Nie ma, że boli Historia zaczęła się 23.07 br. Wieczorem mocno zaczął mnie boleć ząb (ósemka zablokowana przez siódemkę). Ot ząb, ktoś by powiedział. Nie ja pierwszy i nie ostatni z bólem zęba. Oczywiście cała niedziela na silnych lekach przeciwbólowych. W poniedziałek nie poszedłem do pracy (dobrze, że szef wyrozumiały ) i od rana dzwonię do przychodni czy mnie przyjmą z bólem.
Pani w gabinecie (bo tam zostałem połączony) zapytała czy mam skierowanie (z tego co wiem do dentysty nie jest wymagane, chyba że do chirurga szczękowego). Wytłumaczyłem, że jest godz. 7.30 rano w poniedziałek i skąd mam jej wziąć to skierowanie. Następne pytanie, jakie padło z jej strony to czy jestem ubezpieczony. Oczywiście, że tak. Proszę przyjechać. Tak więc następna tabletka i jadę. Na miejscu kolejka nie mała ale czekam. Pół godziny mija, w szczęce rwie niesamowicie, człowiek spuchnięty jak prosiak, wchodzę do gabinetu spytać się tej Pani, co rano przez telefon z nią rozmawiałem czy mnie łaskawie przyjmą. A Pani pyta: a skierowanie jest? Ja mówię, że rano rozmawialiśmy, że nie mam. Bez skierowania ani rusz – usłyszałem. Zagotowałem się do czerwoności (każdy by się pewnie zirytował). Wkurzony, żeby nie nazywać inaczej, pojechałem do niepublicznej przychodni na Zajączka, gdzie zostałem przyjęty w ramach NFZ na konsultację. Lekarz przepisał antybiotyk i silny lek przeciwbólowy. Powiedział, że w tym stanie nie przeprowadza się ekstrakcji zębów. Dał tydzień i poinformował, że mogę u nich usunąć przeszkodę w dwojaki sposób: na kasę, gdzie termin ok. października i nie wiadomo czy będą w październiku kontrakty albo prywatnie (400 zł) zaraz po wybraniu antybiotyku. W sumie w desperacji byłbym i skłonny zapłacić ale pomyślałem: płacę składki (tzn. zakład) i dlaczego jeszcze ma do tego dokładać. Nie. Zacząłem brać leki i jakoś 5 dni się przemordowałem. W między czasie u lekarza rodzinnego dostałem skierowanie. 29.07. jadę na Kilińskiego 166 z nadzieją ulgi. I co się okazało. Pani na rejestracji oddaje mi kartę chipową wraz ze skierowaniem i mówi, że nie przyjmie ponieważ karta chipowa jest nie aktualna (zapomniałem zmienić adresu zamieszkania). Ja Pani tłumaczę, że aktualne dane osobowe zawiera mój dowód, a karta jest od tego, żeby potwierdzić, czy jestem ubezpieczony. Kategorycznie nie. Można się BARDZO zdenerwować. Jadę do NFZ Cz-wa ze skargą, że zaistniała taka sytuacja. Z miejsca dostałem telefony do przychodni stomatologicznych, w których jak się okazało w tym samym dniu udzielono mi pomocy (ząb został usunięty). Na miejscu w NFZ przy okazji złożyłem wniosek o zmianę nieszczęsnej karty. I tak cały tydzień z bolącym zębem zanim człowiekowi udzielono pomocy, która mu się należy. Za którą płaci i co z tego ma? Jednym słowem: g… Żenada.
Pozdrawiam