Najtęższe umysły na lewicy w Częstochowie od kilku miesięcy rozmyślają nad szklanką wody: jest do połowy pusta czy do połowy pełna? Nikt już dziś nie wie, kto rządzi miastem, a tym bardziej komu przejdzie przejąć władzę w przyszłości. Wielki nieobecny (przejęty ojcowską rolą) prezydent Krzysztof Matyjaszczyk (SLD) – na próżno wygląda godnego siebie następcy. Nie ma i raczej nikogo nie będzie, bo napięcia wewnętrzne niczym wirus zainfekowały częstochowską lewicę. Dziś bój nie toczy się o mgliste choćby ideały, wierność partii czy lojalność wobec towarzyszy – ma wyłącznie oblicze dochodowego stanowiska dla siebie, ewentualnie dla rodziny. Jeszcze rok, 5 lat temu wydawało się, że lewicowy monolit jest nie do obalenia, a teraz rozpada się sam na własne życzenie. Ci co uchodzili za najwierniejszych z wiernych odchodzą… do innych partii lub w niebyt.
Kryzys przywództwa – znany z najnowszych kart historii – ma zawsze ten sam scenariusz. Samoobrona przestała istnieć po śmierci Andrzeja Leppera, podobny los czekał Platformę Obywatelską, gdyby nie powrót z Brukseli Donalda Tuska. Ryszard Petru, przywództwo w partii zamienił na lidera wśród amantów, za co zapłaciła Nowoczesna. W Częstochowie nie będzie inaczej.
Zmęczenie władzą, widoczne już w poprzedniej kadencji rządów Krzysztofa Matyjaszczyka – pogłębia się. Tylko od czasu do czasu mieszkańcy Częstochowy przy wtórze mediów klaszczą mu za najdrobniejszy przejaw aktywności zawodowej, niczym sprzątaczce, bo umyła korytarz. Nie wnikając w powody apatii Matyjaszczyka, kryzysu przywództwa na lewicy w Częstochowie nie da się ukryć, mimo potężnych inwestycji partii w zasoby ludzkie.
Jeszcze do niedawna kluczową rolę w częstochowskiej lewicy pełnił Marek Balt. Były europoseł (do 2024 roku), były radny sejmiku śląskiego (do 2019), były poseł RP (do 2015), były radny miasta Częstochowy (do 2014), a przede wszystkim zaangażowany działacz Sojuszu Lewicy Demokratycznej, a nawet przewodniczący jego struktur w województwie śląskim. Tymczasem, Marek Balt nie jest już kolegą partyjnym Krzysztofa Matyjaszczyka, bo kilka tygodni temu został ze struktur Nowej Lewicy usunięty.
Na pytania redakcji odpowiada Marcin Grzybowski sekretarz Śląskiej Rady Wojewódzkiej Nowej Lewicy w Katowicach:
– Czy prawdą jest, że Marek Balt nie jest już członkiem Nowej Lewicy?
– Tak, Marek Balt z dniem 7 sierpnia 2024 r. przestał być członkiem Nowej Lewicy.
– Czy brak przynależności Marka Balta w strukturach partii było jego decyzją, czy też władz wojewódzkich?
– Brak przynależności Marka Balta do partii jest wynikiem uchwały Zarządu Śląskiej Rady Wojewódzkiej Nowej Lewicy.
– Co było powodem usunięcia Marka Balta ze struktur partii?
– Marek Balt został skreślony z listy członków z powodu niepłacenia składek na podstawie art. 10 ust. C statutu Nowej Lewicy.
I to by było na tyle. Błyskotliwa kariera Balta, którego na szczyty wyniosła lewica właśnie się skończyła. Partia nie będzie inwestowała w człowieka z zewnątrz, zwłaszcza że odpowiedź sekretarza Śląskiej Rady Wojewódzkiej Grzybowskiego pomija istotne wątki z burzliwego życiorysu politycznego działacza lewicy – Balta.
Marek Balt (będąc europosłem) kilkukrotnie jawnie uderzał w kierownictwo lewicy twierdząc, że: „od dłuższego czasu nie podoba mu się kierunek w jakim zmierza Nowa Lewica pod przewodnictwem Włodzimierza Czarzastego i Roberta Biedronia.”
Chwilę wcześniej, tuż przed wyborami do Parlamentu Europejskiego Balt zaatakował lidera listy Nowej Lewicy do PE w województwie śląskim Macieja Koniecznego (reprezentującego Razem), nazywając go byłym faszystą i alkoholikiem. W obronie Koniecznego stanęli m.in. koledzy z Lewicy Razem oraz przedstawicielki lewicy w rządzie: Katarzyna Kotula i Agnieszka Dziemianowicz-Bąk. Kotula dodała, że dla ludzi takich jak Balt nie powinno być miejsca w partii.
O losie Balta w lewicy zdecydowało jednak udzielenie przez niego poparcia, startującemu z listy Koalicji Obywatelskiej – Łukaszowi Kohutowi, który dziś jest europosłem. Przemiana światopoglądu Balta nie zatrzymała się na Platformie Obywatelskiej. Dziś eksposeł z lewicy w PE używa sobie na dawnych kolegach w ekstremalnie prawicowej telewizji Republika, gdzie prezentuje się jako zagorzały zwolennik PiS-u.
Krzysztof Matyjaszczyk (członek lewicy), nie może już oficjalnie korzystać ze wsparcie Marka Balta… choćby nawet chciał.
Kolejnym działaczem lewicy, który w najbliższym czasie najprawdopodobniej opuści towarzyszy partyjnych z prezydentem Krzysztofem Matyjaszczykiem na czele, jest świeżo upieczony radny Michał Lewandowski. Nieoficjalne źródła podają, że Lewandowski zamierza odejść z lewicy i wstąpić w częstochowskie struktury Koalicji Obywatelskiej. Sceptycy nie dowierzają, by najwierniejszy z wiernych mógł zdradzić rodzimą partię, od pokoleń. Nie takie jednak cuda w Częstochowie się działy.
Michał Lewandowski jest kierownikiem Wydziału Strefy Parkowania w Miejskim Zarządzie Dróg w Częstochowie, a radnym obecnej kadencji został kilka dni temu trochę przez przypadek. Lewandowski jest radnym po raz drugi w życiu. Ale od początku.
Podczas wyborów w 2018 roku Lewandowski zdobył zbyt mało głosów, by „samodzielnie” wejść do rady miasta Częstochowy. Radnym co prawda został, ale mandat objął po Ewelinie Balt, która otrzymała go z woli wyborców. Ponieważ w tym samym czasie przyjęła stanowisko członka zarządu Wodociągów Częstochowskich, musiała zrezygnować z mandatu miejskiej radnej, bo funkcji tych łączyć nie można. Wybrała pracę w spółce. Lewandowski wskoczył w jej miejsce do rady miasta Częstochowy i został radnym. Analogiczna sytuacja miała miejsce w tym roku. Po kwietniowych wyborach samorządowych do rady miasta Częstochowy z listy lewicy dostał się Sebastian Trzeszkowski. Kandydował z okręgu nr 4 (dzielnice: Błeszno, Dźbów, Gnaszyn-Kawodrza, Grabówka, Lisiniec, Stradom) i zdobył 1.564 głosy. Ponieważ przyjął stanowisko wicewójta w gminie Rędziny, a nie można go łączyć w funkcją radnego, oddał mandat na rzecz… Michała Lewandowskiego, który osiągnął z listy lewicy wynik 429 głosów.
Co oznaczałoby odejście Lewandowskiego z macierzystej partii? – osłabienie lewicy w radzie miasta Częstochowy. Obecnie na 25 radnych 9 posiada Prawo i Sprawiedliwość, 9 – Koalicja Obywatelska (w tym 2 radnych z Trzeciej Drogi), 1 radna jest niezrzeszona, a zaledwie 6 mandatów ma lewica. Utrata i tak wątłej reprezentacji lewicy w radzie miasta burzy jej pozycję negocjacyjną wewnątrz koalicji, którą SLD zawiązał z PO w 2014 roku i co kadencję ją odnawia. Dezercja kolejnego żołnierza, w randze radnego – jeśliby do niej doszło – byłaby poważnym ciosem dla rządzącego miastem Krzysztofa Matyjaszczyka i lokalnej lewicy.
Oddelegowanie Sebastiana Trzeszkowskiego do Rędzin na stanowisko zastępcy wójta gminy to kolejna porażka lewicy i prosty przepis na „marnotrawstwo potencjału”. Promowany przez lata w Częstochowie Trzeszkowski teraz siły i energię poświęca na rzecz innych struktur, bynajmniej nie częstochowskich. Trzeszkowski, który pociągnął listę lewicy w kwietniowych wyborach samorządowych w Częstochowie, teraz swój byt związał z gminą Rędziny, a nie z lewicą.
Mając na uwadze ewentualną dezercję Michała Lewandowskiego, który właśnie zastąpił lojalnego Trzeszkowskiego w radzie miasta, można by rzec: lewica zamieniła siekierkę na kijek.
Na częstochowskiej giełdzie nazwisk po Matyjaszczyku i na lewicy, mocne pozycje zajmują: Łukasz Kot i Małgorzata Iżyńska. Jedyna kobieta (na 6 mandatów) w radzie miasta w feministycznej lewicy nie jest podobno – jak donoszą nasze źródła – ani lubiana ani planowana przez środowisko do przejęcia schedy po Matyjaszczyku. Skąd ta nagła niechęć do własnej towarzyszki? Ano stąd, że właściwie nikt nie wie, w jakich barwach chciałaby Iżyńska występować. Przed wyborami samorządowymi radna oko puszczała do Koalicji Obywatelskiej, której uwieść jej się nie udało. Twardogłowi twierdzą, że nie poprą osoby niestabilnej politycznie.
Tym oto sposobem na pierwszy plan wśród działaczy lewicy wysuwa się Łukasz Kot, o którym częstochowianie mówią: zastał Częstochowę nieskalaną zostawił zaniedbaną.
Łukasz Kot – jak piszą w internecie mieszkańcy – dołożył starań, by pozostawić po sobie zarośniętą chwastami i brudną Częstochowę, gdy pełnił funkcję naczelnika odpowiedzialnego za czystość w mieście w Centrum Usług Komunalnych. W ramach wątpliwych zasług od stowarzyszeń i aktywistów zajmujących się ekologią i ładem przestrzennym w Częstochowie, otrzymał „zielony wałek” za ekościemę.
Kot zasłynął także w związku z sądowym wyrokiem, uznającym go winnym przekroczenia uprawnień jako funkcjonariusza publicznego, choć warunkowo umorzono postępowanie karne. Sprawa dotyczyła głosowania o odwołanie ze stanowiska naczelnika w miejskim Centrum Usług Komunalnych, którym był właśnie radny SLD Kot. Prokuratura uznała, że oddając głos w sprawie, która dotyczyła Kota bezpośrednio, działał w swoim interesie, narażając tym samym interes publiczny, w tym mieszkańców Częstochowy. Oskarżyciel wskazywał na wysoki stopień społecznej szkodliwości czynu Kota, bo „dopuściła się tego osoba, która stanowi prawo, a jednocześnie tego prawa nie szanuje”.
Półtora roku później kolejna grupa mieszkańców Częstochowy wezwała Kota do rezygnacji ze stanowiska naczelnika działu w CUK. Pod pismem do radnego podpisali się: Hubert Wąsek – Stowarzyszenie Architektów Polskich Oddział Częstochowa, Hubert Pietrzak – Częstochowski Alarm Smogowy, Dawid Sztajner – Inicjatywa Częstochowskie Bulwary, Kamil Rajczyk – rowerzysta aktywnie działający na rzecz społeczności lokalnej oraz Piotr Strach – Polska 2050, obecnie poseł na Sejm. Wezwanie pozostało bez odpowiedzi ze strony radnego.
Łukasz Kot przez trzy kadencje w radzie miasta Częstochowy wsławił się jeszcze kilkoma niechlubnymi akcjami. Jako radny podczas jednej z nadzwyczajnych sesji rady miasta zafundował mieszkańcom Częstochowy „świetny żart” za publiczne pieniądze, stając w obronie wiceprezydenta Jarosława Marszałka, którego radni PiS-u atakowali z powodu odejścia z teatru dyrektora Olafa Lubaszenki. „Trupa radnych Kapinos and Kot” (obaj z SLD) zmieniając pierwotną treść wniosku radnych PiS poddała pod głosowanie stanowisko: „Bogu niech będą dzięki, że mamy takiego Jarosława”.
Kot w 2011 roku objął po raz pierwszy mandat radnego po Marku Balcie, który został posłem SLD. Wówczas Kot uważał się przede wszystkim za działacza lokalnego i społecznika, któremu obce są układy i zależności polityczne, zwłaszcza że pracował w dziale eksportu Zakładów Przemysłu Cukierniczego Mieszko w Raciborzu. Dość szybko zmienił jednak zdanie, bo tylko dzięki układom politycznym dostał inną, z pewnością lepszą pracę, najpierw w spółce miejskiej Częstochowskim Przedsiębiorstwie Komunalnym jako dyrektor ds. usług zewnętrznych, a potem w Centrum Usług Komunalnych będącym jednostką budżetową miasta. Zapomniał też o swojej niezależności politycznej, już w 2012 roku zapisał się do SLD.
W wyborach samorządowych w 2024 roku Łukasz Kot ponownie wystartował na radnego miasta Częstochowy z listy lewicy. Zdobył zaledwie 461 głosów, czym potwierdził, że mieszkańcy nie tylko nie darzą go szacunkiem, ale i poparciem. Prezydent Matyjaszczyk w „nagrodę” zrobił Kota swoim zastępcą. Z jedynie znanych Matyjaszczykowi powodów i dzięki jego staraniom, niegdyś antypartyjny Kot został szefem struktur lewicowych w Częstochowie.
Kiedyś wydawało się, że częstochowska lewica to kadrowa studnia bez dna, teraz towarzysze pukają od spodu…
Renata R. Kluczna
10 komentarzy
kolejny piekny teskt, brawo
Może ten bezpartyjny Balt zrobi to referendum i skutecznie pozbędzie się z naszym udzialem byłych towarzyszy.Przy Wronie mu się udało więc teraz na bank się uda.Szukanie ludzi z charyzma na lewicy w tym mieście jest skazane na porażkę..To znani lenie bez kultury bez etyki walczący o kasę. Zniszczyli to miasto.Nie dziwi fakt że nawet Lewandowski cgce się wyrwać. A fenomen Kota najprawdopodobniej jest taki,że gdyby został/odpukac/prezydentem to Matyjaszczyk i Marszałek będą wiceprezydentami..Mam nadzieję, że niedopuscimy do tego i pogonimy im kota wcześniej niż myślą Do dzieła!!!!!
To nie lewica ale lewactwo. Zepsute, zdemoralizowane bractwo kolesi funkcjonujących z niezachwianym poczuciem bezkarności. Do tego niespotykane ubóstwo intelektualne i lenistwo. Tylko kasa i uciechy cielesne.
Jestem w Lewicy i niestety to wszystko jest prawdą. Co do Gosi, to robi zbyt wiele szumu wokół własnej osoby i jest mało zorientowana w sprawach merytorycznych. Niekoniecznie złośliwi mówią, że samorząd nie dla niej. Łukasz ma bardzo duży negatywny elektorat i co więcej słabo u niego z prezencją. Sebastian dał się wyślizgać “awansem” niczym dziecko w przedszkolu. Będą go mamić rolą festynowego, ale surowo rozliczać. Na ostatnią imprezę na Lisińcu wszyscy spuścili zasłonę milczenia, bo słowa jakie się cisły na usta nie przystoją dżentelmenom.
Zgadzam się – ona szkodzi sobie tą osobliwą promocją w social mediach. Pijar owy jest obiektem drwin już nie tylko wśród internetowych napinaczy, ale i na lewicowych imprezach młoda lewica ma polew i bekę….
Lewicowiec
“Niekoniecznie złośliwi mówią”. Patrz wpis powyżej.
Uciechy cielesne nadal mają tam miejsce?
Może po maratonie pt. “Każdy z każdym” nadeszła stabilizacja ale kto tam wie.
A w TU M to co? Znany pan M
P to robi co uważa.Pan wyrzej go wspomaga nieroba.Stawka do góry na telefon.A kierownictwo go wspomaga
Świetnie napisany tekst, brawo dla Pani Redaktor. Wszystko w punkt, 100/100. Samozaoranie lewicy to poezja, niech ta łajba idzie w końcu na dno, bo szkody, które wyrządzili miastu sa ogromne. A te ciągle powtarzające się nazwiska, te rodzinne klany i klimaty, żony, córki, synowe, synowie, ciotki i pociotki w lokalnej polityce są obrzydliwe. Czekamy na realne zmiany