Jeżeli chodzi o panią Dorotę Rabczewską, nazywaną Dodą, to uważam, że z posiadanym talentem i urodą mogłaby zrobić karierę piosenkarki. Trochę nawet szkoda, że los skazał ją na ciężkie życie celebrytki: musi w reklamie chodzić po supermarketach i kolanami świecić.
Jest szereg ludzi o niewykorzystanych zdolnościach. I są też ludzie zdolni… do wszystkiego. Wydaje się, w odniesieniu do tych drugich, że niewiele straciłby polski świat, gdyby producenci filmowi zamienili się miejscami z budowniczymi autostrad. Jedni i drudzy są pełni najlepszej woli, pracują ciężko dla dobra ogólnego, chcą gonić cywilizowany kraj i zdobywać „oskary” za swoje wymiary. Tyle, że nie zawsze im to wychodzi. Zamiana ról byłaby na miejscu. Nie tylko dlatego, że produkcja autostrad rodzi większe straty niż produkcja filmu (a od czasu powstania Metro-Goldwyn-Meyer wiemy, że przyzwoity film zarabia na przyzwoitych stratach). Bardziej kręci mnie nadzieja, że kryminał lub horror wyprodukowany przez budowniczego autostrady wyjaśni nam w sposób zrozumiały paradoks matematyczno-fizyczny.
Koszt budowy autostrady w kraju nizinnym, w Polsce, jest znacznie wyższy niż w górzystych: Słowacji, Czechach czy Hiszpanii. Właściwie wyższe koszty w Europie ma tylko Szwajcaria, bo tam jest mocny frank i trzeba budować tunele. Zdecydowanie niższe są za to w Polsce koszty robocizny i większości materiałów budowlanych (oprócz asfaltu – o to dba państwowy właściciel Orlenu). Niemcy czy inni Brukselczycy, nie mogąc faktu tego pojąć, zaczęli podejrzewać, że owe wysokie ceny są wynikiem zmowy cenowej budowniczych. I się zrobił raban…
Gdyby jednak urzędnicy w Brukseli czytali polską prasę, wyszłoby na to, że w Polsce budowniczowie realizowali autostrady pod przymusem, godząc się na płatności niższe niż koszty wykonania. Z tego powodu wielcy budowniczowie zbankrutowali (lub byli temu bliscy), a ich podwykonawcy znaleźli się na lodzie bez pieniędzy. Gdyby więc zsumować jedno z drugim, wyszłoby, że budowniczowie zmawiają się na wspólną cenę, ta zaś jest niższa od ponoszonych przez nich kosztów. Diaboliczny spisek, by w obawie o bankructwo doprowadzić swoja firmę do upadłości. Chłopcy (bo budownictwo autostrad jest domeną męską) kombinują jak mogą, mówią szyfrem przez telefon, kupują kossaki dyrektorom GDDKiA, piją ciepłą wódkę w „Mariocie”; wszystko po to, by ustalić zmowę cenową przynoszącą wszystkim uczestnikom straty. Można mieć nadzieję, że w ślad za budowlańcami pójdą bankierzy, gazownicy i piekarze: więcej gotówki pozostałoby u konsumentów.
Wykrycie spisku nie ułatwia nam rozszyfrowania całej zagadki. Jeżeli wykonawcy zmawiają się, by budując poniżej kosztów własnych i po bohatersku znosząc straty, bankrutować; to dlaczego koszt budowy autostrady jest wyższy niż w Czechach, gdzie panuje zwykła korupcja? Wytłumaczenie jest tylko jedno, zaprzeczające prawom fizyki poznanym w szkole podstawowej. Problem wynika z nizinności naszego kraju: „grucha” betonu wylana na płaskie kosztuje więcej od lania na pofałdowane. Dlaczego tak jest i co na to lekarze….tego nie wiem.
Chyba, że jest tak jak z panią Dodą i piłkarzami nożnymi. Mają wszystko co trzeba, by odnieść realny sukces, a oni wolą kolanami w supermarkecie świecić.
1 Komentarz
Na pewno byĹ bardzo wodgyny i bezpieczniejszy w czasach gdy jeĹşdziĹo siÄ konno z broniÄ przy pasie MajÄ c przeciwnika po prawej stronie Ĺatwiej byĹo go pacnÄ Ä mieczem w razie jakiejĹ zwady A co do reszty: wydaje mi siÄ, Ĺźe to po prostu kwestia przyzwyczajenia
Na pewno byĹ bardzo wodgyny i bezpieczniejszy w czasach gdy jeĹşdziĹo siÄ konno z broniÄ przy pasie MajÄ c przeciwnika po prawej stronie Ĺatwiej byĹo go pacnÄ Ä mieczem w razie jakiejĹ zwady A co do reszty: wydaje mi siÄ, Ĺźe to po prostu kwestia przyzwyczajenia