… – oczywiście, że WSP; i tak wpisałem, ale link do „WSP” został „przejęty” przez „AJD” i nastąpiła aktualizacja nazwy; dzięki za sygnał, spróbuję zmienić. – napisał na Facebooku kolega ze studiów. My nie studiowaliśmy przecież na jakowejś Akademii im. Jana Długosza (AJD), tylko w Wyższej Szkole Pedagogicznej (WSP). Bo taką nazwę, zupełnie adekwatną do swej misji i swego poziomu, aż do końca września 2004 r. nosiła uczelnia, utworzona w latach 1970-tych po prostu po to, żeby kształcić nauczycieli.
Misja
W 1992 roku, jako studen, napisałem w naszej studenckiej gazetce: „Pismo nasze ukazuje się staraniem studentek i studentów WSP. Jak wiadomo, jest to instytucja, w której nauczyciele kształcą dywizje przyszłych nauczycieli, a nauczyciel to taki, któremu lata nauki wypaliły wszystko i teraz on wypala innym”. Moim skromnym zdaniem, jest to wciąż aktualne. Choćby AJD tworzyła nowe kierunki, nie wiem jak atrakcyjnie nazwane, wciąż produkuje nauczycieli. I chwała jej za to, tej naszej kochanej starej budzie! Ta nauczycielska uczelnia była zdominowana przez kobiety. Na przykład u nas, na polonistyce, na roku na 60 dziewcząt było 6 chopcw. Z sympatii do Uczelni skrót „WSP” był tłumaczony przez niektóre koleżanki (te odważniejsze) jako: „Wspomaganie Seksualne Politechniki”. Z kolei te spośród studentek, które były mniej przebojowe, tłumaczyły skrót bardziej realistycznie, jako: „Wylęgarnia Starych Panien”. Bo stereotypowa nauczycielka – to stara panna.
Blask neonów
Połowa lat 70-tych to był piękny, barwny czas, przez wielu do dziś wspominany z rozrzewnieniem. Jeszcze było wtedy normalnie, jeszcze Polak nie był w kosmosie, jeszcze Polak nie był papieżem. Kraj budował socjalizm pod przywództwem tow. Gierka. Miało być nowocześnie i tak wyglądało. Po zmoroku rozświetlały się wielobarwne neony, instalowane dosłownie na każdym kroku. Nawet w takiej Blachowni, gdzie spędziłem dzieciństwo, jarzyły się napisy: „APTEKA”, „MEBLE”, a przede wszystkim napis „MOTOR” wraz z wykonanym z neonowych rurek kształtem motocykla typu SHL, umieszczony nad GS-owskim sklepem z rowerami przy ulicy 1 Maja.
Jeszcze piękniej i jeszcze bardziej światowo prezentowały się neony rozświetlające częstochowskie Aleje Najświętszej Marii Panny. Ta główna arteria Świętego Miasta była rozświetlona, jak metropolia. Najpiękniej prezentował się neon „COCKTAIL-BAR” widniejący nad tak zwanym „Kacem” obok Domu Handlowego „Merkury”, nad którym również jarzył się piękny naeon o treści „MERKURY” z czapką mitycznego Merkurego wygiętą ze świecących rurek. Ale dla mnie, i jak podejrzewam, dla większości ówczesnych dzieciaków, najbardziej atrakcyjny był neonowy kot w butach nad sklepem obutwniczym (dawniej firmy Bata) przy skrzyżowaniu Drugiej Alei z Aleją Wolności. Ustrojona w wielobarwną szatę neonów Częstochowa stała się miastem wojewódzkim.
„– Do tej pory mieliśmy województwo w Katowicach, a teraz jest w Częstochowie” – powiedziała do mnie mama. A ja, głupek, zapytałem: „– A kiedy będzie w Blachowni?”. Mama spojrzała na mnie ze zdziwieniem. No, bo może Blachownia na taki zaszczyt nie zasłużyła. Ale za to Czestochowa – na pewno tak. W tym mieście było więcej neonów i były ładniejsze (chociaż motocykl nad sklepem GS-u nie był wiele gorszy od kota w butach). Ale przecież w Częstochowie były wtedy już dwie wyższe szkoły. Obok Politechniki wyrosła przecież WSP, przekształcona z istniejącej od 1971 roku Wyższej Szkoły Nauczycielskiej.
Przyjazna, rodzinna uczelnia
Trzeba zaznaczyć, że już w „moich” czasach uczelnia była przyjazna dla studentów, którzy zjeżdżali tutaj nie tylko z Radomska i Wielunia. Był nawet kolega z Warszawy, który wolał studiować tu niż na Uniwersytecie Warszawskim lub innym, bo na Uniwersytet Warszawski lub inny nie chcieli go przyjąć, a tutaj miał wujka i go przyjęli. Bo ta nasza kochana buda to uczelnia nie tylko przyjazna, ale przede wszystkim rodzinna. Tradycją jest, że pracują tu całe, wielopokoleniowe rodziny. Na przykład pan profesor uczelniany, córka pana profesora, mąż córki pana profesora. Albo pani profesor uczelniana, córka pani profesor, siostrzenica i chrześnica pani profesor. Albo ojciec z synem. Albo mąż z żoną. Bo kto lepiej oceni kwalifikacje kandydata na posadę, niż rodzina. „W rękach stanu nauczycielskiego spoczywa wychowanie narodu” – głosił, nieistniejący już napis na starym budynku głównym.
Z życia cyganerii
„– Chodźmy do Staszka, bo on zawsze ma” – mówił Tadek Gierymski zawsze wtedy, gdy miał ochotę jeszcze poczytać, a nie było już nic do czytania, ani pieniędzy na nowe książki.
Wystarczyło powiedzieć: „Staszek” i od razu było wiadomo, o kogo chodzi. Bo Staszek był tylko jeden. Staszek nie pochodził stąd i dlatego nie używał dominującej na Ziemi Częstochowskiej formy „Stasiek”. No więc szliśmy do Staszka, bo on, rzeczywiście zawsze miał nowe książki. Był przecież dyrektorem Wydawnictwa WSP. Staszek nie krył dumy z tego, że częstochowska Uczelnia wydaje rocznie więcej książek niż np. Uniwersytet Warszawski. Był moim przyjacielem i jakoś niezręcznie mi było zwrócić mu uwagę, że może niekoniecznie ilość jest ważna. Tak samo jak wahałem się, czy zwrócić Staszkowi uwagę, iż może nieeleganckie jest, że w kolofonie wydawanych przez niego książek figuruje, jako korektor, syn Staszka, o tym samym nazwisku. Niestety, już nigdy tego Staszkowi nie powiem, bo, niestety, zmarł. Żyją natomiast inni pracownicy dawnej WSP, a dzisiejszej AJD. Dlategomogę tym państwu serdecznie podziękować za ich trud pedagogiczny, za ich przyjazność, rodzinność i ciepło.
Postscriptum
Z przykrością informuję, że mój poprzedni artykuł na temat naszej Uczelni, który ukazał się w numerze 44 z dnia 29.10.2015 r., nie został przez Kadrę AJD przyjęty z zadowoleniem. Przykro mi z tego powodu.
I choć pan rzecznik prasowy kilka razy telefonował do mnie, żeby zmienić tekst w już wydrukowanej gazecie, nie dało rady.
Marcin Paruzel.
ABSOLWENCI MÓWIĄ:
JANUSZ PAWLIKOWSKI: Skończyłem filologię polską w 1991 r. Gdy szedłem na studia, myślałem o zawodzie nauczyciela, jednak ten powód wyboru studiów stawiałem na równi z faktem, że myślałem o literaturze jako sposobie na życie
i filologia polska miała mi w tym pomóc. W szkole nie pracowałem jednak – jeśli nie liczyć epizodów z praktykami czy prowadzeniem paru lekcji związanych z wiedzą o regionie i oczywiście masy warsztatów dziennikarskich, bowiem już w czasie studiów wciągnęło mnie dziennikarstwo i jest moim zawodem do dziś. Studia dały mi podstawy warsztatu, analitycznego patrzenia na tekst i gramatyki, umiejętność zadawania pytań w rozmowie
z ludźmi oraz jeszcze jedno, czego nigdy nie kryję: chęć pokonywania nieśmiałości w kontaktach z innymi, nad czym także do dzisiaj pracuję.
ARKADIUSZ FRANIA: Ukończyłem filologię polską w 1999 roku. Rozpoczynając studia, bardziej myślałem o możliwości uzyskania „narzędzi do obsługi literatury”, niż o ewentualnej pracy w szkole.
W 1994 roku miałem za sobą pierwsze publikacje wierszy i polonistyka wydawała mi się kierunkiem najbliższym sercu, i w istocie ono odegrało decydującą rolę, bo po I roku zawarłem związek małżeński
z koleżanką-studentką z równoległej grupy. Jakkolwiek nie przyświecała mi idea wstąpienia w szeregi nauczycielstwa polskiego, jeszcze w trakcie studiów (V rok) przez 4 miesiące próbowałem uczyć, czyli właściwie „być uczycielem” (żeby posłużyć się terminem z „Konopielki”) w szkole podstawowej. Po skończeniu polonistyki nie pracowałem w zawodzie.
GRZEGORZ NITA: W 2007 roku ukończyłem edukację artystyczną Nie chciałem
być nauczycielem, tylko artystą. Jednak z konieczności kilkakrotnie podejmowałem pracę w róznych szkołach, pracując w zawodzie nauczyciela w sumie trzy lata.
JOANNA K.: Filologię polską ukończyłam w 1994 r. Nigdy nie chciałam być nauczycielką, bo moja mama nią była i dosyć się na to napatrzyłam. Poszłam na WSP tylko dlatego, że nie miałam możliwości wyjazdu na studia do Warszawy lub Krakowa. Po studiach tylko przez chwilę, na zastępstwie, pracowałam jako nauczycielka i gdyby była możliwość zatrudnienia na stałe, pewnie bym została w tym zawodzie. Ale tejmożliwości nie było.
M.K.: Ukończyłam filologię polską w 2000 roku. Podejmując studia zamierzałam pracować jako nauczyciel języka polskiego. Jednak po studiach, z uwagi na ukończone dodatkowo studia podyplomowe – kierunek dziennikarstwo, pracowałam w redakcjach. Nigdy nie pracowałam w szkole.
SYLWIA P.: Ukończyłam wychowanie plastyczne w 2001 r. Nie zamierzałam być nauczycielką, chciałam być malarką :). Pracowałam jako nauczycielka plastyki
w gimnazjum przez 5 lat, zrezygnowałam, bo znalazłam bardziej opłacalna finansowo pracę. W większości gimnazjach nie ma całego etatu dla nauczyciela plastyki. Nie chciałabym juz do tego zawodu powrócić.
AGATA P.: Nie pamiętam, kiedy konczyłam WSP? Nie chciałam pracować
w zawodzie nauczyciela, na pewno nie w normalnej szkole, może w prywatnej, ale poszłam w innym kierunku.
Mężczyzna, lat 47: Filologia polska, 1994 rok ukończenia. Rozważałem pracę w zawodzie nauczyciela. Mam 13 lat stażu w tym zawodzie.