WESPRZYJ TYGODNIK 7 DNI NA ZRZUTKA.PL

Skontaktuj się z nami!

Reklama

To jest miejsce na Twoją reklamę

Kontakt

Tygodnik Regionalny 7 dni

Al. Wolności 22 lok. 12
42-217 Częstochowa

Redakcja

tel. 34 374 05 02
redakcja@7dni.com.pl
redakcja7dni@interia.pl

Biuro reklamy

tel. 34 374 05 02
kom. 512 044 894
marketing7dni@gmail.com
redakcja7dni@interia.pl

Edit Template

Rozwód i walka o dziecko… Nie tylko mężczyźni mają pod górkę

Podobno rozwód też jest dla ludzi i to od nich zależy, czy jest bezkonfliktowy czy trudny. Jakby jednak nie oceniać tej sytuacji, jest to porażka obojga małżonków, którzy kiedyś przyrzekali sobie miłość. Z danych GUS wynika, że Polacy rozwodzą się coraz częściej. W latach 1990–2000 średnio rocznie dochodziło do około 40 tysięcy rozwodów. Od 2010 roku przekroczyliśmy, w każdym kolejnym roku, ponad 60 tysięcy rozwodów rocznie. Co ciekawe, kobiety dwukrotnie częściej składają pozew rozwodowy niż mężczyźni.
Jednym z popularniejszych stereotypów jest to, że przy wyrokach rozwodowych sądy częściej orzekają o miejscu pobytu dziecka tam, gdzie zamieszkuje matka. Pani Sylwia z Częstochowy jest żywym przykładem, że sądy, zwłaszcza częstochowskie, wcale bardziej nie chronią kobiet niż mężczyzn. Tym razem to kobieta dowodzi niesprawiedliwości i walczy o nowe życie wbrew woli męża, sądów i policji.

– Podobno w Polsce kobiety są uprzywilejowane, gdy dochodzi do konfliktu rodziców przed sądem w sprawie dziecka…
– Ja jestem zaprzeczeniem tej tezy. U mnie wygląda to zupełnie inaczej. Pomimo tego, że sprawowałam bezpośrednią opiekę nad synem od jego narodzin do 11. roku życia, sąd w Częstochowie zabrał mi dziecko. Mąż, po 23 latach bycia razem, wyrzucił mnie z naszego domu, w odwecie za założoną przeze mnie niebieską kartę. To on teraz wychowuje naszego syna, chociaż od przeszło 30 lat pracuje za granicą. W między czasie przyjeżdżał na tydzień lub dwa i wyjeżdżał ponownie. Trwało to cyklicznie od marca do października. Cała opieka nad dzieckiem, jego rozwojem, edukacją, wizytami u lekarzy, łącznie z kardiologami i hospitalizacjami w Śląskim Centrum Chorób Serca była jedynie na mojej głowie.

– Syn jest chory?
– W 2020 roku okazało się, że mój syn ma kardiomiopatię serca oraz preekscytację serca, w związku z tym jeździłam z nim często do poradni kardiologicznej w Zabrzu. Były częste hospitalizacje i wizyty w poradniach.

– Czy w domu dochodziło do przemocy?
– Mój mąż nie pozwolił mi bym podjęła pracą zarobkową. Od tego się zaczęło. W związku z tym permanentnie mi to utrudniał, znęcając się nade mną w różny sposób. Na przykład, zakręcał mi ciepłą wodę w kranach, przez co musiałam grzać wodę w czajniku, wlewać do miski, stawiać pod prysznicem i w ten sposób się myć. Zabierał mi ubrania, w których chodziłam do pracy. Zabierał mi samochód i zamykał go w garażu. W momencie kiedy go oddał okazało się, że zdalnie steruje zapłonem samochodu, że mam doczepionego GPS do auta. W domu zamontował kamerę, o czym nie miałam pojęcia, a czego dowiedziałam się dopiero podczas rozprawy sądowej. Wszystkie osoby z jego rodziny o tym wiedziały, tylko nie ja. Kiedyś dolał mi środek nasenny do ekspresu do kawy, więc nie byłam w stanie pójść do pracy. Okazało się, że w tym momencie kiedy mnie uśpił, wziął mój samochód, pojechał do mojego pracodawcy mówiąc mu, że nie chce bym u niego pracowała.
Notorycznie rozkręcał mi pralkę, bym nie mogła zrobić prania, więc musiałam pakować ubrania dziecka i jeździć do znajomych i tam je prałam. Och, przykładów mogłabym podać tysiące…
Od razu uprzedzę pani pytanie, dlaczego nie odeszłam wcześniej: bo byłam uzależniona ekonomicznie od męża. Ja przez wiele lata nie pracowałam, zajmowałam się wyłącznie wychowywaniem naszego dziecka. Dodam, że wcześniej wychowywałam przez wiele lat syna mojego męża z pierwszego małżeństwa. Dziś on ma 37 lat.

– Gdzie dziś jest pani syn?
– Na chwilę obecną syn jest przy ojcu w domu, w którym mieszkał od urodzenia. Jest to dom dobrze wyposażony, bo to ja o niego dbałam przez 23 lata, jest ładny i zadbany. Ja w chwili obecnej mieszkam w wynajmowanym mieszkaniu, w którym też są dobre warunki – nie tak jak w domu, z którego mnie wyrzucono – ale są wystarczające dla dziecka. Uważam, że teraz nie te warunki są najważniejsze, ale moja więź emocjonalna z dzieckiem, która została nagle, brutalnie przez męża przerwana. Na dodatek mąż manipuluje naszym synem. Biegła psycholog sądowa stwierdziła, że ojciec robi to wszystko w odwecie do matki, za to, że złożyła pozew rozwodowy. Ojciec podważa mój autorytet w oczach dziecka, przedstawia mnie w negatywnym świetle, naśmiewa się ze mnie przy dziecku i dziecko w stosunku do mnie zaczyna odzwierciedlać te same zachowania i postawy co on. Na przykład nasz syn był bardzo zżyty z moją mamą, czyli swoją babcią. Chętnie do niej jeździł, bardzo lubił spędzać z nią czas. W momencie, gdy złożyłam pozew o rozwód i ojciec zaczął synem manipulować, syn przestał chcieć jeździć do babci, nawet dzwonić, kontakty ustały. Syn lubił też jeździć do moich znajomych i to wszystko umarło, gdy założyłam sprawę. Ojciec tak wpłynął na syna, że on całkowicie zmienił nastawienie do wszystkich, których dotąd znał i lubił.

– Jak często widuje pani syna i na czym teraz polega pani uczestnictwo w jego życiu?
– Od momentu, w którym mąż wyrzucił mnie z domu – to już jest 16 miesięcy – zawsze utrudniał mi kontakt z synem. Zawsze gdy przyjeżdżałam, to dziecka nie było w domu, bo tata go właśnie zawiózł na basen, do kina itp., więc nie mogłam się z nim zobaczyć.
Od czasu, gdy moje kontakty z synem zostały ustalone przez sąd na czwartki, 3 godziny po południu, jeżdżę do dziecka. Syn chętnie w nich uczestniczy pod warunkiem, że nie jest nadzorowany przez tatę i jego rodzinę. Wtedy dziecko jest pogodne, nastawione do mnie pozytywnie. W momencie, gdy widzi tatę lub kogoś z rodziny taty zmienia się całkowicie. Co do tych kontaktów w czwartki to powiem, że w okresie zimowym, gdy było zimno i szaro, to zostawałam z synem w domu, gdzie byliśmy cały czas nagrywani nie wiedząc o tym, a latem chodzimy po wsi, po lesie, polach.
Mój mąż sam wniósł o to, by moje kontakty z dzieckiem odbywały się w obecności kuratora i sędzia przychyliła się do tego wniosku, mimo że wiedziała, iż to ja przez 11 lat wychowywałam syna i to ja przez większość życia była przy nim 24 godziny na dobę. Byliśmy nierozłączni. Kiedy sytuacja zaczęła się mojemu mężowi wymykać spod kontroli, bo opinie kuratorów były na moją korzyść, i zauważył, że nie będzie mu tak łatwo wywinąć się z różnych matactw i kłamstw, które nieustannie wpierał sądowi – to wystąpił do sędzi o rezygnację z kuratorów. I sędzia znowu postąpiła zgodnie z tym, czego sobie życzył mój mąż.
Poza tym sąd ustalił mi widzenia z dzieckiem w weekendy co drugi tydzień, ale nie odbył się ani jeden mój kontakt z dzieckiem, bo ojciec mi to uniemożliwia, a każda wizyta to niemały wysiłek logistyczny. Nie mam samochodu, bo mąż mi go zabrał. Pomimo tego, że mamy wspólność majątkową, mąż odebrał mi wszystko. Nie mam kompletnie nic. Nawet gdy jeszcze mieszkaliśmy razem, to często zabierał mi samochód i łapałam tzw. stopa, by móc dojechać do pracy. Teraz poruszam się komunikacją publiczną, a do syna jeżdżę pociągami.

– Czy mogła pani liczyć na pomoc i ochronę ze strony instytucji publicznych?
– Z policjantami to jest tak… Na przykład 8 marca mój mąż rzucił mną o podłogę. Miałam opuchniętą część jarzmową, zasiniaczenie, a policjanci powiedzieli, że oni nie widzą u mnie żadnych obrażeń (mimo że mąż miał założoną niebieską kartę). Pojechałam do szpitala, gdzie zrobiono mi badania, rentgen czaszki i wystawiono obdukcję, która potwierdziła to, co mówię. Złożyłam doniesienie w prokuraturze.
Wiele z tych okropnych rzeczy działo się w domu, więc nie mam bezpośrednich, naocznych świadków tych zdarzeń. U mnie wszystkie sprawy zostały w prokuraturze umorzone. O znęcanie się psychiczne i fizyczne – umorzone, o gwałt – umorzone, o pobicie – umorzone z zaznaczeniem, że był to czyn o niskiej szkodliwości społecznej i mogę tego dochodzić na gruncie prywatnym.
W momencie, gdy funkcjonariusze policji przyjeżdżają na interwencję w związku z ustalonym przez sąd kontaktem rodzica z dzieckiem, który nie dochodzi do skutku – nie powinni przyjmować jedynie do wiadomości argumentu syna wyuczonego przez ojca, że podobno dziecko nie chce ze mną iść. Może powinien na takie interwencje jeździć psycholog policyjny, który potrafi rozmawiać z dzieckiem i uzyskać od niego informacje, dlaczego dziecko nie chce być z matką, z którą nie rozstawał się przez 11 lat. Ponadto powinni spisywać notatki podczas interwencji na bieżąco, bo potem takie notatki są bardzo potrzebne, by móc udokumentować pewne sprawy w sądzie, bo teraz ja jestem z góry na przegranej pozycji, bo nie mam żadnych notatek, które mogłabym przedstawić odpowiednim organom, by udowodnić swoją rację.
O sędzi, która prowadzi moją sprawę mogłabym napisać książkę. Na przykład, kazała mi oddać dowód osobisty mojego dziecka, mimo że sygnalizowałam sądowi, iż mam obawy o wywiezienie przez ojca dziecka z kraju bez mojej wiedzy. Mąż potem śmiał się z sądu przed znajomymi i mówił: „dokopałem mojej żonie, żeby syn nie pojechał z nią na wakacje, które zaplanowała, a teraz odbiorę jej dziecko i wywiozę go na resztę wakacji do Niemiec i tyle będzie go widziała”.
Uważam, że sąd powinien przede wszystkim wziąć pod uwagę to, co działo się przez ostatnie 11 lat życia dziecka. Wziąć pod uwagę, gdzie w tym czasie był ojciec, jaki był jego wkład w wychowanie syna, jak matka sprawowała swoją rolę w tym czasie, jak dziecko się czuło, czy były jakieś zastrzeżenia, w tym opinie z różnych instytucji. Powinna być brana pod uwagę opinia biegłych specjalistów sądowych.
Nie chcę nikogo posądzać, ale siostra mojego męża pracowała w sądzie, a rodzina pracuje w urzędzie miasta. Wiem, że przemawia przeze mnie gorycz, choć może bardziej poczucie głębokiej niesprawiedliwości oraz braku pomocy i wsparcia ze strony instytucji, które powinny mnie chronić.
Poza tym powinien być nadzór nad samymi sędziami. W mojej sprawie ktoś powinien zrewidować pracę sędzi, bo na pewno w jej pracy jest coś nie tak. A przecież ja nie oczekuje cudów, a jedynie obiektywizmu i sprawiedliwości oraz rzetelnego przejrzenia pism i wniosków. Mój pełnomocnik stwierdził, że ta sędzia jest nieprzygotowana do sprawy, nie czyta dokumentów, które dostaje. Sama powołała kuratorów, którzy co tydzień pisali noty urzędowe, ale sędzia tych not nie czytała. Kuratorzy pisali: „mama przywozi dziecku buty, kurtkę, koszule, gry, książki itp”, a sędzia stwierdziła, że paragonów i rachunków nie weźmie pod uwagę, bo „nie wie do kogo te rzeczy naprawdę trafiły”. Gdyby rzetelnie przejrzała noty kuratorów, to by wiedziała, do kogo trafiły.
Mąż wystąpił do sądu o przyznanie mu alimentów na dziecko w kwocie 1.100 złotych miesięcznie. Sędzia zasądziła ode mnie 1.000 złotych, wiedząc, że moje zarobki są niskie. Miesięcznie mam około 4.000 złotych (pracuję w oświacie), ale mam ogromne wydatki – utrzymuję się samodzielnie, opłacam kuratorów, adwokata, płacę za dojazdy do syna, ponoszę koszty wynajmu mieszkania i mediów. Sąd wie też, że wyszłam z domu bez niczego, że cały wspólny majątek został przy mężu. On przez ponad 30 lat pracował za granicą, więc ma nie tylko majątek, ale i oszczędności, podczas gdy ja w tym czasie nie pracowałam, bo zajmowałam się najpierw jego synem, a potem naszym.
Mój pełnomocnik przewiduje, że przy tej sędzi sprawę o to, z kim ma być mój syn – przegram. Dziecko zostanie z moim mężem. A dla mnie to jest koniec świata…

***

Całej historii pani Sylwii nie sposób opowiedzieć w jednym artykule. Jej przykład pokazuje w sposób bezkompromisowy, nagą, brutalną prawdę o polskim wymiarze sprawiedliwości, od sędziów począwszy, na prokuratorach i policjantach skończywszy. Pani Sylwia z Częstochowy obala mit, że w sprawach rozwodowych tylko mężczyźni mają pod górkę.

Renata R. Kluczna

Udostępnij:

5 komentarzy

  • Barbara

    Witam serdecznie ,za ograniczanie kontaktów matka dziecko ,ojciec dziecko powinny być wprowadzone surowe kary ponieważ dziecko nie jest niczyją własnością!!!!! Dziecko potrzebuje kontaktu zarówno matki jak ojca . Czytając ten przypadek jest to niestety niesprawiedliwe, ojciec nie ma prawa manipulować dzieckiem i ograniczać matce kontaktu .Co to ma być za cyrk czy ojciec pomyślał jak taka manipulacja może wpłynąć na dziecko ?a gdzie są psycholodzy czy w tym kraju wszystko robi się za kasę i dla kasy ?Dramat😱😱😱 czy ktoś się zastanowił co przeżywa w tym przypadku matka i dziecko zmanipulowane przez ojca?¿?????

  • Marta

    Czytając historię pani Sylwii, trudno powstrzymać łzy i złość. To nie jest tylko opowieść o rozwodzie – to dramat kobiety, matki, która przez lata poświęcała siebie, swoje zdrowie i życie zawodowe dla dobra dziecka i rodziny. A dziś została pozbawiona wszystkiego – domu, stabilności, godności i co najgorsze – dziecka, które kocha nad życie.
    To nie jest sprawiedliwość. To nie jest ochrona rodziny. To nie jest działanie w interesie dziecka.
    Jakim cudem ktoś, kto przez 11 lat był obecny przy każdym kroku dziecka, zostaje zepchnięty na margines, ignorowany przez sądy i instytucje? Jak to możliwe, że przemoc, manipulacja i ekonomiczne uzależnienie nie są traktowane poważnie?
    Ta historia boli, bo pokazuje, jak łatwo można złamać człowieka – nie tylko fizycznie, ale psychicznie i emocjonalnie. I jak bardzo kobieta może zostać pozostawiona sama sobie, nawet jeśli prawo teoretycznie powinno stać po jej stronie.
    To nie jest tylko tragedia pani Sylwii. To ostrzeżenie dla nas wszystkich, że system, który powinien chronić – czasem staje się narzędziem krzywdy. I to jest przerażające.

  • Tomasz S.

    To co dzieje się w tym państwie, to po prostu skandal. Jak można w ten sposób traktować matkę???
    Na podstawie czego sędzia przyznaje matce kontakt z jej własnym dzieckiem 3 godziny tygodniowo?
    Przecież ta kobieta zajmowała się i wychowywała dziecko przez 11 lat, była przy nim 24 godziny na dobę.
    Czy ktoś potrafi to zrozumieć???
    Ojciec tego dziecka powinien być surowo ukarany. Nie tylko za znęcanie się nad żoną, ale również nad małoletnim.
    Takim osobom powinno się odbierać lub ograniczać władzę rodzicielską. Powinny one być pod nadzorem kuratorów sądowych ( niezależnie od tego czy to ojciec czy matka).Z artykułu wynika, że matka dziecka nie mieszka już we wspólnym domu, a mimo to nadal doświadcza przemocy ze strony męża, bo alienowanie dziecka jest też PRZEMOCĄ!!!
    Jak ,,wymiar sprawiedliwosci”może na to pozwalać???
    Uważam, że ta pani powinna odwołać się do wszelkich instytucji i organizacji ( Rzecznik Praw Dziecka Rzecznik Praw Obywatelskich, Centrum Praw Kobiet, organizacji monitorujących pracę sędziów), a jeżeli w naszym kraju nikt się nad tym nie pochyli, to są jeszcze organizacje międzynarodowe, które działają sprawnie i skutecznie.
    W tym wszystkim najważniejsze jest dziecko.Kto je chroni, kto dba o jego dobro?
    Z tego co wywnioskowałem, ” chroni się ” jedynie ojca.
    Takie sprawy jak ta należy nagłaśniać. Nie bądźmy obojętni na los matki i dziecka. Nie czekajmy aż kolejny raz dojdzie do dramatu( z moich obserwacji wynika, że ludzie tylko wówczas robią mnóstwo szumu i solidaryzują się).
    Droga redakcjo, proszę o możliwość kontaktu z tą panią. Spróbuję jej pomóc i ukierunkować w dalszych działaniach.

  • Marlena

    Ta historia jest wstrząsająca i bardzo poruszająca. Pokazuje, że system, który powinien chronić najsłabszych – dzieci i ofiary przemocy – często zawodzi. Niezależnie od płci, każda osoba, która przez lata opiekuje się dzieckiem, powinna być traktowana przez sąd z należnym szacunkiem i uwzględnieniem jej realnego wkładu w wychowanie. Historia pani Sylwii burzy stereotypy i pokazuje, że nie tylko ojcowie bywają marginalizowani – także matki mogą padać ofiarą niesprawiedliwych decyzji, zwłaszcza gdy są pozbawione wsparcia instytucji. To dramat, który wymaga nie tylko współczucia, ale i głębszego zastanowienia się nad kondycją naszego wymiaru sprawiedliwości.

  • Czytelnik

    Wstrząsająca historia ale jest ich dużo więcej niż myślimy. Kobiety wiele ukrywają ze wstydu, dla “dobra dzieci”, z obawy przed krytyką społeczną, odrzuceniem. Uważam, że w tej sytuacji Pani Sylwia powinna skupić się na sobie, odbudować swoje poczucie wartości, odzyskać równowagę, spokój a wszystko tylko po to, by walczyć dalej. Trzeba poszukać pomocy i wsparcia. Syn jest na tyle duży, że nigdy nie zrezygnuje ze swojej mamy. To kwestia czasu, kiedy “postawi” się ojcu. Na razie dostosował się do sytuacji ale miłość do matki nigdy nie zniknie. Nie wiem, czy żyjemy jeszcze w państwie prawa ale wymiar sprawiedliwości jak widać zawodzi.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Dołącz do nas!

Zapisz się do Newsletera

Udało się zasubskrybować! Ups! Coś poszło nie tak...
Archiwum gazety
Edit Template

Kontakt

Tygodnik Regionalny 7 dni

Al. Wolności 22 lok. 12
42-200 Częstochowa

Biuro reklamy

tel. 34 374 05 02
kom. 512 044 894
e-mail: marketing7dni@gmail.com
e-mail: redakcja7dni@interia.pl

 
Redakcja

tel. 34 374 05 02
e-mail: redakcja@7dni.com.pl
e-mail: redakcja7dni@interia.pl

Wydawca 7 dni

NEWS PRESS RENATA KLUCZNA
Al. Wolności 22 lok. 12
42-200 Częstochowa
NIP: 949-163-85-14
tel. 34/374-05-02
mail: redakcja@7dni.com.pl

Media społecznościowe

© 2023 Tygodnik Regionalny 7 dni
Partnerzy: Serwis drukarek i laptopów Optima-MD
Przejdź do treści