Ogólnie mówiąc: rządzi nami KKK: kłamstwo, korupcja, kradzież. Przyzwyczailiśmy się do tego, kłamstwo nazywamy narzucaniem narracji, korumpowanie grup społecznych – polityką opiekuńczego państwa, a kradzież – poprawą ściągalności dochodów państwa.
Jedno K wynika z innych: żeby dać (np. 500+) trzeba ukraść, a bezkarność kradzieży gwarantuje kłamstwo o „celach wyższych” (jakby nim była zbożna chęć zdobywania i utrzymywania władzy). Przyzwyczailiśmy się do tego, bo dostawać „coś za nic” jest przyjemnie, a na straży powszechnego kłamstwa ochoczo stają różne autorytety duchowne i świeckie. Przyzwyczaiła się do stanu KKK także nasza opozycja, skoro głosząc program wyborczy tzw. Koalicji Obywatelskiej gorąco zapewnia, że będzie się starała lepiej kłamać, korumpować i kraść. Nie ma strachu, ta obietnica się nie spełni, wyborca mając do wyboru rządzący Ku-Klux-Klan i aspirujący do tej roli Ku-Klux-Klan, wybierze tą pierwszą grupę.
Trudno inaczej, niż w kategorii rywalizacji KKK, określić sztandarowy pomysł KO, czyli 500+ dla mniej zarabiających. Niskie zarobki, a także emerytury i renty, są rzeczywistym problemem społecznym, zwłaszcza, gdy pikują w górę ceny żywności i usług podstawowych. Ale tak, jak nie da się rozwiązać problemów demograficznych metodą 500+ na dziecko, tak nie zlikwiduje się biedy rozdawaniem pieniędzy nisko zarabiającym. Wysokość zarobków kształtuje rynek, rosną wraz z popytem na pracę, spadają, gdy popyt staje się mniejszy od podaży. Dziś popyt przewyższa podaż, dodatkowe rozdawnictwo pieniędzy jest nieracjonalne. Łatwo też wskazać komu taki zabieg będzie służył: dotując „tanią pracę” wspiera się firmy „biedronkopodobne” zarabiające dzięki oszczędnościom na wynagrodzeniach pracowników. Po co dzielić się zyskiem z pracownikami, skoro im do pensji może dokładać rząd…? Jeżeli 500+ dostanie każdy pracownik zarabiający poniżej 4,5 tys zł brutto, to zmartwieniem wielu osób będzie staranie (rezygnacja z awansu, z nadgodzin, z inwestowania w rozwój), by tej kwoty nie przekroczyć. Zaiste doskonały to bodziec rozwoju gospodarczego.
Hipokryzję owego 500+ „dla wyzyskiwanych” widać także w innym elemencie. Gdy rozwija się popyt na pracę, firmy komercyjne nie mają wyjścia, podwyższają wynagrodzenia. Wzrost wynagrodzeń w 2018 r. wyniósł średnio 7,3%, w poprzednich latach wynosił 5-6%. Ale ten wzrost wynika z polityki firm komercyjnych, w „budżetówce” płace wzrosły średnio o 2-3%. Brzmi to śmiesznie, ale politycy powtarzający slogany o „skutecznym państwie”, rozciągający do granic absurdu omnipotencję państwa, jednocześnie oszczędzają na tym „państwie” powodując jego niedowład. Nie da się robić „taniego” i „skutecznego” państwa. Jeżeli się oszczędza na płacach budżetówki, to najlepszych pracowników wyssie sektor komercyjny, w sferze publicznej pozostaną albo ideowcy albo nieudacznicy. Wiceprezes częstochowskiej firmy państwowej, zajmującej się tym co robi stróż na budowie, zarabia trzy razy więcej od wiceministra. Czy nie jest to karykatura „dobrego państwa”?
Lud nie lubi biurokracji, a razem z nią całej „budżetówki”. Wyznawcy KKK nie mogą zatem mówić o potrzebie podwyższenia płac w tej sferze. Za to chcąc dotować „biedronki”, a przy okazji także szpitale, policję, urzędy, domy kultury, rozdają „wyzyskiwanym” 500+. Można i tak, tylko w tej demagogii nie ma różnic między rządzącymi a opozycją. Gdzie więc w tym naszym państwie szukać rozumu?