W tym roku podczas zawodów TAURON SEC w parku maszyn można spotkać wyjątkowy duet, który tworzą Grigorij Łaguta i jego 7-letni syn Greg. Wydaje się, że obaj stanowią zespół idealny, a jeden potrzebuje drugiego, żeby się rozwijać i tryskać dobrym humorem. Może to jest właśnie sekret wysokiej formy i klucz do sukcesu Rosjanina, który od początku rozgrywek zajmuje pozycję lidera klasyfikacji generalnej i stoi przed szansą zdobycia tytułu Mistrza Europy.
Kiedy „Grisza” przyjeżdża na zawody w towarzystwie swojego syna, to musi być jednocześnie troskliwym ojcem, skutecznym zawodnikiem, a przy okazji jeszcze dobrym nauczycielem i przewodnikiem. Łączenie wszystkich ról na pewno nie jest łatwe, ale Łagucie nie sprawia większego problemu. Można jednak zastanawiać się czy potrafi wtedy w pełni skoncentrować się na jeździe i nie martwi się o syna, kiedy pojawia się na torze?
– Myślę, że syn może denerwować się tak samo, kiedy ja wyjeżdżam na start. Działa to również w drugą stronę. Kiedy on jedzie w zawodach crossowych, to ja denerwuję się znacznie bardziej niż on. Obaj potrzebujemy jednak siebie nawzajem. On cały czas patrzy na mnie, obserwuje co trzeba robić. Ja mu pomagam i podpowiadam, a on z tego korzysta i pracuje nad sobą. Dzięki temu jest bardzo zadowolony, a ja cieszę się razem z nim – ocenia „Grisza”.
Na pierwszy rzut oka widać, że Grigorij Łaguta ma doskonały kontakt ze swoim synem. W ostatnich miesiącach obaj zżyli się jeszcze bardziej, ponieważ spędzali razem bardzo dużo czasu, kiedy „Grisza” pauzował z powodu zawieszenia za wykrycie w jego organizmie niedozwolonej substancji. Teraz nadal trzymają się blisko siebie i kiedy tylko mogą, wspólnie podróżują na zawody. Przy okazji wzajemnie się inspirują i wspierają. Można jednak zastanawiać się czym konkretnie zajmował się Greg, kiedy towarzyszył swojemu tacie przy okazji żużlowych turniejów?
– Miałem naprawdę dużą pomoc z jego strony. Greg przynosił mi kask i zmieniał pokrowce. Poza tym wypisał mi cały program zawodów. Zapisywał wyniki wszystkich biegów i dzięki temu w każdej chwili mogłem zerknąć, kto ile ma punktów. Dobrze wiedział w którym biegu jazdę, z którego pola i jaki kask powinienem założyć. Naprawdę nie potrzebowałem mu niczego mówić. Sam doskonale orientował się, co powinien zrobić – wspomina Łaguta.
Nie bez powodu mówi się, że jaki ojciec, taki syn. Greg również jest zakochany w sportach motorowych. Na razie startuje w zawodach motocrossowych, ale może w przyszłości również spróbuje żużla. „Grisza” zawsze z chęcią opowiada o występach swojego syna i dumnie wymienia wszystkie jego osiągnięcia, których uzbierało się już całkiem sporo.
Trudno się jednak dziwić, przecież tata na każdym kroku podkreśla, że jego syn ma to we krwi, a miłość do motocykli wyssał z mlekiem… matki. No właśnie! W tym wszystkim jest jeszcze mama, która nie ma wyjścia i musi godzić się na niebezpieczne pasje swoich chłopaków. Wygląda na to, że radzi sobie z tym całkiem nieźle.
– Mama zawsze nam kibicuje i również chce, żebyśmy trzymali gaz, jechali do przodu i wygrywali wyścigi. Kiedy tylko mogę, staram się jeździć z rodziną na zawody. Żużel może wydawać się niebezpieczny, ale ja bym się z tym do końca nie zgodził. Niebezpiecznie robi się wtedy, kiedy ktoś jeździ bez głowy – twierdzi rosyjski żużlowiec.
Żużel to jednak nie tylko same piękne chwile i niekończące się pasmo sukcesów. „Grisza” i jego syn przekonali się o tym przy okazji wspomnianej już wcześniej trzeciej rundy TAURON SEC w Vojens. Rosjanin zaliczył wtedy najsłabszy występ w tym sezonie, ponieważ zdobył zaledwie siedem punktów i został sklasyfikowany na odległym dziesiątym miejscu. Wydawało się, że po dwóch niesamowitych turniejach pozostali zawodnicy nie będą w stanie go dogonić, ale okazało się, że w żużlu wszystko jest możliwe. Czasami trzeba przełknąć gorycz porażki, żeby wyciągnąć z niej wartościową lekcję na przyszłość.
Łagucie dopisało jednak szczęście, ponieważ po zawodach w Vojens nie stracił przodownictwa w klasyfikacji generalnej. Jego najgroźniejszy rywal w bitwie o złoto, czyli Leon Madsen w ogóle nie pojawił się na starcie, ponieważ przegrał z kontuzją, której nabawił się dzień przed zawodami w meczu polskiej ligi. Gdyby nie jego problemy zdrowotne, to prawdopodobnie wyprzedziłby Łagutę, chyba, że jemu również przydarzyłaby się delikatna wpadka.
„Grisza” ma czego żałować, ponieważ nie wykorzystał szansy, żeby w Vojens odskoczyć rywalom i umocnić się na prowadzeniu w Mistrzostwach Europy. Nienajlepszą dyspozycję Rosjanina wykorzystali pozostali zawodnicy, którzy wyraźnie podgonili go w klasyfikacji generalnej. W tej chwili Łaguta ma zaledwie jeden punkt przewagi nad drugim Nickim Pedersenem i cztery oczka nad trzecim Mikkelem Michelsenem.
Wiadomo już jednak, że ten pierwszy nie będzie w stanie mu zagrozić, ponieważ kontuzja wyeliminowała go ze startu w finałowej rundzie. Wbrew pozorom, to wcale nie gwarantuje Łagucie zdecydowanie większego poczucia bezpieczeństwa, ponieważ jego pozycję, oprócz Michelsena, na pewno spróbują zaatakować również sklasyfikowani ex aequo na czwartym miejscu Kacper Woryna i Bartosz Smektała, którzy tracą do niego pięć punktów.
Jedno jest pewne. Scenariusz napisany w Vojens na pewno nie był korzystny dla Łaguty, ale dzięki niemu możemy liczyć na emocje do samego końca. Rosjanina czekają zatem skomplikowane manewry obronne podczas finałowej rundy TAURON SEC, która odbędzie się 28 września na Stadionie Śląskim w Chorzowie. Na razie nie wiadomo czy Łaguta ponownie pojawi się tam ze swoim synem Gregiem. Perspektywa odebrania złotego medalu w jego towarzystwie na pewno jest kusząca, tylko czy zawodnik poradzi sobie z jednodniową nawierzchnią na Stadionie Śląskim i zdoła utrzymać prowadzenie w klasyfikacji generalnej do samego końca?
– Myślę, że nie będę miał większego problemu z nawierzchnią. Nie mogę powiedzieć, że nie mam żadnego doświadczenia na sztucznie układanych torach. Skupiam się na tym, żeby dopilnować ustawień motocykla i pokazać się z jak najlepszej strony. Dla mnie to są po prostu kolejne zawody. Uwielbiam się ścigać i będę chciał walczyć. Mam konkretną pracę do wykonania i to jest dla mnie najważniejsze – podsumował Grigorij Łaguta.
***
Wielki finał TAURON Speedway Euro Championship 2019 odbędzie się 28 września, na Stadionie Śląskim w Chorzowie. Bilety na to wydarzenie dostępne są od 19 zł na eBilet.pl