Marzy mi się sezon ogórkowy, leniwość i wymyślanie wodnych potworów straszących letników w kurortach. A tu nic z tych rzeczy, gorączka polityczna nie spada poniżej 38 stopni, ani przemowy, ani aspiryny nie skutkują. A potwory same wyłażą, ponoć po Kanale Gliwickim kursują śnięte 2-metrowe sumy, uduszone dzięki kopalniom. Algi złociste i zdechłe płotki czekają pokornie, by politycy pochylili się nad ich losem.
Pochył polityka jest dla mnie figurą koszmarną, zwłaszcza, gdy wspomnę o posturze dwóch częstochowskich parlamentarzystów miary 2-metrowej. Ale tak się utarło mówić. Ktoś napisze, słowo ujawni problem, wyprzeć go się nie da. Wtedy, ze swej wysokości, oglądający całokształt kraju polityk, pochyla się nad szczegółem (wszyscy klaszczą!!!), a co gorsza deklaruje wolę rozwiązania (aplauz publiki!!!). Problem, jak wiele innych, sam by się rozwiązał, ale wówczas polityk z centrum nie miałby zajęcia.
Wspomniany rybi problem składa się z wielu problemików szczegółowych, nad którymi też się trzeba pochylić. Zatem jest problem Kanału Gliwickiego. Wybudowano za Hitlera wodną autostradę, by dowozić węgiel z Gliwic do Opola. Dziś węgla w Gliwicach nie ma, a w Opolu nie będą go potrzebowali, trzeba pogłówkować jaki towar wozić po kanale. W dodatku klimat się zmienia, wody brakuje, podróż wodna możliwa jest tylko przez 4-5 miesięcy w roku. Z koleją, mimo uporczywych prób jej popsucia, barka nie wygra. Sensowną użytecznością kanału jest transportowanie solanki z kopalń do morza, by Bałtyk był słony. Tu pojawia się wątpliwość. Bywają jeszcze w Polsce zimy, a wtedy ulice soli się materiałem wydobywanym w Kłodawie lub sprowadzanym z Ukrainy. Jako laik uważam, że sól to sól, może lepiej zamiast wydobywać, importować, dowozić, to rzucić przeciw lodowi solankę z kopalń. Pomysł chyba lepszy, niż dosalanie słonego morza. W dodatku, spływająca kanałem i Odrą, solanka przyczynia się do inwazji rdzy, korodując wszystko co metalowe po drodze, wymuszając tym samym coraz większe wydatki na regulacje rzek.
Na domiar złego, ryby narzekają (a raczej w ich imieniu wędkarze). To można znieść ze spokojem, 90% elektoratu łowi ryby w „Biedronkach”, te pływające w Odrze i Wiśle nie mają znaczenia konsumpcyjnego. Zresztą solanka i inne roztwory już zrobiły co mogły, by to znaczenie konsumpcyjne ograniczyć, kto by smażył rybę nasączoną połową tablicy Mandelejewa, jeszcze by te rybie kwasy patelnie przeżarły. Ogólnie widok i zapach ton śniętych ryb w Odrze nie jest sympatyczny. Ale pan Rachoń z TVP dostanie zadanie, zrobi serial tłumaczący, że jest to krajobraz niemiecki, stworzony przez UE, ilustrujący zgniliznę kapitalistycznego Zachodu. Po Bugu, szanowni państwo, ani solanki ani zdechłe sumy nie pływają…
Pochylony nad gliwicko-kanałowym problemem polityk, rozpatruje wszelkie racje, by znaleźć uzasadnienie nic-nie-robienia. Ale na nic-nie-robienie można sobie pozwolić po wyborach, przed nimi przynajmniej trzeba coś obiecać. Więc obiecuje pierdyliony na modernizację Kanału Gliwickiego, na zwiększenie spustu solanki, na budowę barek węglowych kwasoodpornych, na spalanie dostarczonego tymi barkami węgla, a na koniec na sprzątnięcie zwłok wszelkich istot zabitych przy okazji modernizacji. Każdy problem bowiem można utopić zalewając go strumieniami pierdylionów złotych polskich.