Ponieważ kiedyś miasta budowane były dla ludzi, wybrałem się, swoim zwyczajem, z dzielnic Trzech Wieszczów do archiwum państwowego na ul. Reytana. Człowiek chodzi „na pamięć”, więc jak dawniej pospacerowałem przez wiadukt, ulicę Bór, przejście pod trasą DK-1, z zamiarem przejścia przez kładkę nad torami. I klops – kładka zamknięta: remont. Z rozpędu poleciałem dalej, docierając do ul. Reytana i archiwum, poprzez aleję Pokoju.
Spacer dobry dla zdrowia. Mogłem także dotrzeć tam zbiorkomem, ale na ul. Reytana jeździ 23 co godzinę, irytacja tym jest szkodliwsza od spaceru. Dojazd samochodem od Śródmieścia też nie byłby przyjemny, bo nowa inwestycja drogowa zafundowała nowe korki na ul. Krakowskiej. Mogłem się pocieszać „sam tego chciałeś. Grzegorzu Dyndało”, kto bowiem mądry chodzi do archiwum, skoro w Śródmieściu ma o wiele ciekawsze atrakcje. Na ul. Reytana jednak nie znajduje się tylko archiwum, jest także izba skarbowa, liceum społeczne, sala sportowa „Częstochowianki”, szereg wtopionych w dawną zieleń parkową obiektów, które mogą i powinny dobrze służyć ogółowi społeczności. Szerszym tematem jest odcięcie wschodnich obszarów Częstochowy najpierw linią kolejową, potem rozcinającą miasto trasą DK-1. Starsi osobnicy, a do takich się zaliczam, pamiętają, że skutkiem cięcia trasą była degradacja tamtej części. Wypadałoby z okazji kosztownej modernizacji „gierkówki” co nieco naprawić…
Spacerowałem z rozpędu przez nieznane geografom obszary Rakowa, przez zapomniane ulice Tetmajera, Bardowskiego, kwartały wciśnięte między trasę i kolej. Przypomniałem sobie, że ten obszar wyznaczony został jako przeznaczony do rewitalizacji. Hm, ciekawa sprawa: rewitalizacja brzmi tak pięknie jak modernizacja, tak pięknie, że nikt nie wie o co chodzi. Co było nowoczesne, trzeba unowocześnić, coś było witalne (żyjące?), to znów ożywmy (zrewitalizujmy). Z rozpędu w jednym mieście chcieli nawet cmentarz zrewitalizować. Gdy nie udało się ożywić nieboszczyków, poprzestano na modernizacji. Od-żywienie, bo tak chyba tłumaczy się słowo rewitalizacja, zakładać powinna, że w dane miejsce będą powracać ludzie. Przy takim tłumaczeniu rewitalizacja Alei NMP to katastrofa, przybyło marmurów, ale ludzi, stałych mieszkańców, ubyło. Podobnie może być na ul. Bardowskiego i ul. Tetmajera, skoro obszar jest odcięty komunikacyjnie, to jego mieszkańcy stają się wykluczonymi, a więc mobilizowanymi do ucieczki z nieludzkiej sfery miasta.
Innymi słowy są jakieś plany rewitalizacyjne i inne plany rozwoju układu drogowego. Jedne chcą ożywić, sprawić, by ludziom mieszkało się lepiej i nie chcieli uciekać ze swych osiedli. Drudzy to unieważniają, uznając, że miasto nie jest od siedzenia, lecz by przez nie wygodnie tranzytem przejechać. Może i to drugie założenie ma sens, bo każdy dom, fabryka, obiekt publiczny to barykada przestrzeni. Gdyby nie było Częstochowy, podróż z Katowic do Warszawy byłaby szybsza. Z drugiej strony poczuć można smak goryczy: czy my częstochowianie jesteśmy już tak nieważni, że trzeba po nas tylko tranzytem pojechać? Kto by jednak zwracał uwagę na gorycz wykluczonych.
Spacer jest dobry dla zdrowia i poprawia myślenie. Życzę nowym radnym zarówno zdrowia, jak i sił do pieszych spacerów, by ich myśl o mieście dostrzegła także ulicę Bardowskiego, Tetmajera, Reytana. Tam też bywają ludzie.
Jarosław Kapsa