Dziś rolnicy z całej Polski protestują przeciwko polityce rządu, która doprowadziła do zapaści rodzimego rolnictwa. Polscy farmerzy nie mogą sprzedać swojego zboża, bo na rynku jest w nadmiarze zboża z Ukrainy. To, z czym zmagają się polscy rolnicy to tylko ułamek problemów rolników spod Częstochowy. „Dostają po głowie” nie tylko z powodu polityki krajowej, ale też polityki lokalnej, bo równie mocno – ich zdaniem – „bije” tutejsza spółka Skarbu Państwa.- Jak, od strony prawnej, ale też etycznej wygląda bezpodstawne wzbogacenie się na krwawicy chłopskiej przez spółkę Skarbu Państwa Jurajski Agro Fresh Park, która miała przecież chronić rolników? – pyta rolnik spod Częstochowy, jednocześnie dotychczasowy dzierżawca gruntów rolnych od JAFP. Okoliczni rolnicy mają pretensje do JAFP-u, że ten oddał ich grunty kolejnemu dzierżawcy, gdy na polach wciąż rosły posiane wcześniej: rzepak i pszenica. – Nowy dzierżawca nasz rzepak zaorał i zasadził kukurydzę. Piękna urosła na moich nawozach. To zarząd JAFP-u wprowadził nas w błąd. Mamiono nas obietnicami, że ten nowy dzierżawca zwróci nam poniesione nakłady pieniężne. Później mówiono, że nam JAFP wypłaci rekompensatę. W obsianie rzepakiem ponad 100 hektarów wydałem około 300 tysięcy złotych. Gdybym dokończył produkcję i zebrał rzepak to zarobiłbym około miliona złotych, ale zabrano mi dzierżawione pole przed zbiorem. Wydawało się, że w JAFP-ie rozmawiamy z poważnymi ludźmi, przedstawicielami państwa, więc nie zakładałem, że moje obsiewy przywłaszczy sobie państwowa spółka… Tylko, że w JAFP-ie nie znają się na rolnictwie, dlatego tak jest. Niby dla lokalnej społeczności to robią, a w pierwszej kolejności wykopali właśnie lokalnego rolnika – kontynuują wypowiedź rolnicy, dotychczasowi dzierżawcy gruntów od JAFP.
Powołanie w 2020 roku przez Regionalny Fundusz Gospodarczy (RFG) spółki zależnej o nazwie Jurajski Agro Fresh Park (JAFP), od początku budziło mnóstwo kontrowersji. Sceptycy poddawali w wątpliwość sens tworzenia na terenie częstochowskim giełdy owocowo-warzywnej. Zdaniem znawców tematu, a zwłaszcza rolników, masowa produkcja okolicznych terenów tylko w niewielkim stopniu związana jest z owocami i warzywami. Słyniemy natomiast z siewu zbóż, kukurydzy i rzepaku. Działającej od trzech lat spółce właśnie przyglądają się kontrolerzy NIK-u, ale nie tylko oni. Rodzimi rolnicy liczyli na ścisłą współpracę z JAFP-em, zresztą zgodnie z zapewnieniami władz spółki o „aktywizacji gospodarki lokalnej”. A tym czasem… rolnicy nie zostawiają na spółce suchej nitki.
Głównym celem JAFP-u, dysponującym 300-hektarowym gruntem – o czym czytamy na stronach spółki – ma być stworzenie specjalnej giełdy rolno-spożywczej, która udostępniać ma powierzchnie handlowe producentom i hurtownikom rolnym, ogrodniczym, warzywniczym i sadowniczym. W założeniach, ma też zajmować się produkcją, przetwórstwem i hurtową sprzedażą własnego asortymentu, we współpracy – o ironio – z lokalnymi producentami rolno-spożywczymi. Na przekazanych aportem do spółki przez Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa (KOWR) gruntach, mają powstać 4 nowoczesne hale, o powierzchni 10.000 mkw. każda. Projekt obejmuje również powstanie budynku administracyjno-biurowego i infrastruktury technicznej, w tym dróg. W chwili powołania JAFP-u podano daty rozpoczęcia i zakończenia inwestycji: 2022-2025. W 2020 roku planowany koszt przedsięwzięcia miał wynieść 250 milionów złotych. W roku 2022 JAFP mówił o wydatku rzędu 350 milionów. W tym roku nikt już nic nie mówi, bo oszacowanie kosztów budowy, przy szalejącej dziś inflacji byłoby niepolityczne.
Zanim KOWR przekazał JAFP-owi swoje grunty rolne w Rząsawach i Lubojence, dzierżawił je okolicznym rolnikom, m.in. Rolniczej Spółdzielni Produkcyjnej Częstochowa-Rząsawa oraz – jednemu z wielu – rodzinnemu gospodarstwu rolnemu spod Częstochowy. Sytuacja tych podmiotów diametralnie zmieniła się, gdy pola przejęła nowa spółka.
RSP Częstochowa-Rząsawa powstała w 1979 roku i obecnie skupia czynnych zawodowo około 15 spółdzielców, którzy w spółdzielni pracują i z tego się utrzymują. Podmiot prowadzi działalność rolniczą na ponad 300 hektarach. Od JAFP-u Spółdzielnia dzierżawiła ponad 88 ha do końca 2021 roku.
Rodzinne gospodarstwo rolne spod Częstochowy działa od 35 lat. Uprawia obecnie około 430 ha. Do końca 2021 roku indywidualne gospodarstwo dzierżawiło od JAFP-u ponad 100 ha.
Niedotrzymane obietnice
– Proszę o kilka słów o umowach dzierżawy gruntów rolnych z KOWR-em?
Spółdzielnia: – Pierwsze umowy (w latach 90-tych ubiegłego wieku) były wieloletnie, 5 i 10-letnie, potem była 3-letnia, aż w końcu władze KOWR-u doszły do takiej perfekcji, że dawały nam umowy tylko na jeden rok.
Rolnik: – Ja dzierżawiłem grunty około 28 lat, aż przyszedł moment utworzenia JAFP-u. Pani wicedyrektor KOWR-u Teresa Pala powiedziała mi wtedy, „żebym się nie martwił, bo nic się dla mnie nie zmieni, będziemy sobie dzierżawić tak, jak do tej pory.” To był październik 2020 roku, a w listopadzie KOWR podpisał tę głośną umowę z JAFP-em. Miesiąc po tym fakcie zaprosili nas do siedziby JAFP-u przy al. Pokoju 44 w Częstochowie. Byliśmy podpisać z nowym właścicielem umowy dzierżawy gruntów, które miały być kontynuacją dotychczasowej współpracy z KOWR.
– JAFP twierdzi – w odpowiedzi na pytania redakcji – że wszyscy dzierżawcy wiedzieli, iż po zakończeniu umów, grunty przeznaczone zostaną do dalszej dzierżawy w otwartym przetargu nieograniczonym…
Spółdzielnia: – Nie, zdecydowanie zaprzeczam. Gdyby nas uprzedzono o przetargu to nie sugerowano by – ponieważ mieli otworzyć tę giełdę warzywną – byśmy przeanalizowali przejście z upraw zbożowo-rzepakowych na uprawę warzyw. Uśmiechnęliśmy na to. Oni wymyślili sobie, że można na tych gruntach prowadzić produkcję ogrodniczą i ewentualnie namawiano nas na zmianę profilu produkcji z rolniczego na ogrodniczy. Ja wspomniałem, że z uwagi na jakość gruntów, jest to niemożliwe.
Rolnik: – Na początku JAFP mówił o tym, że będą wiercić dziury w ziemi i pompować wodę, żeby uprawiać warzywa. Fajnie… Tylko ja się pytam, na ile starczy tej wody pompowanej z ziemi? Na razie jeszcze ona jest. Ale jeśli zaczniemy ją pompować na skalę przemysłową to możemy mieć podobną sytuację do tej z okolic Piotrkowa, gdzie są warzywne tereny i tam wszyscy tak pompowali wodę, aż zaczęło jej w końcu brakować w studniach głębinowych. Więc sobie ludzie studnie pogłębili i dalej pompowali, a wtedy brakło wody w samym Piotrkowie w blokach. Podobnie może być u nas. Jeśli w Lubojence zaczniemy wiercić i wylewać wodę na pola – a nie jest to naturalny sposób nasączania gleby, tylko mechanicznie te wodę wyciągniemy – to może się okazać, że komuś w bloku w Częstochowie braknie wody. Absolutnie nie byłem zainteresowany propozycją JAFP-u na zmianę mojej produkcji rolnej.
Przetarg z tezą?
– Jest grudzień 2021 roku. Kończą się wam umowy z JAFP-em na dzierżawę gruntów rolnych. Myśleliście, że umowy będą przedłużone?
Spółdzielnia: – Nie, już 7 grudnia był przetarg, który przegraliśmy. O przetargu dowiedziałem się pokątnie. Zadzwonił do mnie znajomy rolnik, że jest przetarg i że on w nim startuje.
Rolnik: – Nas, najbardziej wydawałoby się zainteresowanych sprawą, nikt bezpośrednio o przetargu na grunty, które wciąż dzierżawiliśmy, nie poinformował. To się rozniosło pocztą pantoflową między rolnikami. Dopiero wtedy zaczęliśmy szukać w internecie i faktycznie było ogłoszenie o przetargu. To była dla nas zbyt ważna kwestia, żeby ją przeoczyć.
Spółdzielnia: – Przetarg podzielono na dwie części – osobno na grunty Spółdzielni, a osobno na grunty indywidualnego rolnika. Zresztą cały przetarg był trochę dziwny, bo był nieograniczony ani terytorialnie, ani zawodowo, a z reguły tak nie jest z gruntami rolnymi. Uczestników przetargu, zainteresowanych dzierżawą było około 15. Wadium było stosunkowo nieduże, nawet zaskakująco niskie.
Przetarg rozpoczął się nietypowo. Spóźniała się jedna osoba i na tę jedną osobę prowadzący przetarg czekał. Teraz myślę, że to był mój błąd, że wtedy nie zdyscyplinowałem prowadzącego. Na początku przetargu wstałem i opowiedziałem historię, że Spółdzielnia uprawia te grunty 43 lata, że obsialiśmy pszenicą, ponieśliśmy poważne nakłady i proszę o wycofanie tych gruntów z przetargu i umożliwienie nam zebrania plonów. Moje wnioski zostały odrzucone. Spóźniona osoba w końcu dojechała. Przetarg się rozpoczął i od razu ceny – w mojej opinii – zaczęły dochodzić do absurdalnej wysokości, zwłaszcza że osoba, z którą licytowałem była przygotowana na każdą kwotę, więc odpuściłem. Wygrała ta osoba, która się spóźniła; pochodzi ponoć z rejonu Wielunia.
Końcowa cena czynszu wyniosła 2.300 złotych za hektar i była pięciokrotnie wyższa niż ta, którą wcześniej płaciliśmy. Dla nas ta kwota była nie do zaakceptowania.
My uprawiamy różne rośliny: pszenicę ozimą i pszenżyto, jęczmień jary i ozimy, kukurydzę, rzepak, grykę i jeżeli popatrzymy na efektywność ekonomiczną poszczególnych upraw, to raz się zarobi parę groszy więcej na czymś, a raz mniej. Ale żadna z tych roślin nie dawała takiego zysku, żebym był upoważniony w imieniu Spółdzielni płacić tak horrendalnie wysoki czynsz za dzierżawę. Ja robię sobie kalkulację, wiem ile co mnie kosztuje i jaki mam przychód z hektara. Znam te grunty od prawie 40 lat, to są grunty klasy 4a, 4b, 5 i nieco klasy 3, czyli raczej słabe. W tym rejonie grunty są położone w szczelinowych skałach wapiennych, dlatego jak nie ma odpowiedniej ilości wody, to jest problem z wysokim plonem. Dziś pszenica kosztuje 900 złotych, a ja mam 6 ton z hektara, czyli 5.400 złotych brutto. Tylko, że są koszty: czynsz, nawóz, materiał siewny, ochrona i oczywiście robocizna i paliwo. Według mojej kalkulacji ekonomicznej żadna roślina, którą tu uprawiamy nie daje takich przychodów, żeby można pokryć tak wysoki czynsz.
Rolnik: – Ja na swoim przetargu zaraz na początku, zwróciłem się do przewodniczącego, że z uwagi na to, iż mamy tam jeszcze obsiewy to chcielibyśmy, by odstąpili od przetargu i wydzierżawili nam grunt do końca produkcji. Odpowiedzieli, że nie są tym zainteresowani. Też wygrała ta sama osoba, co w przypadku Spółdzielni, praktycznie z tą samą kwotą. Naszym zdaniem była to kwota gwarantująca upadek biznesu, bo dzierżawa przestała być opłacalna. Wiem, co mówię, bo siedzę w tej branży 30 lat. Każdy ma kalkulator, matematyki się uczył i coś wychodzi na plusie, a coś na minusie.
– JAFP zarzuca wam, że za czasów KOWR-u płaciliście bardzo niskie czynsze, których nowa spółka nie mogła zaakceptować…
Spółdzielnia: – Oni często używali zwrotu „ład korporacyjny”, że u nich tak to funkcjonuje. Powiem tak, ja sądziłem, że my ten przetarg wygramy i że poziom czynszu będzie wyższy niż w KOWR-ze, ale niższy niż był wylicytowany.
Nie można używać argumentu, że ktoś płacił niski czynsz, bo ten czynsz wynikał z przepisów prawa, obowiązujących w naszym kraju. To są przepisy regulujące czynsze w Agencji Nieruchomości Rolnej, a teraz w KOWR. Więc to nie polega na tym, że ja sobie z kimś, coś tak po prostu ustalam. Poza tym kowrowski czynsz wcale nie jest taki niski, ale na pewno jest bardziej realny ekonomicznie niż ten, który był na przetargu. I co ważne. Dzierżawa w KOWR-ze zaczyna się od wpłaty stosownej kwoty w banku, tzw. blokady środków, które są zabezpieczeniem płatności tego czynszu. Czyli na wejście musiałem ponieść bardzo poważne koszty finansowe, żeby móc kontynuować dzierżawę tych ponad 80 hektarów. I teraz, jeżeli plony będą dobre, to wszystko jest ok. Natomiast, gdyby się zdarzyła na przykład klęska suszy, to wtedy jestem stratny, a czynsz dalej muszę płacić.
Zasiali, ale nie zebrali
– Czy dobrze zrozumiałam, kolejnemu dzierżawcy zostawiliście obsiane pola?
Spółdzielnia: – Tak, mieliśmy zasianą pszenicę, ponieśliśmy koszty obsiewu pól. Zrobiliśmy to jak zawsze profesjonalnie, czyli sporo za wszystko zapłaciliśmy, a nowy dzierżawca wszedł na gotowe. Najpierw nas mamiono obietnicami, że ten nowy dzierżawca zwróci nam poniesione nakłady pieniężne. Później mówiono, że nam JAFP wypłaci rekompensatę pod warunkiem powołania biegłego. Miał on stwierdzić, co jest posiane i jakie ponieśliśmy wydatki. Mam informację, że zrobiono też badania glebowe. Biegły stwierdził, że owszem posialiśmy pszenicę, że gleba była w dobrej kulturze rolniczej, ale napisał, że mogliśmy wykonać tylko orkę bez siania. Zdaniem biegłego orka by wystarczyła. Tyle, że biegły nie wziął pod uwagę, iż my prowadzimy biznes, który ma przynosić dochody Spółdzielni i spółdzielcom, a nie tylko sprawiać wrażenie dobrej kultury rolniczej.
Rolnik: – My, nowemu dzierżawcy zostawiliśmy plantację rzepaku. Trzeba wiedzieć, że w rolnictwie sezon kończy się w sierpniu, więc zadawaliśmy sobie pytanie: siać ten rzepak, czy nie? To zarząd spółki wprowadził nas w błąd, bo na spotkaniu, gdy moja żona spytała prezesa RFG i JAFP-u Mirosława Matyszczaka: „co z nami, co dalej z tym co zasialiśmy?”, odpowiedziano nam: „przecież my jesteśmy tutaj dla was, nasza spółka powstaje z myślą o rolnikach lokalnych”. No…, to ja takim rolnikiem jestem, więc nie było powodów do zmartwień. Zarząd JAFP-u deklarował, że jak skończy się jedna umowa, to podpiszemy następną. A więc naturalnym było, że skoro mamy takie zapewnienia od prezesów poważnej spółki, a przychodzi termin siania rzepaku, to nie czekamy na styczeń, tylko siejemy. Rozmawialiśmy przecież z poważnymi ludźmi, przedstawicielami państwa, to chyba nikt nie zakłada, że nasze obsiewy przywłaszczy sobie państwowa spółka? Dziś czuję się okradziony przez państwo.
Zadam jedno, krótkie pytanie: jak, od strony prawnej, ale też etycznej wygląda bezpodstawne wzbogacenie się na krwawicy chłopskiej przez spółkę Skarbu Państwa, która miała przecież chronić rolników? – bo w moim odczuciu to tak wygląda.
– I co, posiał pan rzepak?
Rolnik: – Tak. Mało tego. Dalej nie dowierzając, że wszystko będzie tak fajnie jak zarząd JAFP-u mówił, nie dałem nawozu. Pomyślałem: rzepak sobie odrośnie, a potem zastanowię się, co będzie dalej. A że wyglądało pozytywnie, więc dołożyłem jednak tego nawozu, żeby plantacja była idealna. Poszedł oprysk, wyrósł piękny rzepak. Nawet nowy dzierżawca gruntów od JAFP (ten spod Wielunia) mówił potem, że na moich nawozach wyrosła mu piękna kukurydza. Tyle, że ja byłem stratny na tym interesie. Potem przyszedł termin siania pszenicy, koniec września. Widziałem, że rolnicy ze Spółdzielni sieją, to ja też posiałem.
Najgorsze jest to, że cała ta robota poszła wniwecz. Nowy dzierżawca nasz rzepak zaorał. Sprytnie zrobili. Zaorali i zasiali na rzepaku kukurydzę. Urosła sobie sama, bez nawożenia. A nawożenie kosztuje ogrom kasy, które daliśmy my pod ten zaorany rzepak. Piękna ta kukurydza urosła, piękna…, na moich nawozach. W końcu 30 lat o to dbaliśmy. Mieliśmy wtedy 32 ha zasianego rzepaku (z 70 ha dzierżawionych gruntów), a pozostałe to były ścieżnie po listopadowym zbiorze kukurydzy. Ja nawet temu panu spod Wielunia proponowałem, by zostawił mi plantację rzepaku na dokończenie, ale nie był zainteresowany. Mówił, że ma kontrakty podpisane na kukurydzę i musi ją siać.
– JAFP twierdzi: „sporządzona opinia rzeczoznawcy jednoznacznie potwierdziła, że sposób zagospodarowania gruntów przez dotychczasowego dzierżawcę”, czyli przez Spółdzielnię, „był niezgodny z zasadami prawidłowej gospodarki rolnej i prowadził do pogorszenia ich stanu.” Co pan na to?
Spółdzielnia: – To jest bzdura. Tylko to mogę powiedzieć. Dla dobrej kultury rolniczej, zdaniem biegłego „ja nie musiałem siać tylko zaorać”? Z reguły to robią tacy rolnicy, którzy biorą dopłaty i ich nie interesuje zbiór. Wszystko zostało zrobione zgodnie z obowiązującymi zasadami dobrej kultury rolnej i te nasze grunty w takiej są.
Ani zbioru, ani kasy…
– Przejdźmy do kwestii rozliczeń. Pola zostały obsiane, ale plonów nie zebraliście, bo na wcześniej dzierżawione przez was grunty wszedł nowy dzierżawca spod Wielunia. Kto zwrócił wam pieniądze za poniesione nakłady?
Spółdzielnia: – Żadnego rozliczenia nie było. Poza opryskliwymi pismami od spółki nie ma nic. Zresztą prawdę mówiąc, z kim tam rozmawiać, jak w JAFP-ie co chwilę zmienia się zarząd, co chwilę jest ktoś inny. Ostatnio najbardziej aktywny był pan Piotr Wrona, który był dość niegrzeczny i w dodatku oferował nam horrendalny czynsz za kawałek gruntu przy chlewni. Ale jego też już nie ma w zarządzie JAFP-u.
W JAFP-ie najpierw mówili, że za nakłady zwróci nam ten nowy dzierżawca spod Wielunia. Później, że oni nam zapłacą. Były nawet rozmowy, ale ostatecznie nie zapłacił nam nikt.
Koszt nakładów przez nas poniesionych to około 170 tysięcy złotych, a gdyby były zbiory to byłoby około 480 tysięcy. Przez wiele miesięcy JAFP grał na zwłokę, więc w końcu poszliśmy do sądu w Częstochowie. Złożyliśmy pozew przeciwko JAFP o zwrot nakładu wraz z odsetkami.
Rolnik: – Gdybyśmy przyjęli tylko to, co straciłem, a co zostało zainwestowane, łącznie z masą próchniczą i rzepakiem, to jest jakieś 300 tysięcy złotych. A gdybyśmy dokończyli produkcję, gdzie wówczas rzepak chodził po 5 tysięcy złotych za tonę, to jestem w plecy około miliona złotych. To jest bardzo duża strata. Akurat to był taki rok, że gdybym to zebrał, pieniądze byłyby olbrzymie.
Złożyliśmy do JAFP-u wezwanie do zapłaty utraconych nakładów, czyli zainwestowanych pieniędzy. Kazali nam wypisać, ile dokładnie w kilogramach i złotówkach włożyliśmy. Na razie na tym stoi. O sądzie jeszcze nie myślałem.
Nie byłoby tej całej sprawy, gdyby w JAFP-ie powiedzieli: „damy wam dokończyć procedurę produkcyjną i koniec, ale dalej nie inwestujcie, bo te grunty pójdą na przetarg, a nie możemy wam zagwarantować, że go wygracie”. I to jest normalna sprawa. Ale w JAFP-ie nie znają się na rolnictwie, dlatego tak jest. Wzięli się za branżę rolniczą, ze swoimi „genialnymi” pomysłami – halami, giełdami itp. Niby dla lokalnej społeczności to robią, a w pierwszej kolejności wykopali właśnie lokalnego rolnika. Oni wolą siedzieć za biurkami i pensje brać. Każdy z nich zakłada pewnie, że jeszcze rok tam posiedzi i koniec.
– W ocenie JAFP to, że dzierżawcy z 2021 roku ponieśli szkodę, jest konsekwencją ich działań. Podobno działali sprzecznie z zawartą umową i JAFP nie może ponosić odpowiedzialności. Spółka twierdzi też, że: „zasiewy i przygotowania gruntów jak również ich zasilenie dokonane było w okresie, w którym stron nie wiązała już umowa dzierżawy.”
Spółdzielnia: – To kłamstwo…, ordynarne kłamstwo. Wszystko co działo się na dzierżawionych gruntach rolnych w roku 2021, działo się w czasie trwania umowy z JAFP-em (do 31. grudnia 2021), czyli uprawa, nawożenie, zasiew. Jeżeli ja zapłaciłem czynsz dzierżawny za grunty rolne, to ja mam prawo pobierania z nich pożytku. Po rzepaku przychodzi pszenica, więc ją zasialiśmy, bo byliśmy w trakcie trwania umowy dzierżawy. Zresztą, mieliśmy umowę na uprawę i ja tam nic innego nie robiłem – uprawiałem. Koniec, kropka.
– Plotki głoszą, że okoliczni rolnicy robili nowemu dzierżawcy spod Wielunia na złość. Doszło podobno do podpalenia…
Spółdzielnia: – Kolejne, wierutne kłamstwo. Co za łgarz takie plotki rozsiewa? Nic dzierżawcy spod Wielunia nie spłonęło. W czasie żniw, rzeczywiście zapaliła się słoma. Interweniowała straż pożarna, ale zdusiła pożar w zarodku. Tylko, że ten pożar był na naszym terenie, na działce nadal dzierżawionej przez Spółdzielnię od KOWR-u. Dzierżawca spod Wielunia żadnych strat nie poniósł.
Sezonowi dzierżawcy
– Spółka JAFP istnieje 3 lata, w pierwszym roku grunty rolne dzierżawiła wam, w drugim osobie spod Wielunia, a w tym roku też rolę uprawia dzierżawca spod Wielunia?
Spółdzielnia: – Nie, już nie. To jest ktoś inny. Był zrobiony nowy przetarg i podobno ktoś z Częstochowy teraz dzierżawi. Osoba ta ma firmę handlującą zbożem importowanym, więc takie grunty są dla niego korzystne, choć lepiej nie wnikać w szczegóły. Podobno wylicytowano 3,5 tysiąca złotych od hektara. Uważam, że to było jeszcze bardziej szalone niż w pierwszym przetargu. Nie wiem na jakiej ekonomii się to opiera – ja takiej nie znam.
– Czy prócz upraw, macie inną działalność rolniczą?
Spółdzielnia: – Do niedawna mieliśmy hodowlę trzody chlewnej, tuczniki – od 600 do 1.200 sztuk. Roczna produkcja w szczycie wynosiła około 5.000 świnek. Ekonomia i JAFP zmusiły nas do zamknięcia chlewni. JAFP zabrał nam część terenu i mieliśmy problem ze spełnieniem tzw. bioasekuracji. Zabrano nam część wjazdu do chlewni, wraz z oświetleniem, także śluzę dezynfekcyjną, silos na ziemniaki kiszone i wydzierżawiono nowemu dzierżawcy, temu z Częstochowy. Pan Piotr Wrona, ówczesny wiceprezes JAFP-u chciał byśmy płacili za ten 30-arowy kawałek astronomiczny czynsz w wysokości 3 tysięcy złotych miesięcznie, czyli w skali roku chcieli 36 tysięcy za dzierżawę gruntu, na którym Spółdzielnia w latach 80. zbudowała ogrodzenie, bramę, silos, śluzę dezynfekcyjną. Nie zgodziliśmy i straciliśmy ten kawałek. W styczniu 2022 roku, zaledwie rok temu, sprzedaliśmy wszystkie tuczniki i zamknęliśmy chlewnię.
– Zdaniem JAFP-u Spółdzielnia nielegalnie zagarnęła część gruntu. Mówi się też, że przymierzaliście się do sprzedaży chlewni. Co pan na to?
Spółdzielnia: – Ktoś kłamie jak najęty. Chlewnia jest umiejscowiona na gruncie dzierżawionym od KOWR. Jak nie jestem właścicielem gruntu to budynku nie sprzedam. To chyba oczywiste. Nie ma więc takiej możliwości, by Spółdzielnia wystawiła chlewnię na sprzedaż. A co do nielegalności… Przecież Spółdzielnia nie postawiła obiektów teraz, za czasów JAFP-u. Chlewnia powstała w latach 80-tych, więc jeśli już to winnych JAFP powinien szukać w poprzednim ustroju.
Brak owoców i warzyw, ale będzie giełda
– Jest pan doświadczonym rolnikiem. Jak pan ocenia powstanie JAFP-u i pomysł budowy pod Częstochową giełdy owocowo-warzywnej?
Rolnik: – Pyta pani, czy JAFP postawił już którąś z hal? Póki co, to oczy w słup postawili. Nie widzę, by cokolwiek tam się działo. Przecież to jest sztuczny twór, który powstał na czyjeś widzi mi się. JAFP ma siedzibę w Kościelcu. Tablica jest na płocie u mojego kolegi. Oni to bardzo sprytnie zrobili, bo kupili od chłopów jakieś „krzaki”, kilkadziesiąt hektarów, a potem stwierdzili, że to jest warte grube miliony złotych. Gdy przejęli tereny KOWR-u plus ich tereny, to jest już wartość około 200-300 milionów (to wyczytałem w jakiejś gazecie). To ja bym im sprzedał moje „krzaki”, nawet za pół ceny, skoro takie miliony są warte. Przecież ja znam te tereny, bo tu mieszkam. To wszystko polityka – coś jest nic niewarte, a za chwilę jest warte miliony.
A co do samego pomysłu utworzenia giełdy? Mamy ryneczek w Częstochowie. Cztery hale po 10 tysięcy mkw, to są 4 hektary pod dachem. Co za pomysł – z całej Polski będą zwozić warzywa w teren, który w ogóle nie jest warzywny? No ludzie… Nie ma żadnych dużych plantatorów na naszym terenie. Jedyni z większych to borówkarze. Mam kolegę, który ma około 8 ha borówki, ale on ma w nosie rzucanie pod ich hale borówkę, bo ma swoją dystrybucję. Gdyby to pod Krakowem robili, to bym zrozumiał, albo pod Skierniewicami, bo tam maliny, truskawki i inne owoce się produkuje. Ale nie w naszym pustynnym terenie. My nie mamy ani rozwiniętej hodowli, ani warzywnictwa rozwiniętego, bo warzywnik każdy ma w ogródku na swoje potrzeby. Terenem sadowniczym też nie jesteśmy. Nawet sady w Mstowie to jest kropla w morzu. Produkujemy tylko zboża, kukurydzę i rzepak. Przecież nie będziemy przebranżawiać się na marchewkę.
Spółdzielnia: – Utrzymanie tak dużych gospodarstw jak nasze, jest pewnego rodzaju loterią. Nigdy nie wiemy, jak giełdy światowe zareagują, na przykład na dziwne importy, jak ten z Ukrainy. On miał być pomocny dla Ukrainy, ale nie dość że nie pomógł, to przysporzył problemów polskim rolnikom. Magazyny są zapchane tranzytowym zbożem, które miało pojechać do biednych krajów, a jednak zostało w Polsce. Teraz my swojego zboża nie możemy sprzedać, bo przetwórnie są pełne.
My, rolnicy wywiązywaliśmy się z umów dzierżawnych, wykonywaliśmy swoją działalność rolniczą dobrze, więc to my dalej powinniśmy dzierżawić. KOWR nie powinien nam tych gruntów zabierać i dawać aportem do innego podmiotu – JAFP, który z definicji nie jest rolnikiem. Przecież KOWR ma za zadanie tworzyć gospodarstwa rolne rodzinne i powiększać je, a na pewno nie uszczuplać tych gospodarstw, które mają tak duży potencjał produkcyjny – chociażby nasza Spółdzielnia. Publicznie opowiadają frazesy, a rzeczywistość jest zupełnie inna. To są jakieś żarty…
***
Odpowiedzialność za decyzje podejmowane przez spółkę Skarbu Państwa Jurajski Agro Fresh Park spoczywa na zarządzie spółki oraz kontrolującej go radzie nadzorczej.
W latach 2020-2022 zasiadali
w zarządzie:
Mirosław Matyszczak – prezes (zmarł w marcu 2022 r.)
Artur Sokołowski – wiceprezes (usunięty ze spółki w maju 2022 r.)
Monika Pohorecka – wiceprezes (do dziś)
Piotr Wrona – wiceprezes (powołany w kwietniu 2022 r.; we wrześniu 2023 r. przeszedł do spółki TAURON na kierownicze stanowisko)
w radzie nadzorczej (do dziś):
Ewa Pala
Jerzy Nowakowski
Piotr Susłowicz
Krzysztof Rodzik
Ewelina Mikulska
Do tematu powrócimy.
7 komentarzy
Ręce opadają, jeden wielki szwindel z pseudopolityką w tle…
Ręce opadają, jeden wielki szwindel z pseudopolityką w tle…
A kto był ojcem powstania Spółki JAFP? Ówczesny Wiceminister Rolnictwa Pan Szymon Giżyński
A kto był ojcem powstania Spółki JAFP? Ówczesny Wiceminister Rolnictwa Pan Szymon Giżyński
Zapaść rodzimego rolnictwa? Nikt nie skorzystał tak jak chłopi po wejściu Polski do UE. Po co pisać takie pierdoły.
Zapaść rodzimego rolnictwa? Nikt nie skorzystał tak jak chłopi po wejściu Polski do UE. Po co pisać takie pierdoły.
Z giełdą będzie tak samo, jak z województwem częstochowskim?
Z giełdą będzie tak samo, jak z województwem częstochowskim?
Województwo to tylko obietnice beż pokrycia, a giełda to wydatki i na razie tylko wydatki. Zarząd RFG powinien zostać oceniony pod kątem zasadności podejmowanych decyzji i działania w interesie spółki. Jeżeli zainwestowane w giełdę pieniądze mogły zostać lepiej wykorzystane i przynieść konkretny zysk to ocena nasuwa się sama. Na razie wydatki na pensje, podatki od nieruchomości, zarządy,rady nadzorcze itd. Pytanie kiedy zyski ?
Województwo to tylko obietnice beż pokrycia, a giełda to wydatki i na razie tylko wydatki. Zarząd RFG powinien zostać oceniony pod kątem zasadności podejmowanych decyzji i działania w interesie spółki. Jeżeli zainwestowane w giełdę pieniądze mogły zostać lepiej wykorzystane i przynieść konkretny zysk to ocena nasuwa się sama. Na razie wydatki na pensje, podatki od nieruchomości, zarządy,rady nadzorcze itd. Pytanie kiedy zyski ?
Jak pisała gazeta w spółce jest NIK może sprawdzi ten biznes plan i poinformuje opinie publiczna w protokole kiedy zyski z tej inwestycji. Czy budowa ma teraz trwać i trwać? DecYzja o inwestycji a skąd środki i kiedy finał to chyba pytanie retoryczne.
Jak pisała gazeta w spółce jest NIK może sprawdzi ten biznes plan i poinformuje opinie publiczna w protokole kiedy zyski z tej inwestycji. Czy budowa ma teraz trwać i trwać? DecYzja o inwestycji a skąd środki i kiedy finał to chyba pytanie retoryczne.
Redakcja już o pszczołach pisała. Pozostając w twórczości Wodeckiego zaraz sezon letni i można będzie zanucić Chałupy welcome to … Jak co roku w Chałupach gdy zaczyna się upał.. I wycieczka do słynnej sauny wspaniale podłączonej.. na plaże i drogą przystań…
Redakcja już o pszczołach pisała. Pozostając w twórczości Wodeckiego zaraz sezon letni i można będzie zanucić Chałupy welcome to … Jak co roku w Chałupach gdy zaczyna się upał.. I wycieczka do słynnej sauny wspaniale podłączonej.. na plaże i drogą przystań…