Nigdy nie szczędził czasu na trudne tematy, z którymi przychodziły do niego tłumy częstochowian. Nigdy nie myślał o własnych korzyściach, prezesurach, radach nadzorczych, intratnych posadkach – a mógł. Nigdy nie wypominał nikomu tego, że dzięki jego interwencji, ktoś otrzymał pomoc. Nigdy nie liczył na specjalne traktowanie czy zaszczyty, mimo że to on był motorem grupy. Nigdy nie pozwoli powiedzieć złego słowa o swoim pryncypale (ministrze i pośle PiS Szymonie Giżyńskim), choć doświadczył łaski pańskiej, co to na pstrym koniu jeździ. Można by tak długo wymieniać, ale niechaj za komentarz posłużą słowa wieloletnich przeciwników politycznych z SLD: „nareszcie mamy merytorycznego człowieka”. Bo choć oczywiście, ma zwolenników i przeciwników, jednego nie można mu zarzucić – braku wiedzy. Nie było – jak dotąd w radzie miasta – radnego, który wykazywałby się tak ogromną znajomością spraw miasta. A mowa o… radnym Arturze Gawrońskim, który – dziś – delikatnie odsłania przed Tygodnikiem sekrety swojego odejścia z Prawa i Sprawiedliwości.
– Po 12 latach przynależności teraz…, odszedł Pan z Prawa i Sprawiedliwości, dlaczego?
– Wstępowałem do PiS w momencie, kiedy na żadnym szczeblu władzy PiS jej nie sprawowało. Zarówno ja, jak i społeczeństwo było rozgoryczone rządami PO i ciągle tą samą ekipą u szczytu władzy – te same twarze były odpowiedzialne za upadek polskich przedsiębiorstw, jak i wyprzedaż majątku publicznego, oferując ludziom bezwartościowe papierki. Platforma Obywatelska prowadziła rabunkową politykę, kontynuując wyprzedaż majątku obcemu kapitałowi, zapominając o potrzebach ludzi. Kiedy emeryt niemiecki jeździł po całym świecie, polski liczył, czy mu starczy na czynsz lub na wykupienie leków, a najlepiej by pracował do śmierci, bo władzy ciągle było mało.
Dziś trudno zarzucać coś jednym, gdy PiS zaczyna robić dokładnie to samo, co Platforma.
Nie widziałem już możliwości bronienia tego, co realizuje rząd Mateusza Morawieckiego czy byłego Ministra Szumowskiego. W normalnym kraju takie sytuacje nie powinny w ogóle się zdarzyć. Ciężko, po czymś takim stawać przed ludźmi i patrzeć im prosto w oczy, przed ludźmi, którzy postrzegają mnie, jako reprezentanta Prawa i Sprawiedliwości i tłumaczenia się z błędów mojej partii. Ja nie wiem, czy sprawujący władzę myślą, że Polacy są głupi i naiwni, i nie dostrzegają tego, co się dzieje w Warszawie?
Mało dziś osób pamięta Stanisława Kowalczyka, znanego z uprawiania papryki, który w kampanii wyborczej wołał do Donalda Tuska: „jak żyć, panie premierze?” Dzięki takim osobom PiS wygrał wybory. Gdy się dowiedziałem po czasie, jak potraktowano tego człowieka po wyborach to było mi wstyd, że jestem w PiS-ie.
– Wypowiedział Pan wiele gorzkich słów…
– Ta refleksja dochodziła do mnie od jakichś dwóch lat, zresztą nie tylko do mnie. W rozmowach między sobą próbowaliśmy sobie wytłumaczyć, jak to jest, że 500+ jest bez kryteriów dochodowych – przecież na 500 plus składają się emeryci, którzy często nie mają na leki, składają się osoby niepełnosprawne, które nierzadko pozbawieni są leczenia w naszym kraju lub czekają miesiącami na wizytę do specjalisty. Na owe 500 plus składają się wszyscy Polacy…, a co się okazuje? Zarabiając 10.000 złotych miesięcznie można brać owe 500 plus. To jest po prostu skandalem, że istnieje program, który jest finansowany także ze składek najuboższych, a przekazywany również dobrze zarabiającym. Podobna sytuacja jest z bonem turystycznym, gdzie wparcie dla jednych ma wystarczyć na upragniony wypoczynek z pociechami, a dla drugich ledwo na zakrapianą kolację. Jeśli ktoś spojrzy na listę podmiotów akceptujących bon w Częstochowie to powinien się zastanowić, czy ten bon ma coś wspólnego z turystyką. Rozumiem, że kompletnie nikt tego nie kontroluje.
Dzisiaj, po odejściu z PiS, stałem się z dnia na dzień, człowiekiem „gorszego” sortu i jestem szczęśliwy ze względu na to, że mam możliwość mówienia tego, co myślę. Będąc w PiS musiałem uważać na słowa, bo tam nie lubi się krytyki, a za mówienie tego, co się myśli wielu potrafiło się obrazić.
Za każdym razem, gdy premier Morawiecki coś ogłasza, to nie wiem, czy śmiać się czy płakać. Gdy słyszę, że w Polsce będą produkowane samochody elektryczne, to zastanawiam się, jak to możliwe, abyśmy pokonali w motoryzacji światowych potentatów, którzy zajmują się tym tematem od kilkudziesięciu lat. Rozumiem, że rządu nie przeraża, iż z dopłaty na samochody elektryczne skorzystało około 300 osób i dalej planuje zbudować fabrykę, w której to ma wyprodukować milion samochodów elektrycznych. Czy ta fabryka ma być na otarcie łez po likwidowanych kopalniach? A może obiecanych 3 milionów mieszkań? Czy taka była cena rzekomego sukcesu negocjacyjnego w Brukseli?
Dziś rząd konfliktuje nas z Chinami, Rosją, Niemcami, Unią Europejską daje złudną nadzieję Białorusinom, kto więc będzie kupował od nas te samochody elektryczne przecież nie Amerykanie, którzy traktują nas jako rynek zbytu. Kto podjął decyzję, że musimy uczestniczyć we wszystkich zobowiązaniach Ameryki. Chyba już nauczyliśmy się, że zachód będzie nas bronił do ostatniego polskiego żołnierza…
Mam spore wątpliwości, co do tego, czy dalej jesteśmy suwerennym Państwem i czy dalej możemy o sobie decydować.
– Wróćmy na nasze częstochowskie podwórko. Co zmieni się w Radzie Miasta Częstochowa, po Pana odejściu z PiS?
– Myślę, że w radzie miasta za dużo się nie zmieni, karty zostały rozdane po wyborach samorządowych. Część radnych PiS-u dalej będzie biła pianę o niczym, a część z pełną troską występowała w celu rozwiązywania problemów mieszkańców. Słyszę, że po moim odejściu zamiast starać się scalić klub / środowisko to raczej są nieuzasadnione pretensje do osób, które nie ponoszą winy za moją decyzję. W mojej opinii, jeśli Prawo i Sprawiedliwość dotrwa do następnych wyborów to raczej nie w obecnym składzie radnych / członków.
– Z kim Panu po drodze…?
– Chcąc realizować się skutecznie na rzecz miasta i mieszkańców, głównie osób starszych i niepełnosprawnych – a jestem realistą – wiem, że mój głos jako radnego niezależnego nie ma znaczenia. Dlatego liczę na możliwość wstąpienia do Klubu Wspólnie dla Częstochowy wiedząc, że są tam radni wrażliwi na problemy osób starszych i niepełnosprawnych.
Przejście do innego klubu nie oznacza zmianę moich poglądów, choć one i tak uległy przez lata sporej modyfikacji. Uważam jednak, że rząd / samorząd powinien nie zapominać o pomocy dla osób niepełnosprawnych i starszych. Chciałbym w tych tematach wiele rzeczy poprawić, ulepszyć, zmienić, czasami w dzisiejszym zaganianym świecie wystarczy po prostu zwolnić i wysłuchać.
W ostatnim okresie napisałem program dla Częstochowy – Inteligentne Miasto, w którym zawarłem wiele rozwiązań i ułatwień dla mieszkańców i mam nadzieję, że niektóre z tych rozwiązań uda się wprowadzić do realizacji.
– Czy jest już Pan członkiem Wspólnie dla Częstochowy?
– Chciałbym by ta decyzja zapadła jak najszybciej. Oczekuję, że klub Wspólnie dla Częstochowy przyjmie mnie do siebie. Teraz decyzja leży po drugiej stronie.
– Jaki był odzew na Pana decyzję w Prawie i Sprawiedliwości, chociażby kolegów z rady miasta?
– Powiem tak – ja podziękowałem koleżankom i kolegom w klubie PiS za dotychczasową współpracę. Niektórzy rozumieją moją decyzję, dla pozostałych to tylko statystyka – jeden w tą, jeden w tamtą. Będąc w poprzedniej kadencji przewodniczącym Klubu PiS starałem się nie konfliktować środowiska. Jeśli dochodziło do niezadowolenia wśród radnych, starałem się konflikty rozwiązywać lub brać problemy na siebie, a przede wszystkim nie żyć donosami.
Każdą decyzję w ostatnich latach staram się nie podejmować pochopnie, dlatego termin mojego odejścia nastąpił zaraz po wyborach prezydenckich.
– Czy Pana zdaniem, Wspólnie dla Częstochowy może kiedykolwiek zagrozić SLD bądź drugiej w Częstochowie sile politycznej, PiS-owi?
– Tak naprawdę polityka w radzie miasta tylko szkodzi mieszańcom. Często ci sami mieszkańcy chodzą do wszystkich radnych. Nie ma więc różnicy czy jest to wniosek radnego SLD, czy radnego PiS, bo najczęściej są to wnioski tych samych mieszkańców. Jeśli jakiś częstochowianin zgłasza się do mnie ze swoim problemem, to przecież ja się nie pytam, z jakiej on jest opcji politycznej – on jest mieszkańcem Częstochowy. Jeśli uznam, że problem jest na tyle istotny, że należy go zgłosić do realizacji, to staram się skutecznie interweniować.
Polityka powoduje, że czasami decyzje są podejmowane na przekór własnemu sumieniu, no jeszcze gorzej, gdy są podejmowane wbrew logice, jak w przypadku wniosków składanych na kwoty wielokrotnie przewyższające dochody miasta.
Odchodząc z jednego klubu do drugiego nie wyobrażam sobie, by ktoś podejmował za mnie decyzje i tutaj widzę wyższość ugrupowań samorządowych nad partyjnymi.
– Jest Pan osobą ciężko chorą…
– Jest to dla mnie wstydliwy temat… Jestem chory na chorobę Kennedy’ego, która niestety jest nieuleczalna. Dla człowieka, który zawsze był nad aktywny jest to jak wyrok, z którym też czasami trudno mi sobie poradzić. Tym bardziej decyzja o odejściu z Prawa i Sprawiedliwości była dla mnie trudna.
– Dziękuję za rozmowę i liczę na kolejną… nieco bardziej wylewną… na tematy częstochowskie.