza prowincjonalna niezależność. Gdy kupujemy od kogoś samochód, albo pożyczamy komuś 100 zł, badamy dokładnie jego reputację, życiorys, koligacje rodzinne. A jak decydujemy, komu los Polski powierzyć, to wystarczy, że kandydat podwieszony jest pod personę ładnie się w TV prezentującej. Wyrzut ten nie dotyczy tylko młodzieży uwiedzionej przez Konfederatów. We wszechpanującej atmosferze wyborczej nieodpowiedzialności, nie ma różnic pokoleniowych, ideologicznych, religijnych, partyjnych.
Czym się wyróżnia prowincjonalizm? Ano, przekonaniem, że dobrze jest, gdy ktoś tam w stolicy, za nas podejmuje wszelkie decyzje. Komarów jest odczuwalnie mniej, nieodpowiedzialności więcej, prowincjonalny sarmatyzm trzyma się krzepko, jak Zagłoba kielicha.