Sporo zamieszania wśród opinii publicznej wywołał radny miasta Częstochowy Krzysztof Świerczyński (startował z listy Polska 2050), po tym, gdy ogłosił, że odchodzi z klubu radnych Koalicji Obywatelskiej. Media społecznościowe poszły w ruch, a w nich sugestie, że Świerczyński nie odszedł dobrowolnie, co można było wywnioskować z jego oświadczenia, a został z KO usunięty, o czym z kolei na Facebooku Sympatyków Koalicji Obywatelskiej w Częstochowie poinformowała przewodnicząca klubu Joanna Rekwirewicz (Koalicja Obywatelska).
Tak po prawdzie nie ma większego znaczenia kto z kogo zrezygnował, bowiem relacje radnego z działaczami KO od dawna były napięte, więc wcześniej czy później któraś ze stron powiedziałaby pas. Na uwagę mieszkańców zainteresowanych życiem publicznym, zasługuje decyzja lokalnej KO, która najwyraźniej ma problemy z liczeniem. Jeśli rzeczywiście wyrzucono Świerczyńskiego z szeregów klubu – zapewne za zgodą liderki KO w Częstochowie Izabeli Leszczyny – to na własne życzenie Koalicja odbiera sobie cenne głosy w radzie miasta, a ma ich coraz mniej (ostatnio straciła radnego Łukasza B., nad którym „wisi” prokurator). W tej sytuacji, celowe osłabianie i rozgrabianie głosów w radzie – trąci sabotażem.
Częstochowska Koalicja Obywatelska w wiosennych wyborach samorządowych 2024 roku wprowadziła do rady miasta 7 radnych. Ten wyjątkowo dobry wynik, najlepszy od wielu kadencji – w poprzedniej KO miała 3 radnych, a jeszcze wcześniej 5 – nie był oczywiście ani zasługą liderki KO Izabeli Leszczyny, ani samych kandydatów, a krajowych notowań partii Donalda Tuska.
W tych samych wyborach do rady miasta, z listy Trzeciej Drogi, dzięki posłowi Piotrowi Strachowi (Polska 2050) wystartowali – z powodzeniem – Krzysztof Świerczyński i Marcin Maranda. Panowie mieli długą, 5 i półroczną przerwę w pracy na rzecz samorządu.
Na jednej z pierwszych sesji rady miasta doszło do zaskakującego mariażu (porozumienia o współpracy) Koalicji Obywatelskiej w liczbie 7 radnych z dwuosobową reprezentacją w radzie miasta Polski 2050 – Maranda i Świerczyński. Obaj panowie „zapisali się” do klubu radnych KO, a taka przynależność oznacza wspólne cele, podobne poglądy, a przede wszystkim lojalność, posłuszeństwo i głosowanie na sesjach za uchwałami kolegów z jednego klubu. A że z kolei KO jest w koalicji z Lewicą i wspólnie z nią rządzi Częstochową od 2014 roku, co radni potwierdzają karnie głosując zgodnie z wolą władz lewicowych – to i nowy narybek w KO (Maranda i Świerczyński) musiał się do ustalonych zasad dostosować. Tym samym dwaj reprezentanci Polski 2050 stali się częścią politycznego układu, dołączając do koalicji SLD i PO.
Tak czy inaczej, lokalna KO pokazała światu, a zwłaszcza Lewicy, że moc jest z nią, bo miała do dyspozycji na 25 radnych aż 9 szabel.
Sytuacja zaczęła się komplikować, gdy radnemu Świerczyńskiemu coraz częściej przydarzało się głosować inaczej niż rządząca miastem kompanija cała. Tu i ówdzie padały głosy o potrzebie zdyscyplinowania niepokornego Świerczyńskiego, a za wzór wierności podawano Marcina Marandę. Przykład był dalece nietrafiony, bo Maranda wiele KO zawdzięcza. Dzięki nowej matce-partii powrócił z wygnania z Konopisk, gdzie pracował w Bibliotece Publicznej i od razu wskoczył na stanowisko zastępcy dyrektora Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego w Częstochowie (plus bonus – członkostwo w radzie nadzorczej spółki w Sosnowcu).
Krzysztof Świerczyński natomiast, z zawodu psycholog, pracuje w szkole i domu dziecka. Mimo awansu politycznego, pracy nie zmienił i nie objął żadnego stanowiska w spółkach.
By jednak zbyt miło nie było… Krzysztof Świerczyński nie jest typem wojownika, a jeszcze dalej mu do zwierzęcia politycznego. Dobrowolnie dał się wciągnąć w środek zgniłego kompromisu, by potem niezgrabnie lawirować podczas obrad sesji radnych – to wstrzymując się od głosu, to wychodząc z sali sesyjnej (od początku kadencji w aż 43 głosowaniach nie brał udziału, mimo że był na sesji). Od czasu do czasu przypominał KO o swoim istnieniu, oddając głos przeciwny niż koalicjanci, niestety w sprawach błahych.
Niezależnie od tego, kto z kogo zrezygnował – czy KO wyrzuciła z klubu radnych Krzysztofa Świerczyńskiego, czy ten odszedł sam – lokalna Koalicja niebezpiecznie zbliża się do odstrzelenia sobie głowy (stopy i inne członki straciła już dawno). Afery przestępcze z udziałem najwyższej rangi częstochowskich członków KO – Bartłomieja S. i Łukasza B., kompromitacja posłanki Izabeli Leszczyny i w roli ministry zdrowia i lokalnej liderki, nieliczne, a przede wszystkim niskogatunkowe struktury i działacze obsadzani na wysokich stanowiskach, na których nigdy nie powinni się znaleźć – to zwiastuje rychły koniec. Tym bardziej okazać się może, że Krzysztof Świerczyński podjął najlepszą z możliwych decyzji.
***
Oświadczenie radnego Krzysztofa Świerczyńskiego:
„Swoją pracę w Radzie Miasta będę kontynuował jako radny niezrzeszony.
Zakończyła się moja współpraca z Klubem Radnych KO nawiązana na początku obecnej kadencji.
Niezmiennie pozostaję w gotowości do współpracy z każdym, komu zależy na czymś więcej, na sprawach Częstochowy i jej mieszkańców.
Pomimo dzielących nas różnic, dziękuję Koleżankom i Kolegom z klubu KO za czas wspólnej pracy i wszystkie pozytywne rzeczy, które udało się razem zrobić.
Dalej uważam, że matematyka w obecnej Radzie Miasta sprawia, że w Waszych rękach są duże możliwości do powodowania zmian w mieście – do przeciwstawiania się tym decyzjom Prezydenta, które są po prostu złe i jednocześnie realizowania dobrych inicjatyw. Trzeba tylko z tych możliwości odważanie korzystać, żeby na koniec kadencji trafna nie okazała się fraza: „Miałeś, chamie, złoty róg, miałeś, chamie, czapkę z piór…”
Pozdrawiam też moich krytyków, zwłaszcza tych, którzy punktowali bez wyjątku wszystko co dotychczas próbowałem zrobić, mimo że wiele z tego było ewidentnie dobre. Wciąż nie mam problemu ze spoglądaniem w lustro i jeśli trzeba „popiół mam zawsze przy sobie…”
Przyznaję, że w ciągu ponad 15 lat mojej działalności samorządowo-politycznej wiele razy się myliłem i popełniłem trochę błędów. Zawsze jednak kierowały mną wyłącznie dobre intencje, chęć pomocy innym i zmiana otaczającej nas rzeczywistości, a nie osobiste korzyści.
Zmiana dalej jest możliwa, mimo że miasto jest obiektywnie w bardzo złej sytuacji.
Nie będę nikogo wyciągał/przeciągał na swoją stronę, ale deklaruję gotowość do budowania – teraz i w przyszłości – ze wszystkimi ludźmi dobrej woli. Jeśli pojawią się radni, którzy uznają tak jak ja, że trzeba inaczej – odważniej, myślę że razem możemy zdziałać bardzo, bardzo dużo dobrego, niezależnie od przynależności.”
***
Komunikat Joanny Rekwirewicz, przewodniczącej Klubu Radnych Koalicji Obywatelskiej w Częstochowie:
„W związku z pojawiającymi się w przestrzeni publicznej nieprawdziwymi informacjami, oświadczam, że w dniu 1 grudnia 2025 r. radny Krzysztof Świerczyński został jednogłośnie wykluczony z Klubu Radnych Koalicji Obywatelskiej.”
***
Radny Świerczyński: „Nie czuję się biernym obiektem czyjejś manipulacji”
Temat rozmowy: Kryzys w partii Szymona Hołowni a polityka lokalna
Gościem TV 7 dni był Krzysztof Świerczyński, radny miasta Częstochowy. Tuż po emisji materiału na naszym kanale YouTube, dowiedzieliśmy się, że radny zakończył współpracę z klubem radnych Koalicji Obywatelskiej i od teraz jest radnym niezrzeszonym (ale wywiad sprzed… warto przeczytać).
– Kim pan jest światopoglądowo? Przypomnę, był pan radnym ze Wspólnoty Tadeusza Wrony, był pan radnym Mieszkańców Częstochowy Marcina Marandy, a teraz jest pan radnym Polski 2050 Szymona Hołowni.
– To ja może doprecyzuję. Myślę, że ja jestem przede wszystkim dość konsekwentny w swoich poglądach, dlatego, że od początku swojej działalności publicznej, jeszcze w radzie dzielnicy Raków, podkreślałem, że w samorządzie to nie wielkie partie polityczne tylko ugrupowania lokalne powinny odgrywać główną rolę, stąd też mój start w 2010 roku ze Wspólnoty Samorządowej, czyli wtedy jedynej silnej lokalnej listy wyborczej, zakończony sukcesem.
Później w 2014 roku ta formuła w jakiś sposób się wyczerpała i kierownictwo Wspólnoty podjęło decyzję o koalicji, wspólnym starcie z PiS-em, czego ja wtedy nie byłem w stanie zaakceptować. W związku z tym wystartowałem z list Stowarzyszenia Mieszkańców Częstochowy i trzymam się tego do dziś, bo obecnie jestem szefem tego stowarzyszenia. Także ten start w roku 2024 to był pewną formą porozumienia. Ja nie jestem członkiem partii Polska 2050, my jako Stowarzyszenie Mieszkańcy Częstochowy zawarliśmy porozumienie o stworzeniu wspólnych list i wspólnym starcie w wyborach, w imię tego, żeby łączyć.
– Ale przecież partia Szymona Hołowni to partia krajowa…
– Zgadza się, ale nie partia głównego nurtu. Muszę dodać, że Polska 2050 wykazała się bardzo dużą otwartością, zarówno w wyborach parlamentarnych jak i samorządowych, na lokalnych działaczy, którzy nigdy nie mieli wstępu do innych partii politycznych. Umożliwiła ludziom – bez aplikowania do partii – start ze swoich list.
– Teraz partia Szymona Hołowni przeżywa kryzys. Niewykluczone, że po raz kolejny będzie pan musiał szukać innego ugrupowania w kolejnych wyborach.
– To jest rzeczywistość, która się tworzy. Nie czuję się biernym obiektem czyjejś manipulacji, tylko staram się kreować tę rzeczywistość, dalej zamierzam rozwijać stowarzyszenie Mieszkańcy Częstochowy, by myślę, że to siła samorządowa, która w kolejnych wyborach odegra dużą rolę.
– Ponieważ startował pan z listy Szymona Hołowni, jak pan ocenia jego działania na arenie krajowej?
– Na pewno Szymon Hołownia był bardzo dobrym marszałkiem Sejmu, natomiast jeśli chodzi o to, w jakim miejscu jest teraz ugrupowanie Polska 2050, to na pewno jakieś błędy zostały popełnione, nie mniej jednak uwarunkowania nie są proste, bo ci najwięksi zawsze próbują tych mniejszych w jakiś sposób zmielić i podporządkować. Na każdym szczeblu politycznym mamy z tym do czynienia.
– Z Polski 2050 do rady miasta wszedł pan i Maranda. Zaraz po zaprzysiężeniu zawarliście „związek małżeński” z Platformą Obywatelską, a w zasadzie trójkąt, bo Platforma jest już w „małżeństwie” z Lewicą, od 2014 roku…
– To po kolei. Nie jesteśmy w żadnym małżeństwie, bardziej można tu mówić o formie konkubinatu. To porozumienie jest porozumieniem dwustronnym, my z Lewicą porozumienia nie zawarliśmy, zawarliśmy je z klubem radnych Koalicji Obywatelskiej.
– Ale nie da się tego rozdzielić…
– Owszem, pośrednio. Wiemy jak to wygląda, wiadomo, że KO jest w koalicji z Lewicą. Natomiast jaka przyświecała nam idea? W obecnej radzie miasta matematyka jest zupełnie inna niż w poprzednich kadencjach. W tej chwili wszystkie znaki wskazują na to, że przy tej liczbie radnych to w dużym stopniu właśnie Koalicja Obywatelska powinna mieć wpływ na to, co się dzieje w mieście, potrafić zablokować pewne niefortunne rzeczy, a przeforsować rzeczy dobre dla mieszkańców.
– Myślę, że to jest niemożliwe z racji tego, że prezydentem jest człowiek Lewicy, Matyjaszczyk.
– To prawda, to jest bardzo trudny partner, o czym wielokrotnie się przekonałem w swojej działalności politycznej, który bardzo twardo próbuje zawłaszczać każdą najmniejszą nawet decyzję. Natomiast idea była taka, że ja, wspólnie z Marcinem Marandą połączymy siły z koalicją i siła oddziaływania będzie większa. Nam przyświecało, żeby mieć przełożenie na realne zmiany w radzie miasta, a nie być tylko dwójką radnych, którzy tak naprawdę nie mają na nic wpływu.
– Czy to się udało?
– Myślę, że to jest taki moment, gdzie należy poddać to porozumienie pewnej rewizji, pewnej analizie, a być może nawet renegocjacji.
Zgadzam się z panią redaktor, że rzeczywistość jest daleka od oczekiwanej przeze mnie i uważam, że pomimo przekonania, że jest potężny partner, który dyktuje warunki, dałoby się to zmienić. Natomiast to jest ten moment, kiedy należy to przeanalizować i zastanowić się, co dalej.
– Kiedy nadejdzie ten moment i jakie są pierwsze wnioski?
– Ten moment już nadszedł, bo kończymy rok budżetowy, ostatnie inwestycje są realizowane, bądź nierealizowanie, stajemy przed kolejnym budżetem. Najbliższe tygodnie to jest czas, kiedy trzeba będzie się nad tym pochylić – być może mocno renegocjować warunki porozumienia.
– Co chciałby pan uzyskać?
– Chciałbym, by cele postawione na początku były realizowane. Po pierwsze byśmy potrafili czasami przeciwstawić się i nie dopuścić to podjęcia niektórych decyzji, które są niedobre dla mieszkańców. Po drugie, aby przynajmniej w jakimś stopniu, mieć wpływ na zmianę budżetu. Część to wynagrodzenia, ale na pewno ten drugi element należy modyfikować. To realizacja przedsięwzięć inwestycyjnych i innych zgodnie z wolą mieszkańców, a nie zgodnie z wolą jedynie słusznej politycznie opcji w mieście.
– Kto dziś jest liderem Polski 2050 na terenie Częstochowy?
– To nie do końca jest pytanie do mnie, bo nie jestem członkiem tych struktur.
Przypominam, że zawarliśmy porozumienie lokalne w ramach Trzeciej Drogi – Stowarzyszenie Mieszkańcy Częstochowy i inne podmioty i ja przede wszystkim czuję się reprezentantem Stowarzyszenia Mieszkańcy Częstochowy. Struktury partyjne Polski 2050 mają swoją drużynę. Ostatnio szefową koła w Częstochowie została pani Jagoda Wichurska i na tym kończy się się moja wiedza na temat struktur Polski 2050.
– Skoro wspomniał pan o Mieszkańcach Częstochowy, to rozumiem, że w najbliższych wyborach wystartuje pan z list właśnie Mieszkańców Częstochowy?
– Nie przesądzam o tym, czy to będzie lista Stowarzyszenia Mieszkańców Częstochowy, bo w mieście działa wiele podmiotów, działaczy społecznych, ruchów, czy osób indywidualnych nawet. W mojej opinii idealnie byłoby, gdyby była taka szeroka płaszczyzna współpracy umożliwiająca start wielu osobom, którzy nie mieszczą się w dotychczasowych ramach.
– Do tego potrzebny jest silny lider. Czy widzi pan taką osobę, czy może siebie pan widzi w takiej roli?
– Jesteśmy tu i teraz. Ja na miarę swoich możliwości staram się działać, robić dobre rzeczy. Pani redaktor wspomniała o głosowaniach. Ja mam swoje czerwone linie pomiędzy kompromisem, za pośrednictwem którego człowiek próbuje pewne rzeczy zrealizować, a jednak pewne punkty, na które zgodzić się nie można, bo są po prostu granice. Natomiast czy to ja będę liderem, czy ujawni się ktoś inny, ja tego nie wiem. Ja myślę, że tych osób, którym zależy na czymś jest więcej niż tylko przysłowiowe dorwanie się do koryta, jest więcej, tylko te osoby często działają oddzielnie i kiedy przychodzi do wyborów odbijają się od ściany. Nawet w ostatnich wyborach były szyldy, które zdobyły 5-7% i to wcale nie jest mało, ale zbyt mało, żeby pokonać próg i wejść do rady miasta.
– Kończąc naszą rozmowę…, co mówi się w kuluarach rady miasta na temat afery korupcyjnej z udziałem Bartłomieja S., Łukasza B., Dariusza K.?
– Myślę, że w kuluarach te wątki nie są tak mocno podnoszone. Na pewno jest konsternacja, na pewno są pytania: czy to koniec, czy nie będzie kolejnych wątków. Rzeczywiście te informacje, które przedstawiają urzędnicy są bardzo skąpe, bo wszyscy zasłaniają się tajemnicą. No, nie jest to dobry PR dla Częstochowy w skali całego kraju, bo te informacje idą na cały kraj. Ja bym sobie życzył, byśmy doszli do momentu, w którym dobre imię Częstochowy wróci.
– Dziękuję za rozmowę.
Renata R. Kluczna

