Proces w Oslo odnawia rany zadane społeczeństwu na wyspie Utoya. Społeczeństwu nie tylko norweskiemu, ale europejskiemu…
Boli świadomość, że w naszym kręgu cywilizacyjnym może trafić się patologiczny zabójca mordujący z zimną krwią dzieci. Patrząc na obraz z procesu, widząc wypiętą na ogół arogancką twarz zbrodniarza, widząc jego gest pogardy z podniesioną pięścią, czujemy, że żadna kara dopuszczalna norweskim kodeksem karnym nie będzie sprawiedliwą odpłatą.
Gdyby chociaż było możliwe, żeby temu człowiekowi kazać non-stop patrzeć na zdjęcia ofiar. Tak, aby nie mógł od tego uciec, by ciągle widział zabitych: jak się rodzili, jak przyjmowali chrzest święty… Tak, aby poczuł klimat radości w czasie ich kolejnych urodzin, by poznał ich życie w szkole, w kręgu przyjaciół, chwile wesołe i smutne, pierwsze miłości, pierwsze marzenia… Aby poznał 77 razy wartość tego, co haniebnie ukradł, by poznał wielokrotnie pomnożone przez 77 łzy ich bliskich. Niech ogląda to tak długo, aż poczuje rzeczywistą skruchę; niech czuje ten ciężar na sumieniu do końca świata i jeszcze dłużej. Niestety, prawo norweskie zabrania stosowania tortur, nawet takich, jak opisane tortury psychiczne.
Dramat na Utoyi był dla Norwegów czymś porównywalnym z naszą traumą po Smoleńsku. W katastrofie TU- 154 zginęli przedstawiciele politycznej elity; na Utoyi wymordowano przyszłą elitę… Była to młodzież w pewien sposób wybrana, wybijająca się zdolnościami i aktywnością społeczną, na jej rozwój patrzono z wielką nadzieją. Śmierć dziecka boli bardziej niż śmierć ojca, bo zabójca dziecka kradnie naszą przyszłość.
Ból w Norwegii i w Polsce podobny, lecz na tym analogie się kończą. Żadna poważna siła polityczna w Norwegii nie wykorzystuje dramatu, aby głosić hasła o konieczności przywrócenia kary śmierci. Żadna opozycja nie wykorzystuje tragedii do atakowania rządu. A jedno i drugie byłoby uzasadnione. Zasada „krew za krew zawsze wydaje się najbliższa sprawiedliwości. Działania norweskich służb bezpieczeństwa cechowała kompromitująca niewydolność – przez godzinę nie udało się zorganizować akcji ratującej dzieci przed uzbrojonym, mordującym z zimną krwią psychopatą. W tle tej nieudolności możliwe i zrozumiałe byłoby mnożenie różnych teorii spiskowych; dowodzenie, że pan B. nie mógł działać sam, ktoś musiał to wszystko przygotować i osłaniać mordercę.
Podkreślmy to wyraźnie, bo rzecz nie dotyczy tylko Polski: w obliczu wielkiej, niewytłumaczalnej tragedii rzeczą normalną jest wzrost popularności radykalnych haseł, mnożenie teorii spiskowych o globalnym zagrożeniu, żądanie „głów” ministrów odpowiedzialnych za bezsilność służb powołanych, by nas chronić. Dlaczego więc takiego klimatu nie ma w Norwegii ? Dlaczego tam nie pisze się o „poległych” na Utoyi? Właściwie, określenie to jest odpowiedniejsze dla osób zabitych kulą karabinową niż dla ofiar wypadku komunikacyjnego.
Trzeba mieć w sobie wielki szacunek do własnego kraju, by w obliczu przerażającej tragedii potrafić zachować, bronić i chronić wartości, które wielkość Ojczyzny budowały. Trzeba wielkiej odwagi, by obronić ideał demokratycznego państwa prawa.