– Byłem kiedyś na wycieczce w japońskim ogrodzie i karłowate drzewka bonsai zrobiły na mnie ogromne wrażenie – opowiada pan Witold, właściciel działki w ogródkach „Rząsawa”. – Jakiś czas później, spacerując po nieużytkach w okolicy Olsztyna znalazłem młodą sosenkę zmiażdżoną zapewne przez koło traktora i dodatkowo obgryzioną prawdopodobnie przez sarny.
Maleńkie drzewko było zmasakrowane i niemal uschnięte, jego połamany kształt jednak przypomniał mi tamte japońskie drzewka bonsai – wspomina nasz rozmówca, który postanowił sosenkę uratować.
Działkowicz przesadził iglaczka do płaskiej doniczki i pieczołowicie pielęgnował drzewko jednocześnie obcinając wszystkie główne wierzchołki, a pozostawiając boczne gałązki. Sosenka po kilku latach nabrała grubości, a obcinanie prosto rosnących czubków spowodowało, że rozkrzewiła się fantazyjnie. Pan Witold, który jest także zapalonym grzybiarzem i miłośnikiem długich spacerów po lasach Jury, uratował w tym czasie także jeden buk i jeden grab. Podobnie jak pierwsza sosenka były to drzewa rosnące przy polnych drogach i zniszczone przez nieuważnych kierowców.
– W książkach o hodowli miniaturowych drzewek czytałem porady sugerujące coroczne przesadzanie roślinek i jednoczesne przycinanie systemu korzeniowego – relacjonuje pan Witold. – Po paru sezonach drzewka były już zbyt duże, by je trzymać w półmiskach na parapecie. Przesadziłem je więc na działkę w miejsce po zlikwidowanej grządce truskawek. Potem dokupiłem jeszcze kilka iglaków w sklepie ogrodniczym.
Okazało się, że drzewka, które były przez kilka sezonów miniaturyzowane, a potem pozwolono im zapuścić korzenie, błyskawicznie przybrały na grubości. Nasz rozmówca wprawdzie dalej przycinał wierzchołki, ale zaprzestał przycinania systemu korzeniowego. Nie są to już więc typowe drzewka bonsai, bo ich korzenie się rozrastają, a jedynie czubki są przycinane. Teraz, po kilkunastu latach są nieproporcjonalnie grube. Ich wysokość sięga powyżej kolan, a pnie mają niemal grubości uda. Niektórzy działkowcy wzięli przykład z pana Witolda i też wyhodowali karłowate drzewka. Są one niezwykle dekoracyjne i powodują, że spacerowicze zatrzymują się i przyglądają im z zaciekawieniem. Pogwałcenie reguł japońskiej sztuki bonsai, polegające na obcinaniu pączków a pozostawieniu korzeni, dało nietypowe efekty.
– Moje drzewka przypominają teraz baobaby – mówi działkowicz. – Są niewysokie, ale za to niezwykle grube. Poza tym są niezwykle gęste i wyglądają nietypowo, bardzo dekoracyjnie – ocenia ich hodowca. – Wszystkim chcącym mieć drzewka bonsai dam jedną prosta radę – mówi pan Witold z uśmiechem. – wystarczy przez dwadzieścia lat obcinać główne czubki, a pozostawiać boczne pączki. Nic więcej. Po dwudziestu latach mamy drzewko o milionie rozgałęzień – konkluduje wesoło nasz rozmówca.