NASZ TEMAT„Czytałam wcześniejsze artykuły w Tygodniku na temat częstochowskiego SOR-u przy szpitalu na Parkitce. Pomyślałam więc, że i moja sprawa jest bulwersująca i warta opisania, jako przestroga dla innych.
Na początku czerwca po raz kolejny zgłosiłam się sama do Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego przy ulicy Bialskiej w Częstochowie, bo od lat mam poważne problemy z sercem. Wówczas nie otrzymałam żadnej pomocy. Dosłownie za kilka dni później traciłam przytomność i zanikało mi tętno, więc karetka na sygnale zawiozła mnie ponownie na SOR. Ponad 4 godziny czekałam na to, by ktokolwiek mnie zauważył. Owszem po kilku godzinach przyszedł lekarz i zalecił mi założenie Holtera EKG, po czym poszedł. Zatrzymałam go pytaniem: czy ktoś może mi w tym szpitalu pomóc, w odpowiedzi usłyszałam, że udzielono mi przecież pomocy w postaci konsultacji kardiologicznej. Gdy wróciłam do domu mój stan zdrowia stale się pogarszał – kilkakrotnie traciłam świadomość. Pomyślałam wtedy, że tego Holtera muszę zrobić prywatnie. Pojechałam na Śląsk i tam w ciągu zaledwie jednej godziny od razu miałam przydzielone miejsce na oddziale i dopiero tam się mną zaopiekowano. Zrobiono mi od nowa wszystkie badania i podłączono mi Holtera. Potem w przeciągu 2 tygodni wczepiono mi rozrusznik serca. Teraz mój stan zdrowia jest znacznie lepszy.
Tu w szpitalu na Parkitce zalecano mi kupienie sobie leków na nerwy, bo podobno jestem znerwicowana i… tyle. Cały ten SOR na Parkitce powinien być zlikwidowany. Przyjrzałam się temu, co tam się dzieje, gdy czekałam na pomoc. To jest w ogóle karygodne, by bardzo chorzy ludzie musieli korzystać z pomocy w klinikach na śląsku zamiast w swoim mieście.
Wierna Czytelniczka.”