Oczko się wodne temu misiu wybiło…

Bezcenny jest widok twarzy specjalisty, gdy w jego obecności polityk wygłasza „słuszne głupstwa”. Ot, takie entuzjastyczne stwierdzenie, że zabezpieczymy się przed suszą, gdy przed każdym domkiem będą oczka wodne, więc państwo (Jaśnie-Państwo Polskie) wyda na ten cel 100 mln zł w ciągu czterech lat. Domków, gdzie można zrobić oczko wodne jest ponad milion. Każdy właściciel  będzie mógł dostać 100 zł, by sobie dołek wykopać. Efekt uzyskamy prawie taki jak kiedyś ze zbierania stonki… 

Ponieważ spadł deszcz, nie mówi się o suszy. A gdy deszcz przestanie padać, nie będziemy obawiać się powodzi. Innymi słowy, póki twardo siedzimy na tyłku, możemy lekceważyć prawa grawitacji. Niestety, choćbyśmy udawali najmądrzejszych, to owe prawa fizyki działają. W Polsce zatrzymujemy jedynie 6,5% wody jaka spada na nasze terytorium. Resztę możliwie szybko ekspediujemy do Bałtyku. Starając się o szybkość transportu zmieniliśmy rzeki w kanały spławne. Wielkim wysiłkiem i wielkim kosztem zafundowaliśmy sobie problemy: gdy są mniejsze opady mamy suszę, gdy większe powódź. Teorię, dlaczego tak jest, wykładają w szkole podstawowej.
Jest jednak szereg podobnych mądrych rzeczy, które uczą w szkołach podstawowych, a które wyrzuca się z głowy po szkolnym dzwonku. Uczą nas, że jak się wykopie ogromny dół, to on ściągnie wodę z całej okolicy. Pokazują na filmach, że jak się wytnie lasy górskie, to woda z większą gwałtownością spadnie w doliny. Że jak się pokryje betonem 100 m² placu, to w czasie deszczu z tego miejsca trzeba odprowadzić 3000 litrów wody (sto wiaderek). To wszystko są banały, ale ludzie wyuczeni tych banalnych oczywistości idą do polityki lub gospodarki, potem kopią wielkie doły pod Bełchatowem, rąbią beskidzkie lasy, pokrywają miasta i wsie betonem.
Zgodnie z deklaracją Państwowego Gospodarstwa Wody Polskie, chcąc odrobiną zwiększyć retencjonowanie wód opadowych w naszym kraju, niezbędne jest wydanie w tym roku 2 mld zł. Taka jest cena dopuszczenia głąbów do władzy. 

Żeby jednak nie skrzywdzić pochwałami Wód (i Wódek) Polskich, w tych 2 mld zł „mieszczą się” dwa zbędne duże zbiorniki oraz kolejny etap przekopywania Mierzei Wiślanej. Koszt przekopu szacowany jest na 1 mld zł. Potem dojdą dalsze problemy: trzeba zbudować port morski w Elblągu, trzeba do tego miasta doprowadzić jakiś transport, by wywozić przywożony towar…itd. Piramidy Cheopsa to przy tym pikuś, bo jak je postawiono to sobie stały, port trzeba będzie przez dziesięciolecia jakoś żywić. A wszystko to przez Edmunda Krasowskiego…

Edmund był w 1989 r. wybrany posłem z Elbląga, przy tej okazji robił kampanię wyborczą niejakiemu Jarosławowi Kaczyńskiemu. Chłopaki się zaprzyjaźniły, Edmund jako jeden z pierwszych zapisał się do PC. W 1992 r. poseł PC Edmund dokonał historycznego rejsu swoją żaglówką, wydostając się z Zalewu Wiślanego przez Cieśninę Pilawską. Ponieważ mu sołdaci z Bałtijska pokazali fucka, przyszło mu przekonać Kaczyńskiego, że bez zdobycia Kaliningradu, względnie bez przekopania mierzei, Polska nie będzie Polską, a Polak Polakiem. 

I tak to jest, że można się w szkołach uczyć mądrych rzeczy. Ale jak przyjdzie co do czego, w normalnym życiu, decydujący okazuje się przypadek. Zapamiętajcie więc, że taniej jest bohaterom budować pomniki ze złota, niż ich dopuścić do władania naszymi pieniędzmi.